W siódmej części brańskiego alfabetu najwięcej miejsca poświęciłem fenomenowi Hodyszewa - sanktuarium, które pełni rolę niemal drugiej brańskiej parafii. Nie zabraknie też odniesień do hali sportowej czy też nieistniejącego hotelu, który w Brańsku jest jednak godnie zastępowany w nieco innej formie.
Hala sportowa
Obiekt dla Brańska niezwykle ważny. Dzisiaj taką halę posiada praktycznie każda gmina w Polsce. W Brańsku powstała ona na początku XXI wieku, gdy nie było to takie oczywiste w przypadku mniejszych społeczności. Był to więc dla nas powód do dumy i zadowolenia – dzisiaj jest to już stały element krajobrazu miasta i szkoły.
Brańska hala sportowa ma trybuny i to dość obszerne – to duży plus, ponieważ wbrew pozorom, w niektórych halach pomija się ten element, stawiając jedynie na boisko – takie budynki są wtedy tworzone typowo do zajęć szkolnych. W Brańsku natomiast można zorganizować różne rodzaje imprez – zawody sportowe, apele szkolne, egzaminy czy nawet spotkania takie jak wizyty premierów w 2007 i 2022 roku jak też sesje rady miasta. Wszystko można oglądać także z góry, ale powiedzmy, że balkon to po przede wszystkim droga do siłowni, która również wchodzi w skład obiektu.
Jakiś czas temu pomalowano ściany przy boisku w ramach dziecięcego lub też sportowego „graffiti”. Sam pomysł był dobry lub neutralny, gdyby nie to, że kolory okazały się w większości zbyt ciemne. Jeśli ktoś tego nie zauważył, to proszę sobie porównać i wyciągnąć wnioski. Moim zdaniem (co podkreślam), choć było goło, to jednak bardziej wesoło. Zamieszczam filmiki – w tym przypadku lepiej oglądać nie przed → po, ale odwrotnie :
Po:
Przed:
Jeszcze sobie ponarzekam na ten nasz dobrobyt, bo lepiej narzekać na dobrobyt niż na biedę. Konstrukcja sufitu hali powoduje, że ląduje tam multum piłek. Jak wiadomo można było tego uniknąć, ponieważ istnieją tego typu budynki bez większej ilości zakamarków, które lubią przytulić ten okrągły przedmiot. A potem wiadomo – przy zdejmowaniu trzeba się z tym bujać przy pomocy długaśnych drabin.
Drugie zmartwienie to akustyka. Być może jest to pochodna wspomnianego sufitu, być może czegoś innego. Nie jestem znawcą tematu (dobrzy technicy poradzą sobie z każdym trudnym pomieszczeniem), ale uchem i okiem laika stwierdzam, że ogólnie jest z tym problem, na co przykład stanowią kolumny zainstalowane przed laty na balkonie. Dzisiaj są nieużywane, ponieważ nie zdały egzaminu, dlatego na czas apelów kolumny są rozstawiane na płycie głównej.
Bywa, że sam mam zagwozdkę, ponieważ czasami chcąc nagrać jakiś materiał w hali (u nas zwykło się błędnie mówić „na hali”), muszę wychodzić z tyłu, za kolumny, przez co dźwięk wypada na wideo po prostu blado. Myślę, że przynajmniej z troski o ludzi na trybunach można w przyszłości pomyśleć o małych głośnikach umieszczonych na filarach, czyli tak jak w kościele.
Niektórzy twierdzą, że hala posiada też problem z ogrzewaniem. Osobiście nigdy na to nie narzekałem – ani jako uczeń, ani jako dorosły. Wiadomo, że jeśli w hali na bramkach i koszach nie wiszą sople (obiektywny ziąb), to jednak odczuwanie ciepła lub zimna jest pojęciem względnym dla każdej pojedynczej osoby.
Obecnie hala jest dostępna dla mieszkańców w celach rekreacyjnych w każdy piątek wieczorem, a jeśli ma się jakiś inny pożyteczny społecznie sposób na jej wykorzystanie, to dyrektor ZS nie zwykł robić problemów z jej użyczeniem – oby na końcu po imprezie posprzątać.
Hałas
Jak już wspominałem pod literą „G”, w dużym mieście potrafią budzić człowieka gołębie, ale i w miejscach o bardziej natężonym ruchu także samochody i pociągi. Oczywiście wszystko jest kwestią przyzwyczajenia – niektórzy radzą sobie nawet ze znajdującą się pod oknem kościelną dzwonnicą. No właśnie – jest ona przykładem jednego z niewielu źródeł hałasu w miasteczku takim jak Brańsk. Chodzi mi oczywiście o poranną uciążliwość. Tutaj jednak nie ma co krytykować tradycji – tak jest tu od setek lat. Są natomiast w Brańsku miejsca, które hałas czy też nieprzyjemny zapach emitowane są z powodu takiej, a nie innej specyfiki biznesu. Wiadomo, że chodzi o niektóre zakłady przemysłowe. Dzisiaj już tego nie zmienimy – wybudowano je, więc już niech tam sobie stoją, ale w trosce o mieszkańców najlepiej jeśli w przyszłości takowe będą powstawać choć trochę poza miastem. Chwała więc temu kto zdecydował lub zdecyduje się na przeniesienie swojej działalności poza teren brańskich zabudowań.
Gdzie w mieście jest najgłośniej, jeśli chodzi o ruch samochodowy? Z pewnością na ul. Armii Krajowej, Sienkiewicza i Kościuszki, gdyż są to odcinki drogi krajowej i drogi wojewódzkiej. Czy mogło być gorzej? Mogło. Czy Brańsk powinien doczekać się w przyszłości obwodnicy? Ciekawe pytanie, choć podejrzewam, że wtedy zrobiłoby się u nas chyba aż zbyt cicho i spokojnie. A tak zawsze ktoś przypadkowy, jadący z daleka po drodze – a więc choćby tylko przejazdem – zobaczy sobie nasze miasteczko.
Handel
Brańskie biznesy, problem zanikającej targowicy – te sprawy przewijają się alfabecie co jakiś czas, dlatego tym razem położę akcent na inną sprawę, mianowicie na powstały na początku lat 90. ryneczek, którego dzisiaj praktycznie już nie ma. Niedawne nagłe odejście Pana Niemyjskiego doprowadziło do sytuacji, że ów plac stał się praktycznie pusty. Wyjątek stanowi jedynie pojawiający się co jakiś czas warzywniak Pana Pietrzykowskiego.
Dziwnie się z tym czuję, bo z dzieciństwa pamiętam dni, że handlowcy często nie mogli się tam pomieścić – było ich wielu, podobnie jak klientów. Mieszkaniec znalazł tam wszystko – ubrania, spożywkę i różne tzw. duperele. Obecnie teren ten służy jako parking – obok są sklepy i przychodnia lekarska bez własnych miejsc parkingowych, więc mamy przynajmniej „plus ujemny”.
Bardzo ciekawi mnie, co brańszczanie myślą o przyszłości ryneczku. Kiedyś zresztą o to pytałem w artykule, co niektórzy odebrali za tworzenie niepotrzebnego zamieszania. Owszem, można w tym miejscu coś wybudować, ale czy trzeba? Niekoniecznie. Lepiej gdyby jednak powrócił tam drobny handel jak za nie tak dawnych lat. Pytanie – jak to zrobić?
CZYTAJ TEŻ:
Brański ryneczek pustoszeje. Jaka powinna być przyszłość tego miejsca?
Harcerze
O tym czym ogólnie czym zajmują organizacje harcerskie w Polsce chyba nie muszę się rozpisywać, ponieważ informacji w internecie na ten temat jest naprawdę wiele i łatwo do nich dotrzeć. Moim zadaniem jest przekazywać raczej fakty i spostrzeżenia trudne do znalezienia.
Harcerstwo to w największym skrócie - służba Bogu, ludziom i Ojczyźnie, a co za tym idzie, kształtowanie postaw charakteryzujących dobrego obywatela i człowieka - kogoś na wzór starożytnego kalos kai kagathos, a więc osobę dobrą i piękną.
Prawdopodobnie pierwsza wzmianka o harcerzach w Brańsku sięga drugiej połowy lat 30. XX wieku, gdy wikariuszem tutejszej parafii i opiekunem harcerzy był ks. Józef Chwalko (od 1935 do tragicznej śmierci w 1945 roku).
Po wojnie, a więc w realiach Polski Ludowej, co oczywiste, trudniej było o odtworzenie harcerstwa o podobnym charakterze. Oficjalnie miało to miejsce w 1956 roku. Mimo odgórnych zaleceń „czerwonych” co do promowania „wartości” komunistycznych, w mniejszych ośrodkach i tak najwięcej zależało od opiekunów i prezentowanego przez nich podejścia.
W Brańsku o reaktywacji ruchu harcerskiego można mówić prawdopodobnie od lat 60.
Można powiedzieć, że aż do upadku komuny harcerstwo w małych miejscowościach kojarzono ze szkołą. Było tak dlatego, że nauczyciele przeznaczali swoje godziny nadliczbowe na prowadzenie lub wspomaganie harcerstwa, tak więc było ono tak jakby jednym z (nie)formalnych kółek przedmiotowych. Niewątpliwie miało to swoje plusy – władza była jaka była, ale prowincji zbytnio nie dyskryminowała pod tym względem, więc jakieś środki na działalność harcerzy były.
W latach 90. państwo przestało finansować szkolne inicjatywy związane z harcerstwem, dlatego wtedy najwięcej zależało od organizacji typu typu ZHP czy ZHR. Brańsk stał się niejako poszkodowany. Osobiście pamiętam tylko, że zajęcia zuchów w szkole prowadziła na początku XXI wieku Pani Ela Malinowska.
W 2010 roku powstała 15. Wielopoziomowa Drużyna Harcerska „Inka”, której opiekunem był Pan Mieczysław Korzeniewski. Z racji, że był on nauczycielem, to do momentu przejścia na emeryturę w 2015 roku miał ułatwione zadanie, ponieważ łatwiej mu było kontaktować się z harcerzami. Potem już w swoim domu w taki sposób podziałał jeszcze ok. 3-4 lata aż drużynę postanowiono rozwiązać.
Po niedługiej przerwie (chyba nie więcej niż 2 lata) „Inka” powróciła, choć już jako nowy byt. Pozostała więc słynna patronka, ale pojawiły się nowe osoby – zarówno wśród członków jak i opiekunów. Kiedyś zwrócono mi uwagę, że „opiekun” to złe słowo, ale ja nie znam dokładnej nomenklatury. Domyślam się, że ks. Robert Figura (ówczesny wikariusz brański) został drużynowym, a Pani Lucyna Oleksiewicz przyboczną (najwyżej mnie poprawicie).
Mniejsza o tytuły, liczy się aktywność, a ta jest naprawdę okazała jak na małą miejscowość. Harcerze „Inki” znani są z troski o groby polskich żołnierzy, które sprzątają i zapalają na nich znicze. Co roku kwestują na cmentarzu na szczytne cele, pomagając również przy zbiórkach żywności w okresie przedświątecznym. Ciekawą inicjatywą, nieco oryginalną jak na harcerzy, jest tworzenie wieńca dożynkowego. Co tu dużo mówić – dzieciaki angażują się w coś, co zabiera im ostatnie dni wakacji, a mimo to są zadowolone. Jest to więc na pewno ciekawy pomysł. Sam doświadczyłem tego, że dzieci świetnie potrafią integrować się z osobami starszymi, dlatego – przynajmniej kiedyś – nie tak rzadko harcerze „Inki” pojawiali się na występach w Brańskim Klubie Seniora.
Mam nadzieję, że naszych harcerzy jak i tutejszą organizację czeka świetlana przyszłość i doczeka się wreszcie własnej „harcówki”. Na razie brańska „Inka” może liczyć na wsparcie parafii, która udziela im do spotkań swojej sali.
WIDEO: Harcerze w czasie Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Brańsku:
Herb
Nasz herb jest wspaniały. Po prostu. „Pogoń” nawiązuje do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego, a Litwa i Białoruś po dziś dzień używają go jako swojego symbolu. Białoruś oczywiście nieoficjalnie, gdyż ziemiaczano-buraczane rządy Łukaszenki skręciły w stronę sowiecką i w 1995 roku „Pogoni” się pozbyły formalnie, ponieważ z ludzkich serc usunąć się jej nie da.
W przypadku Brańska nadanie właśnie takiego herbu było wypadkową tego, że prawa miejskie (magdeburskie) otrzymaliśmy z rąk jednego z Jagiellonów, a dokładniej księcia Aleksandra w 1493 roku. Tak więc przez 530 lat herb przetrwał, choć jak wspominałem pod hasłem „Gadżety” przydałoby się go nieco odświeżyć, ale tylko odświeżyć – poza tym nie majstrować przy dziedzictwie, które zostało do dzisiejszych czasów i jest jednym z przykładów bogatej historii miasteczka.
Na koniec warto wspomnieć o tym, że nasz herb ma też bardzo rozpowszechnioną błędną wersję. Dla porównania - po lewej błędna (z zaokrągloną tarczą), a po prawej prawidłowa. Sam kiedyś też strzeliłem byka, udostępniając nieprawidłową wersję.
Historycy
Proszono mnie, żebym napisał coś o historii Brańska. Cóż – nie ukrywam, że historia ogółem to jedno z moich zainteresowań, a w ostatnich latach wręcz czołowe, ale myślę, że na temat dziejów Brańska powstało już naprawdę dużo opracowań, a czeka na nas także drugi tom monografii miasta i ewentualnie kolejne. Skoro więc są dostępne źródła, to korzystajmy z nich – szukać daleko nie musimy, gdyż wiele z nich znajduje się w internecie czy też w naszej miejscowej bibliotece. Tam oprócz sympatycznej i pomocnej Pani Małgosi, odnajdziemy, a przynajmniej powinniśmy odnaleźć egzemplarze „Ziemi Brańskiej”. Powstanie tego periodyku uważam za coś wielkiego – jest to kawał dobrej roboty społecznikowskiej.
W wielkim skrócie Ziemia Brańska to:
Pismo popularnonaukowe dotyczące przeszłości Brańska i okolic. Celem pisma było popularyzowanie lokalnej wiedzy historycznej, a także poddanie ustaleń pod krytykę, co miało podnieść poziom przyszłej monografii miasta. W latach w latach 1989-1995 ukazało się sześć numerów, w tym 2 i 3 (1990/1991) był podwójny, a nr 5 (1994) wspólny z "Białostocczyzną" nr 4/1994. Wydawcą pisma było Towarzystwo Przyjaciół Brańska. "Ziemię Brańską" redagował Zbigniew Romaniuk.*
------
Jest okazja, więc wspomnę trochę o brańskich historykach, ale z zawężeniem na szkołę, a dokładniej na moje lata nauki.
Można by rzec – było ich trzech, w każdym z nich inna krew. W oryginale „Autobiografii” chodziło o Olewicza, Hołdysa i Mogielnickiego, a więc dwóch tekściarzy i muzyka i tutaj też tak trochę będzie.
Pan Zbigniew Romaniuk posiada pokaźny dorobek, zwłaszcza jako regionalista, dlatego wspominam o nim dosyć często. W pisaniu jest szalenie pracowity i płodny niczym Joseph Ratzinger (późniejszy papież Benedykt XVI) lub też Remigiusz Mróz (podejrzewam, że Pan Zbyszek woli porównanie do pierwszego z tych panów). O takich ludziach mówi się, że więcej książek napisali, niż przeczytali.
Pan Wojtek Ostrowski też ma swój niemały wkład w odkrywanie naszej lokalnej historii, zwłaszcza w latach 80. i 90., ale dla mnie będzie jednak na pierwszym miejscu kojarzył się przede wszystkim z muzyką i swoją muzykalną rodziną. Wspomnę więc o nim więcej w innym haśle.
No i ten trzeci. Jego nazwisko zaczyna się na „ch”, więc zapowiem go trzeba słowami, które zaczynają się podobnie. Charakter, charakterystyka, charyzma – a więc Chren. Pan Edward. W przeciwieństwie do swoich kolegów, na co dzień jest o nim cicho, więc poświęcę mu najwięcej miejsca, choć i tak za mało.
Całkowicie inny typ człowieka od swoich kolegów. Ani lepszy, ani gorszy – po prostu inny. Człowiek, który po pierwsze nie pochodzi z Brańska, więc trudno by „rajcowała” go historia naszego miasta w podobnym stopniu jak osoby tutaj urodzone i wychowane. Stąd też podchodził i nadal podchodzi do wszystkiego bez większych emocji. Był nawet burmistrzem Brańska, ale też szybko sobie odpuścił politykę na rzecz pracy w szkole. Historię nie tylko zna, ale na dodatek rozumie, a to nie jest wcale tak często spotykana cecha u historyków. Nie twierdzę, że pozostali wymienieni historii nie rozumieją, bo wiem, że są dobrymi analitykami, ale Pan Edek to po prostu urodzony pragmatyk – sam jako niepoprawny optymista, szalenie mu tej cechy zazdroszczę. Co do charyzmy, to niewątpliwie ją posiada – u niego na lekcjach towarzystwo zawsze siedziało cicho, mimo że nikogo nie terroryzował, ani też zbytnio się nie przymilał. A przecież jak to na historii – często musiał przecież mówić o nudnych sprawach, które w ówczesnych podręcznikach szkolnych prezentowano w niesamowicie beznadziejny, nieprzystępny sposób. Jego gawęda miała jednak "to coś" z racji na błyskotliwe dygresje. Z Panem Chrenem było trochę tak jak z dobrym trenerem piłkarskim – jeśli się go zarówno nieco boisz, odczuwasz dystans jak i na swój sposób podziwiasz, to znaczy, że zna się na robocie.
Małżonka, Pani Ula – również brańska nauczycielka, ale od języka polskiego (Achtung! Polonistów brańskich też kiedyś zaczepię). Heh, zawsze się zastanawiałem jak u państwa Chrenów działa słynna zasada, że w związku jedna z osób musi być głupsza lub udawać głupszą – przecież oni obydwoje są mądrzy.
*Źródło: https://pcr.uwb.edu.pl/ZB/
Hodyszewo
O tamtejszym sanktuarium „ludzie mówio” jako o drugim kościele parafii Brańsk i trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Każdej niedzieli i w każde święto tłumy mieszkańców nie tylko z oddalonego o 12 km drogi Brańska, ale z całego Podlasia przybywają do swojej Królowej - Matki Bożej Pojednania uwiecznionej na słynnym wizerunku z XVII wieku.
Miejsce to jest – jak to się mówi – łaskami słynące, o czym podobno przekonała się nawet moja prababcia, która tracąc wzrok, udała się tam niegdyś z pieszą pielgrzymką ze wsi Olędy (obecnie Olendy). W opowieściach rodzinnych mówi się o niej jako o osobie bardzo religijnej i po prostu dobrym człowieku, więc myślę, że późniejsza znacząca poprawa widzenia rzeczywiście mogła być spowodowana jej silną wiarą. Osobiście wierzę w cuda, więc w ten również, ale też nie uważam, że należy się ich doszukiwać zbyt często (lekarze chyba się z tym zgodzą). Cud polega właśnie na tym, że zdarza się niezwykle rzadko i poza uzdrowioną osobą, powinien wprowadzić w zdumienie innych (świadków) i wzmocnić ich być może zbyt słabą wiarę.
Sama parafia może pochwalić się ciekawą historią, pełną ciekawostek – np. tym, że posiada rodowód prawosławny oraz unicki, greckokatolicki, a dopiero od 1919 roku jest rzymskokatolicką. Obecną świątynię budowano łącznie aż 43 lata i to właśnie chyba „na gotowe” w 1976 przyszli Księża i Bracia Pallotyni (SAC). Oczywiście sami stworzyli też swoją historię, wręcz legendę, ponieważ ich posługa duszpasterska jest tutaj bardzo ceniona – nawet teraz pomagają przy wznoszeniu kolejnego budynku - „Domu Miłosierdzia”. Budynki te służą, m.in. grupom parafialnym oraz grupom wsparcia np. osobom uzależnionym.
Pallotyni, choć nie są oficjalnie zakonem, to jednak z racji na wspólnotowe życie wydają się bliżsi zakonnikom niż tzw. „prywaciarzom” jak w wewnątrzkościelnym slangu zwykło się określać księży diecezjalnych (sorry, tak się mówi). Z racji, że wielu z nich ma za sobą epizod misyjny, to potem zwyczajnie widać po nich, że w kontaktach z wiernymi dysponują dużym luzem, nieszablonowymi zachowaniami, czego często brakuje przyzwyczajonym do ustalonych schematów „zwykłym księżom”. Oczywiście jest to moja opinia, ale myślę, że wiele osób przyzna mi rację. W końcu, brańszczanie - nie tylko dla Matki Bożej jeździcie regularnie do Hodyszewa...
No właśnie. Z racji na pokaźną liczbę gości, w hodyszewskim sanktuarium maryjnym można mówić o ciągłych anomaliach frekwencyjnych – czasami nawet liczonych w tysiącach procentów. Na papierze parafia liczy sobie przecież zaledwie ok. 300 dusz - mieszkańców niewielkich wsi, takich jak: Jośki, Kiewłaki, Ściony i Wodzki oraz oczywiście Hodyszewo. Ciekawy przypadek stanowi wieś Ferma, którą parafia Domanowo z diecezji drohiczyńskiej „oddała w duszpasterski leasing” pallotynom posługującym przecież na terenie diecezji łomżyńskiej. Jest to zrozumiałe, ponieważ z Hodyszewa do Fermy jest po prostu rzut kamieniem, a wieś tę zamieszkuje niewiele osób.
Inną ciekawostką jest Krynica, czyli kaplica ze źródełkiem na końcu Hodyszewa, a patrząc od strony Brańska – na jego początku. Mimo, że granica wsi jest punktem granicznym gminy (Brańsk – Nowe Piekuty), powiatu (bielski i wysokomazowiecki), a blisko od tego miejsca oddzielają się diecezje (drohiczyńska i łomżyńska), to sam teren Krynicy należy do gminy Brańsk, dlatego w pewnym sensie Hodyszewo jest trochę terenem brańskim, gdyż ciężko wyobrazić sobie sanktuarium bez słynnego źródełka położonego w urokliwym entourage'u.
Należy wspomnieć też o słynnych odpustach* – np. tym połączonym z błogosławieństwem dzieci. Jest on chyba najpopularniejszy. No i teraz hit - z racji, że zarówno parafie w Brańsku jak w i Hodyszewie noszą tytuł Wniebowzięcia NMP, to część brańszczan 15 sierpnia musi dokonać wyboru odpustu i patrząc na to chłodnym okiem wydaje się, że większość z nich udaje się do Hodyszewa, bo w Brańsku wielkich tłumów wtedy nie ma. Jeśli wierzyć brańskim opowieściom, to kiedyś z własnego odpustu „zdezerterował” nawet sam... proboszcz - śp. ks. prał Roman Wodyński. Nie było to nic dziwnego, ponieważ za jego posługi w parafii, Hodyszewa nie traktowano jako konkurencji – z tego, co sam mi wspominał , zwykł dość regularnie spotykać się z tamtejszymi pallotynami. Znając jego „lubienie ludzi”, nie zdziwiłbym się.
Brańszczanie nie pielgrzymują do Hodyszewa pieszo w sposób zorganizowany jak np. bielszczanie z Karmela czy parafianie z Łubina Kościelnego. Wyjątek stanowi szkoła, która tak kiedyś rozpoczynała i kończyła rok szkolny. Od niedawna parafia Brańsk posiada jednak swoje miejsce kultu – tzw. Święte Miejsce k. Brzeźnicy, dlatego to tam Zespół Szkół maszeruje we wrześniu, a do Hodyszewa dociera z kolei w czerwcu.
Wspominałem, że udekorowanie ścian brańskiej hali sportowej moim zdaniem jej nie pomogło. W przypadku Hodyszewa również uważam, że choć niegdyś były tu po prostu gołe ściany, to jednak było to lepsze rozwiązanie od aktualnych „wypasionych” fresków. Owszem, są naprawdę piękne i kolorowe, ale przynajmniej w moim przypadku pojawienie się tego typu malunków doprowadziło do tego, że wzrok mi w sanktuarium ucieka. Kiedyś był tylko cudowny obraz jako centralny punkt i nic człowieka nie rozpraszało. Rozumiem jednak ówczesnego proboszcza i radę parafialną – pokaźnych datków na rzecz parafii jest dużo i trzeba coś z nimi zrobić, a każdy gospodarz chce też po sobie coś zostawić. Dlatego czasami można przedobrzyć.
*O brańskich odpustach trzeba będzie chyba wspomnieć oddzielnie – warto.
Hotel
W Brańsku hotel – w ścisłym rozumieniu tego słowa - istniał przed wojną i znajdował się na miejscu obecnego ryneczku, czyli przy ul. Sienkiewicza 18. Nosił nazwę Rubina. Nie była ona przypadkowa - właścicielem hotelu był Gelie (Genia) Rokhel Rubin-Kobylański. Była to kamienica o dwóch kondygnacjach.
Na filmie od 8:43
Obecnie miejsca a'la hotelowe w Brańsku są udostępniane przez lokale z gastronomią (codzienną lub okolicznościową), a więc przez salę weselna u Mystka, Gościniec Brański i położoną blisko miasta Willę Kumat. Bez nich byłoby cienko, ponieważ miasto nie posiada choćby niewielkiej bazy noclegowej przy szkole jak np. Rudka, która w ostatnim czasie doczekała się remontu istniejącego od lat internatu przy ZS CKR.
Kamil Pietraszko
"Brańsk od A do Z" - pozostałe litery: