To nie wygląda dobrze - przyznaje Józef Gliński, syndyk masy upadłościowej Bielmleku. - Sytuację przedsiębiorstwa najłatwiej ocenić porównując wartość jego majątku do zadłużenia. Wartość majątku Bielmleku właśnie oceniają biegli, ale wynosi ona maksymalnie 140 mln zł. Długi obecnie sięgają co najmniej 250 mln zł.
Do niedawna mówiło się o 240 mln zł długu, ale ten praktycznie z każdym dniem wzrasta. Wartość majątku z kolei z każdym dniem spada, zwłaszcza, że mleczarnia jest w stanie upadłości i już nie prowadzi produkcji.
Bielmlek wywoła katastrofę ekologiczną i smród w całym Bielsku?
- Nie mamy pieniędzy na bieżące utrzymanie przedsiębiorstwa - mówi Józef Gliński. - Największe koszty generuje ogrzewanie i prąd. A nie możemy z ich zrezygnować, bo one utrzymują zakład w stanie używalności. Mało tego - jeśli odłączymy prąd, stanie oczyszczalnia i miastu będzie grozić katastrofa ekologiczna. O sytuacji poinformowałem już służby wojewody.
Bez prądu stanie działająca przy mleczarni oczyszczalnia ścieków, a okoliczne bloki i zakłady stracą dostęp do kanalizacji i bieżącej wody. Ścieki zaś popłynął do bielskich rzek oraz dalej do Orlanki i Narwi.
Z podobnymi problemami borykała się już Alina Sobolewska, która przeprowadzała proces restrukturyzacji Bielmleku. Proces ten został przerwany przez sąd. Następstwem tej decyzji było ogłoszenie upadłości. Nowo powołany syndyk jest w punkcie wyjścia.
Czytaj też: W Bielmleku mają odciąć prąd. Stanie oczyszczalnia i kotłownia. Co grozi mieszkańcom?
- Miesięczne rachunki za prąd wynoszą około 100 tys. zł. Nie mamy takiej kwoty - przyznaje Józef Gliński. - Będę apelował do wierzycieli o przekazanie funduszy na utrzymanie zakładu do czasu jego sprzedaży.
Będzie też starał się wyciągnąć pieniądze od udziałowców, czyli rolników
Syndyk Józef Gliński we wczorajszej rozmowie z rolnikami nie pozostawił wątpliwości. W Bielmleku jest on po to, by reprezentować interesy wierzycieli. I to głównie tych największych.
Wierzycielami są też rolnicy, bo Bielmlek zalega im z zapłatą za mleko. Jako dostawcy są zgodnie z prawem w pierwszej grupie wierzytelności, które należy spłacić. Nie jest to jednak żadne pocieszenie, bo pieniędzy i tak dla nich zabraknie. Wartość majątku jest zbyt mała, by spłacić wszystkie wierzytelności. W dodatku, jak informuje syndyk, większość majątku jest obciążona hipoteką lub innymi zabezpieczeniami. To właśnie te długi będą spłacane w pierwszej kolejności. Wszystko wskazuje na to, że nawet na ich spłatę może nie wystarczyć, a tym bardziej na pokrycie kolejnych zobowiązań.
Rolnicy, zamiast dostać zaległe pieniądze za mleko, będą musieli do długów spółdzielni dopłacić.
- Wezwania do zapłaty roześlę w ciągu tygodnia lub dwóch. Pieniędzy potrzebuję jak najszybciej, więc termin spłaty będzie krótki - zapowiedział rolnikom Józef Gliński.
Na razie będą to wezwania do wyrównania udziałów do wartości 50 tys. zł. Syndyk nie wyklucza jednak, że upomni się o wyrównanie do 100 tys. zł, bo taka kwota udziałów była deklarowana przy zaciąganiu kredytów przez spółdzielnię.
Zobowiązanie to dotyczy wszystkich rolników, którzy do ogłoszenia upadłości jako udziałowcy odpowiadali za jej zobowiązania. Na liście tej jest m.in. Leon Antoniuk, o którym niedawno pisaliśmy, że prawdopodobnie dzięki temu, iż został skreślony wcześniej, odpowiedzialności za długi uniknie.
- Skreślony z listy udziałowców zostałem 4 lutego ubiegłego roku, zawiadomienie o tym otrzymałem 12 lutego - mówi Leon Antoniuk. - Wówczas z listy skreślono 8 rolników, którzy krytykowali działania zarządu Bielmleku. Chodziło o to, by zamknąć nam usta. Już nawet cieszyłem się, że dzięki temu nie będę musiał płacić, bo odpowiedzialność udziałowca spółdzielni obowiązuje przez rok od momentu, kiedy zostaje powiadomiony o skreśleniu z listy udziałowców. Upadłość spółdzielni ogłoszono 8 marca, więc po upływie roku od skreślenia.
Niestety syndyk i do Lona Antoniuka się zgłosi po zaległe udziały.
- Według prawa odpowiedzialność udziałowcy za długi spółdzielni trwa rok od skutecznego skreślenia go z listy udziałowców. A to następuje po 30 dniach od zawiadomienia o skreśleniu. Te trzydzieści dni to okres, w którym można odwołać się od decyzji rady nadzorczej o skreśleniu członka spółdzielni - wyjaśnia syndyk.
Antoniukowi zabrakło 4 dni. A jak przyznał, ma wpłaconą niespełna połowę z kwoty 50 tys. zł udziałów. Resztę będzie musiał więc dopłacić.
Inni mają jeszcze gorszą sytuację, bo do tej pory wpłacili zaledwie kilka tysięcy złotych udziałów. Brakuje im ponad 40 tys. zł. A są to zazwyczaj właściciele niewielkich gospodarstw mających po kilka krów i małe dochody. Taka kwota to dla nich praktycznie wszystko, co mają
- mówi Leon Antoniuk.
Część rolników dopytywała, jak sytuacja się ma w przypadku osób, które same złożyły rezygnację z członkostwa jeszcze w 2019 roku. Syndyk do takich pytań odniósł się krótko.
Stwierdził, że jego rolą jest reprezentowanie interesu wierzycieli i spłata długów spółdzielni w jak największym zakresie. Ma obowiązek wysyłać wezwania do wszystkich udziałowców. Roześle je w ciągu dwóch tygodni. Rolnicy naturalnie mogą jednak bronić swoich interesów i od wezwań tych się odwoływać lub podważać swoją odpowiedzialność za długi spółdzielni. Ostatecznie będzie to rozstrzygał sąd.
-To nie jest moja zła wola, ja po prostu muszę wypełniać obowiązki, jakie na syndyka nakłada prawo i sąd - mówi Józef Gliński.
Ewentualnie w wyniku protestów lub nacisku społecznego sprawa może zostać rozwiązana systemowo.
Do takiej akcji nawoływał wczoraj Michał Kołodziejczak, lider Agrounii.
Czytaj więcej: Rolnicy i lider Agrounii poszli pod dom prezesa Bielmleku. Na parkingu spółdzielni helikopterem wylądował szef Laktopolu [FOTO, WIDEO]
Przypomnijmy, że głównymi wierzycielami mleczarni są instytucje państwowe Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa i Bank Ochrony Środowiska. To one udzielały kredytów i poręczeń, które okazały się zobowiązaniami, jakich SM Bielmlek nie był w stanie udźwignąć. Na decyzje tych instytucji pośrednio wpływ miało ministerstwo rolnictwa, w którym wiceministrem był prezes Bielmleku Tadeusz Romańczuk (gdy otrzymał tekę w tym resorcie, zrezygnował z kierowania mleczarnią, po utracie ministerialnego stanowiska, wrócił na fotel prezesa mleczarni).
Czytaj więcej: Co o Bielmleku mówili minister Ardanowski, prezes Romańczuk i rolnicy?
A co z pracownikami spółdzielni?
- Już wypisałem im wypowiedzenia umów o pracę - stwierdził Józef Gliński.
Dotyczą one także prezesa, zarządu i rady nadzorczej spółdzielni. Ciągle przysługuje im jednak prawo do odprawy i zaległych wynagrodzeń. Jeszcze podczas procesu restrukturyzacji zarządca i wierzyciele złożyli jednak wniosek do sądu o ograniczenie wynagrodzeń władz spółdzielni. Członkowie zarządu z prezesem Tadeuszem Romańczukiem udziałowcami spółdzielni nie są, więc w żadnym stopniu nie ponoszą odpowiedzialności finansowej za jej długi.
Co dalej z Bielmlekiem?
Syndyk na wycenę majątku potrzebuje około miesiąca. Później będzie próbował wydzierżawić i sprzedać Bielmlek. Już prowadzi rozmowy z potencjalnymi kupcami, ale przyznaje, kolejka chętnych do kupna bielskiej mleczarni nie jest długa, a właściwie w ogóle jej nie ma.
- Nie popadajmy jednak w nadmierny pesymizm. Upadłość Bielmleku ogłoszono ledwie dwa tygodnie temu - wyjaśnia Józef Gliński. - Potencjalni nabywcy czekają na wycenę majątku mleczarni i wówczas zdecydują się na złożenie oferty kupna lub nie. Niezależnie od tego prowadzę rozmowy z różnymi podmiotami, które mogą być zainteresowane kupnem Bielmleku. Nie ma co ukrywać, że to są podmioty, które działają w branży i są powszechnie znane.
Jednym z nich jest Laktopol, który omal nie wydzierżawił i nie kupił majątku spółdzielni podczas procesu restrukturyzacji. Helikopter należący do spółki Polindus - Laktopol, który wczoraj stał na parkingu Bielmleku, jest dość wyraźnym znakiem, iż spółka ta jest bardzo zainteresowana kupnem bielskiej mleczarni. Ma nawet na to zgodę UOKiK-u. No i w końcu partnera do rozmów w postaci syndyka.
Czytaj też: Laktopol wciąż chce przejąć mleczarnię Bielmleku, ale nie ma partnera do rozmów
Przypomnijmy też, że swego czasu Bielmlek chciała przejąć także Piątnica, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
Czytaj więcej: Co dalej z Bielmlekiem? Zarządca: Już miałam gotową umowę z OSM Piątnica. Teraz znów jestem w punkcie wyjścia
Najnowsza linia produkcyjna proszkowni jest dla nich atrakcyjnym inwestycyjnym kąskiem, ale jej uruchomienie wiąże się ze sporymi nakładami. By móc ją wykorzystać w pełni, należy przebudować kotłownię i system wodno-kanalizacyjny. W dodatku obecny okres nie wróży szybkich zysków. Wątpliwości potencjalnych nabywców są więc zrozumiałe.
Przypomnijmy, że to właśnie inwestycja w proszkownię, stała się początkiem końca Bielmleku.
Tymczasem syndykowi zależy na szybkim uzyskaniu pieniędzy choćby z dzierżawy majątku. Pewną zachętą dla potencjalnego dzierżawcy może być między innymi prawo pierwokupu. Ale i tu bez określonej ceny trudno podejmować takie decyzje. Poza tym część terenu spółdzielni ma dość skomplikowaną sytuację własnościową. Z drugiej strony, kupno zakładu w upadłości pozwala odciąć się od wszystkich ciążących na nim obciążeń.
Ostateczną cenę, za którą zostanie sprzedany Bielmlek ustali rada wierzycieli lub sąd. Sam syndyk może jedynie złożyć swoje propozycje.
Majątek Bielmleku to nie tylko mleczarnia w Bielsku, ale także zakład drzewny w Hajnówce. Spółdzielnia kupiła go lata temu, gdy już nie działał i był w stanie upadłości. Dziś nie przedstawia on większej wartości.
(bisu)
Zdjęcia z rozmów rolników z syndykiem masy upadłościowej Bielmlek (Bielsk.eu)