Jesienią 2019 roku, czyli blisko trzy lata temu jednemu z gospodarzy w gminie Boćki uciekło stado 10 krów. Gdy po sezonie próbował je zabrać z pastwiska do obory, zwierzęta po prostu nie dały się złapać i do gospodarza nie wróciły.
Do dziś część z tych zwierząt żyje dziko w okolicach Bociek. Część - to niekonkretne sformułowanie. Z tych dziesięciu krów, które przed laty uciekły, została tylko jedna, ale za to na wolności urodziła i teraz towarzyszą jej dwie młode roczne jałówki, które w swoim życiu niewoli jeszcze nie zaznały. W sumie jest więc ich trzy.
Co się stało z pozostałymi?
Krowy uciekinierki zaraz po ucieczce podzieliły się na dwa stada. Jedno pasło się po jednej stronie krajowej 19, drugie po drugiej.
Dwie krowy niedługo nacieszyły się wolnością, zginęły potrącone przez auta. Na szczęście w wypadkach tych nie zginęli ludzie.
Krowy na tyle zdziczały, że nie dały się złapać, ani gospodarzowi, ani pomagającym mu sąsiadom.
Wiosną 2020 roku, okoliczni rolnicy, którzy mieli dość stada wydeptującego ich pola, postanowili zrobić na krowy zasadzkę. Przyjechali traktorami z przyczepami. Ustawili je w trójkąt i próbowali zgonić zdziczałe stado w taką pułapkę. Nie udało się. Kolejne próby podobnie. Spowodowały jedynie to, że krowy stały się agresywne.
Gmina postanowiła nawet wynająć specjalistę - behawiorystę zwierzęcego, by zwierzęta złapał. Człowiek ten robił wrażenie, chodził w kamuflażu cały w liściach i trawie, śledziła stada. Wszystko po to, by podejść do krów jak najbliżej i je ustrzelić z broni Palmera. Jest to broń, z której strzela się środkami usypiającymi. Udało mu się upolować kilka sztuk. Inne nawet jemu nie dawały się podejść.Polowanie rozciągnęło się na lata.
Co jakiś czas na sesji rady gminy Boćki poruszany jest ten temat. Na ostatniej również sekretarz gminy mówił o postępach w chwytaniu krów.
- Parę tygodni temu udało się złapać kolejne trzy - mówił sekretarz gminy Walenty Korycki.
Podkreślił przy okazji, że w schwytanie zwierząt zaangażowali się rolnicy m.in. jeden z radnych. No i oczywiście wspomniany behawiorysta.
- Została jeszcze jedna krowa i dwie jałówki, które urodziły się w ubiegłym roku - dodał.
Co się stało ze złapanymi krowami?
Zostały one oddane właścicielowi. Ten jest zobowiązany do pokrycia części kosztów związanych z ich schwytaniem. Na razie koszty te pokrywa gmina.
Gospodarz: Jak do tego doszło? Nie wiem
Dlaczego krowy uciekły? Zaraz po ucieczce pytaliśmy o to ich właściciela w rozmowie telefonicznej. Nie był w stanie tego wyjaśnić.
W ubiegłym roku wybraliśmy się nawet do niego. Byliśmy umówieni, ale się z nim nie spotkaliśmy. Po prostu był pijany i dziennikarzy nie przyjął.
Rolnicy, z którymi rozmawialiśmy, skomentowali, że gospodarz, który częściej zagląda do kieliszka niż do zwierząt, nigdy nie będzie przez nie lubiany.
- Te krowy praktycznie cały czas chodziły luzem. On nawet do nich nie zajeżdżał. Nie miały źle, bo pastwisko było duże i miały dostęp do rzeki - opowiadał jeden z okolicznych rolników. - Nie ma co się jednak dziwić, że zwierzęta, które nie miały kontaktu z człowiekiem zdziczały. One już wcześniejszej jesieni mu uciekały.
Gdy zimą sąsiedzi proponowali właścicielowi pomoc w złapaniu krów, ten nie był zbytnio tym zainteresowany, albo był, ale tak jak spotkaniem z mediami. Umawiał się, ale później się upijał i nie było z kim gadać.
- Kiedyś zimą zadzwoniłem do niego, że chodzą niedaleko mojej działki i może spróbować je złapać - opowiada jeden z rolników. - To tylko usłyszałem. „I ch... mnie to obchodzi! Niech łażą"
CZYTAJ WIĘCEJ:
Zdziczałe stado krów od jesieni niszczy plony rolników z gminy Boćki. Pomocy znikąd [FOTO, WIDEO]
Zdziczałe stado krów w gminie Boćki jest już odławiane. Właścicielowi zwierząt grożą zarzuty karne
Niedawno właściciel ten sam do nas zadzwonił. Skarżył się na rolników, którzy domagają się od niego zadośćuczynienia za plony zniszczone przez krowy, na gminę, która mu nie pomaga, nawet na prokuraturę, która niby chce go ukarać za nieupilnowanie zwierząt.
Jak sprawdziliśmy, prokuratura rzeczywiście prowadziła postępowanie w sprawie ucieczki krów, ale było to zaraz po ich ucieczce i sprawa szybko została umorzona. Śledczy stwierdzili ostatecznie, że zwierzętom krzywda się nie działa.
Jak się jednak dowiedzieliśmy z potwierdzonych plotek, faktycznie wobec właściciela prowadzone było postępowanie, ale w związku z jego agresywnym zachowaniem po alkoholu. Jego rozgoryczenie z kolei może wynikać z faktu, iż na odzyskiwanych krowach nie zarabia, bo po ich sprzedaży musi spłacać szkody, które krowy wyrządziły i koszty ich złapania.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Dzikie krowy wciąż wyrządzają szkody w okolicach Bociek i Malesz. I nadal nikt nie może ich złapać
(azda)