Litera F w przypadku Brańska nie zapewnia mi z miejsca zbyt wielu skojarzeń, ale zawsze jakieś się znajdą, na dodatek bardzo przyjemne typu: fajrant, film czy flaszka.
FAJRANT
Czyli zakończenie pracy. W większych zakładach są np. 3 zmiany, a więc czasami „wali się nocki”, co oznacza, że Brańsk nigdy do końca nie śpi. Polityka zakładów w tej kwestii jest tutaj jednak mniej istotna. Bardziej mnie zastanawiają godziny otwarcia brańskiego handlu i usług. Na co dzień przebywając w Białymstoku, człowiek przyzwyczaja się do pewnych udogodnień np. różnego rodzaju sklepów i usług dostępnych chyba statystycznie rzecz biorąc do 18:00-19:00 (galerie to inna sprawa). Godziny otwarcia to tam rzecz święta – pracownik lub szef siedzi do końca lub dłużej.
U nas bywa z tym bardzo różnie. Niby ludzie pracują czasami nawet ciężej niż w Białymstoku, a z niektórych miejsc po skończonej pracy nie mogą skorzystać, bo u nas potrafią być one zamknięte nawet o 15:00-16:00, no i nierzadko zauważam, że godziny otwarcia bywają bardzo różnie traktowane – np. przyjeżdżasz 15-20 minut przed oficjalnym zamknięciem i już całujesz klamkę.*
Niech nikt z naszych przedsiębiorców nie bierze tego do siebie – naprawdę nie mam nikogo na myśli, ale przypominam sobie takie sytuacje zaistniałe w Brańsku. Dzisiaj sam bym sobie nie przypomniał kto się wcześniej zawijał. A zresztą – wolny rynek, to i wolna wola usługodawcy. Po prostu tak dziwnie czasami wychodzi – widocznie nasi ludzie mają więcej luzu od tych z większych miast. Może to i dobrze - w małych miastach mniej zabiegania.
Jest jeszcze jeden problem, z którym może mieć osoba przyjezdna lub troszkę odzwyczajona na co dzień od Brańska. Mianowicie chodzi o transakcje kartą – wiele miejsc u nas takiej opcji nie posiada lub podchodzi do niej niechętnie, woląc płatności gotówką. Chociaż kilka razy zdarzało mi się jeździć do bankomatu z niewiedzy lub przez dawne przyzwyczajenia z Białegostoku, to jednak nie uważam tego za coś strasznego. Po prostu trzeba wiedzieć, że u nas lepiej mieć przy sobie choćby niewielki plik gotówki „w razie W”. Dodam jeszcze, że podczas ostatnich awarii sieci komórkowych płatności kartą nie można było zrealizować w miejscach, które korzystają z nich na co dzień swobodnie. Pamiętam, że również popędziłem wtedy do bankomatu – pierwszy był nieczynny, a z drugiego wypłaciłem ostatnie dwa banknoty, tak więc naprawdę lepiej zawsze mieć w zanadrzu gotówkę będąc w Brańsku. Taka dobra rada.
*W soboty dla odmiany to Brańsk żyje od wczesnego ranka, natomiast Białystok późno wstaje i tu już na plus wychodzi nasze miasteczko.
FILM
Brańszczanie, chyba jak wszyscy, lubią sobie obejrzeć dobry film. Najchętniej zrobiliby to w kinie, ale tego niestety nie ma w mieście, po pójściu z dymem budynku słynnej „Orbity” w 1993 roku. Czasami powtarza się mit, że gdyby nie ten pożar, to do dzisiaj oglądalibyśmy tam produkcje kinowe. Wątpię w to, zważając na informacje o złym stanie technicznym obiektu w momencie jego „zjazdu do bazy”. Raczej poszedłby do rozbiórki, ale nikt też nie wie czy w zamian – pod presją społeczną – nie musiałoby tam zostać wybudowane nowe kino. A tak spłonęło i koniec – tematu nowego kina w Brańsku nie brano od tego momentu poważnie pod uwagę.
Na pocieszenie, po wielu latach, brański MOK zorganizował serię seansów kina plenerowego na placu miejskim. Była to bardzo dobra inicjatywa, ale oczywiście ograniczona porą roku, aurą panującą w Brańsku. W lato można o tym pomyśleć i tylko w lato.
Jak zwyklę rzucę porównaniami, by przedstawić lepiej sytuację. Z podobnych miejscowości, kino posiada m.in. mniejszy Drohiczyn i mimo niewielkiej liczby potencjalnych odbiorców, działa ono regularnie. Z pobliskich miast powiatowych film można obejrzeć także w Bielsku Podlaskim oraz w Wysokiem Mazowieckiem – we wszystkich trzech przypadkach kino działa jako inicjatywa ośrodka kultury lub korzysta z jego budynku. Filmy ogląda się tam wcale nie gorzej niż np. w sieciowym Heliosie.
Skoro jesteśmy przy filmie, to trzeba zrobić też tzw. honorable mention dla naszych aktorów, uznanych także w teatrze. Wszyscy są ze sobą spokrewnieni – mowa o Cezarym Kosińskim, jego bracie stryjecznym Rafale oraz o siostrzeńcach pierwszego, czyli braciach Charytonach – Macieju i Pawle. Pan Cezary rzadko pojawia się na brańskich imprezach, zapewne ze względu na obowiązki zawodowe, ale w wywiadach zawsze do Brańska się chętnie przyznaje i mówi o nim pozytywnie i za to, krótko mówiąc, szacun.
Foto: "świeckiej" pamięci kino "Orbita" w pełnym zieleni Brańsku
FLASZKA
Bardzo ważna rzecz w Brańsku jak też i w całej Polsce w kwestii stosunków społecznych. Głównie dotyczy panów.
Jest najlepszym prezentem. Jeśli masz urodziny czy imieniny, to wiadomo, że od gości dostaniesz najczęściej flaszkę, a sam ją stawiasz i pijecie ją „za twoje zdrowie” i „na zdrowie”. Dość długo byłem w swoim życiu abstynentem i moi znajomi o tym wiedzieli, ale na urodziny i tak dostałem od każdego kumpla flaszkę. Heh, tej bariery nie przebijesz – to szklany sufit w kwestii stosunków towarzyskich.
Chcesz załatwić coś drobnego, ale zarazem ważnego za – przychodzisz do kogoś z flaszką. Nie wręczysz mu przecież 30 lub 50 zł, bo byłoby to niepoważne.
Chcesz podziękować kumplowi za coś ważnego – przychodzisz do niego z flaszką. W dowód wdzięczności nie przyjmie od ciebie żadnych pieniędzy, ale jestem przekonany, że już skrzynkę wódki wziąłby bez problemu.
Chcesz kogoś przeprosić za coś – j.w.
Wkupne w pracy - obowiązkowo stawiasz flaszkę i jesteś "ochrzczony", nieformalnie przyjęty do grona pracowników.
- Nie wierzysz mi? - To się załóżmy. - Dobra, to o flachę.
Dobijasz targu, np. sprzedając komuś krowę, opijacie deal tzw. nomen omen „krową”.
- Dawno się nie widzieliśmy, trzeba koniecznie wypić razem flachę. - Oj tak
Zadając komuś pytanie o stopień znajomości z daną osobą, zapewne nie raz słyszysz odpowiedź: Tak, nieraz piłem z nim flaszkę lub A co ja go znam?! Wódki z nim nie piłem.
Przechodzisz z kimś na „ty” - też obowiązkowo pijecie 'brudzia”.
Wódka jest więc nieoficjalną walutą, a tzw. "rękopisy" wręcz walutą szczególną, bo można się nimi pochwalić – są czymś swojskim, podlaskim, a niedostępnym w sklepie, więc wyjątkowym. Kobiety z kolei preferują kawę, słodycze i kwiaty.
W historii Polski flaszka użyta mądrze też jest odnotowana np. gdyby Wałęsa nie upił wystarczająco dobrze Jelcyna, to ruskie wojska stacjonowałoby w Polsce pewnie jeszcze z kilka ładnych lat, a do NATO weszlibyśmy później. Czasami trzeba po prostu wykorzystać wodę rozmowną dla dobra sprawy.
FONTANNA
Jak można było zauważyć, czasami rzucam tutaj jakimiś pomysłami. Nierzadko pochodzą one od mieszkańców, którzy proszą „weź, napisz o tym”. No to piszę.
Fontanna jest w Brańsku rzeczą bardzo pożądaną – zwłaszcza latem. Oczywiście – na placu miejskim pojawia się czasami tryskająca woda i to nawet „pokolorowana” światłem, odpowiednią iluminacją, ale to trochę nie spełnia do końca oczekiwań dużej części osób. Te rozbijają się przede wszystkim o estetykę miasta – piękna, duża betonowa fontanna zrobi wrażenie na wszystkich, zwłaszcza na gościach, osobach przyjezdnych. Wiecie – taka, co się do niej pieniążki wrzuca, siedzi się przy niej z dziewczyną i jest ogólnie rzecz biorąc romantycznie, zwłaszcza że w tle byłby efektowny podświetlany napis „BRAŃSK”. W samym tylko województwie takie napisy mają już m.in. Łapy, Michałowo czy Siemiatycze, czyli tworzy się pewien standard – uważam, że naprawdę pozytywny, bo powstawałoby tam wiele fotografii, które potem idą w świat.
Od razu zaznaczam – z tym akurat wydatkiem nie trzeba się spieszyć, nie jest on konieczny, gdy rzeczywiście są ważniejsze wydatki, a jakaś forma tryskającej wody przecież u nas istnieje. Nie jest ona więc do zbawienia koniecznie potrzebna, choć byłoby miło. Osobiście doceniam decyzję władz o przerzuceniu pieniędzy przeznaczonych na remont schodów do UM do puli na termomodernizację przedszkola. Nie wiem czy wzięło się to z konieczności czy w wyniku presji, że pierwsza myśl byłaby aktem rozrzutności, ale liczy się efekt końcowy, czyli że skorzysta przedszkole. I bardzo dobrze.
Foto: Obecna forma miejskiej fontanny
FUKS, FART
Przy okazji świąt i nadsyłanych w tym czasie życzeń przypomniała mi się anegdota, bodaj autorstwa Grzegorza Laty, który lubi powtarzać, że życzyć trzeba w pierwszej kolejności szczęścia, a potem dopiero zdrowia, bo co ci ze zdrowia, skoro nie masz szczęścia. Pasażerowie Titanica mieli przecież zdrowie, mieli pieniądze, mieli pozycję społeczną, ale co z tego, skoro zabrakło im szczęścia.
Zadałem sobie pytanie – czy Brańsk miał w swojej historii szczęście, farta, fuksa – jakkolwiek nazywać to niewątpliwie pozytywne zjawisko, czasami związane z nieco przypadkowym, ale korzystnym układem zdarzeń.
W 530-letnich dziejach miasta zapewne takich chwil było bardzo dużo, ale skupiając się na ostatnich stu latach, można już to grono zdecydowanie zawęzić. Brańsk często nie miał szczęścia do ludzi i podejmowanych przez nich decyzji. Tutaj najlepiej żeby wypowiedzieli się historycy, ale sam też napiszę o przynajmniej jednej. Najgorsza decyzja to zdecydowanie majstrowanie przy układzie rzeki Nurzec w 1936 roku. Gdyby nie ówczesny kontrowersyjny pomysł, podobny do włożenia kija w szprychy pędzącego roweru, dzisiaj cieszylibyśmy się naprawdę przepiękną rzeką, prawdopodobnie z dużym potencjałem turystycznym. A tak kochamy swój Nurzec trochę jak członka rodziny, czyli bezwarunkowo, przede wszystkim dlatego że jest nasz i się przy nim wychowaliśmy. Dalej jest urokliwy, ale na pewno ograniczono jego potencjał.
Kamil Pietraszko
CZYTAJ TEŻ: