Kilka dni temu Tadeusz Romańczuk, prezes Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek w Bielsku Podlaskim zorganizował spotkanie z rolnikami. Zapewniał zebranych, że mleczarnia wychodzi już z dołka, a wszelkie informacje o tym, że za parę dni ogłosi upadłość to tylko plotki. Mówił także o kontroli CBA dotyczącej jego osoby.
Jak stwierdził prezes, zgodnie z decyzją sądu Bielmlek jest obecnie w stanie sanacji i trwa przygotowywanie programu jego restrukturyzacji.
- To jest to, o co zabiegaliśmy - mówił podczas spotkania. - Wkrótce ten program będzie gotowy.
Prezes potwierdził też, że obecnie decyzje w mleczarni podejmuje nadzorca wyznaczony przez sąd oraz on jako przedstawiciel zarządu.
- Obecnie jako prezes mam uprawnienia jedynie do zwykłego zarządu - tłumaczył.
Oznacza to, że wszystkie ważniejsze decyzje zależą od nadzorcy, a w praktyce są one ustalane wspólnie. Przynajmniej tak stwierdził prezes.
Na Bielsk.eu pisaliśmy o tym już w połowie kwietnia.
Więcej czytaj w artykule: Sądowa zarządca Bielmleku: Zależy mi, żeby spółdzielnia znów zarabiała i spłaciła długi
Prezes sytuację w Bielmleku przedstawiał jako stabilną. Zapewniał, że firma stanie na nogi.
- Odbyliśmy już wiele ważnych rozmów - mówił.
A jak to przekłada się na sytuację rolników dostarczających mleko oraz pracowników? Romańczuk podkreślał, że wynagrodzenia i zapłaty za mleko będą od lipca regulowane na bieżąco. Na spłatę zobowiązań z poprzednich miesięcy trzeba będzie jednak poczekać. Jak długo? Dokładnie nie wiadomo.
Na zwrot udziałów muszą także poczekać rolnicy, którzy opuścili bielską mleczarnię. Ale jak zaznaczał prezes, nie muszą oni obawiać się, że będą musieli dopłacać do długów Bielmleku, także i ci, którzy wpłacili pełne 50 tys. zł udziałów, nawet w przypadku upadłości (a na tę, jak twierdził Romańczuk, się nie zapowiada).
Podczas spotkania prezes nawiązał także do postępowania CBA związanego z jego osobą. Przyznał, że funkcjonariusze byli u niego w domu, przesłuchali też jego samego, jego rodzinę oraz członków zarządu i skarbnika mleczarni. Zabezpieczone zostały wszystkie dokumenty. Jak zaznaczył, CBA sporządziło już raport, z którego wynika, że nie doszło do żadnych nieprawidłowości. Jak zapewnił prezes, oskarżenia jakoby on lub jego córka założyli jakieś spółki i wyprowadzali do nich 200-250 mln zł, okazały się fikcją. Zapewniał, ze poza Bielmlekiem nie jest udziałowcem i nie zasiada w zarządzie żadnych firm, czy spółdzielni.
Dodał, że raport CBA został udostępniony premierowi i ministrowi rolnictwa.
Udało nam się porozmawiać także z Aliną Sobolewska, nadzorcą sądowym, która ma przeprowadzić proces sanacyjny w bielskiej mleczarni. Sporo powiedziała o sytuacji w Bielmleku.
W rozmowie z nami nie była tak optymistyczna, ale potwierdziła fakty przedstawione na spotkaniu przez prezesa.
- Mam już sporządzoną inwentaryzację majątku spółdzielni - mówiła Sobolewska. - Po początkowych trudnościach udało mi się także porozumieć z głównym wierzycielem Bielmleku. To daje nadzieje na przyszłość.
Głównym wierzycielem jest Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, który udzielił mleczarni gwarancji kredytowych.
- Początkowo, prawdopodobnie z powodu ograniczeń związanych z epidemią koronawirusa, trudno było mi się z nim skontaktować - przyznała Sobolewska. - Kontakt polegał tylko na wymianie oficjalnych pism, z których niewiele wynikało. A to od tego wierzyciela zależało, czy w ogóle jest jakaś szansa na ratowanie spółdzielni. Chodziło o to, czy fundusz zgodzi się na rozłożenie spłaty zadłużenia w czasie, czy będzie domagał się jej jak najszybciej. Ta druga opcja oznaczałaby upadłość Bielmleku, ale także dla NFOŚ byłaby nieopłacalna, bo spłata mogłaby być jedynie częściowa, a i tak trzeba byłoby na nią poczekać. Udało nam się na szczęście dojść do porozumienia.
Nadzorca przyznała, że początkowo epidemia koronawirusa także jej wiązała ręce i inwentaryzacja majątku się przeciągała. W czasie największych obostrzeń nawet przyjazd do siedziby Bielmleku nie był łatwy.
- Teraz bywam w Bielsku regularnie - powiedziała Alina Sobolewska. - I mogę prowadzić odpowiednie działania. Na początek chcę zbilansować finanse spółdzielni, tak by wychodziła na przysłowiowe zero, czyli osiągnąć sytuację, w której uzyskiwane dochody będą w stanie pokryć koszty.
A to nie jest takie proste. Produkcja jest jedynie cząstkowa, a koszty choćby związane z płacami i opłatami za dostawy mleka - duże. Jak przyznała nadzorca, Bielmleku nie stać już na tworzenie kolejnych zaległości, więc z założenia bieżące zobowiązania będą spłacane na bieżąco. To potwierdza słowa prezesa o tym, że dostawcy od lipca będą otrzymywać bieżącą zapłatę za mleko, podobnie pracownicy wynagrodzenia.
- Dopiero po unormowaniu tej sytuacji, mogę zacząć robić to, co do mnie należy, czyli wyprowadzać mleczarnię z finansowego dołka i stopniowo spłacać jej zadłuzenie - wyjaśniła Sobolewska. - Ten proces jednak nie będzie ani łatwy, ani szybki. Widzę jednak perspektywę na to, by Bielmlek wyszedł na prostą.
(bisu)