Wczoraj pracownicy bielskiej mleczarni, których zatrudnia Laktopol przyszli do pracy. Po kilku dniach ponownie uruchomiona została także kotłownia.
W ostatnim czasie w Bielmleku i wokół bielskiej mleczarni dzieją się zaskakujące rzeczy.
Kilka dni temu Laktopol, czyli dzierżawca majątku Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek pozostawił zakład, a pracownikom kazał nie przychodzić do pracy. Kotłownia przestała grzać. Nie było nawet węgla. Przez to zimne kaloryfery mieli mieszkańcy pobliskiego bloku, lokale gastronomiczne i handlowo-usługowe.
Niedługo wcześniej Laktopol wysłał syndykowi masy upadłości Bielmleku mailową wiadomość o rezygnacji z dzierżawy. Jak jednak stwierdził Józef Gliński, syndyk masy upadłości, informacja mailowa nie może być uznana za oficjalne pismo z rezygnacją.
CZYTAJ WIĘCEJ:
W Bielmleku coraz ciekawiej. Laktopol prosi wierzycieli o pieniądze na naprawę proszkowni po pożarze
Syndyk o przyczynach i skutkach pożaru proszkowni w Bielmleku: Pożar nie wpłynie na cenę majątku
A w rozmowie z nami syndyk zaznaczył, że dopóki umowa dzierżawy obowiązuje, na dzierżawcy ciążą obowiązki związane z bieżącym utrzymaniem zakładu. Do takich można zaliczyć także jego ogrzewanie.
W zaistniałej sytuacji syndyk rozważał już nawet przejęcie spółdzielni i uruchomienie ogrzewania. Krok ten był swoistym precedensem, bo formalnie zakład ciągle byłby w dzierżawie, a pracownicy obsługujący kotłownię zatrudnieni są przez Laktopol. Byłoby to obciążenie, ale choćby ze względów społecznych syndyk chciał uruchomić ogrzewanie. Później obciążyłby kosztami dzierżawcę.
Ostatecznie takich kroków podejmować nie musiał. Pracownicy Laktopolu wczoraj wrócili do pracy. Kotłownia działa.
- Dzierżawca ponownie wypełnia swoje zobowiązania - poinformował Józef Gliński.
Czy sytuacja wróci do normy? Nie wiadomo.
Syndyk zapowiedział, że wkrótce spotka się z przedstawicielem Laktopolu i zamierza dowiedzieć się, jakie plany ma spółka odnośnie Bielmleku.
Przypomnijmy, że we wrześniu doszło do pożaru wieży proszkowni należącej do Bielmleku. Syndyk twierdzi, iż niezależnie od przyczyn pożaru, ciężar naprawienia szkód i przywrócenia majątku do stanu wyjściowego ciąży na dzierżawcy. Opinii biegłych jeszcze nie ma, ale według szacunków choćby prezesa Bielmleku, koszty naprawy będą bardzo duże (kilka, kilkanaście lub nawet ponad 20 milionów złotych).
CZYTAJ WIĘCEJ:
Również wczoraj doszło do zatrzymania Tadeusza R., prezesa Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek oraz Piotra Ż., członka zarządu Bielmleku (przez jakiś czas był nawet prezesem spółdzielni) i Mikołaja R. głównego księgowego bielskiej mleczarni. Zatrzymania dokonali funkcjonariusze CBA na zlecenie Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Jak poinformował rzecznik prokuratur, śledczy zamierzają całej trójce postawić zarzut niegospodarności, wyłudzania kredytów oraz doprowadzenia spółdzielni do upadłości. Szkody prokuratura wyceniła na 80 mln zł.
Przypomnijmy, że długi spółdzielni w momencie jej bankructwa sięgały 240 mln zł (teraz są jeszcze wyższe), a jej majątek w procesie restrukturyzacji i upadłości wyceniono na 140-150 mln zł. Główne zadłużenie spółdzielni stanowią zobowiązania wobec Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Banku Ochrony Środowiska, które udzielały Bielmlekowi wsparcia na budowę proszkowni i później na bieżącą działalność. Obie te instytucje podlegają rządowi, w którym prezes spółdzielni pełnił funkcje wiceministra rolnictwa. To od nich, zdaniem prokuratury, zostało wyłudzone wsparcie finansowe, na które spółdzielnia nie miała pokrycia.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Prezes Bielmleku i jego współpracownicy wkrótce usłyszą zarzuty
(azda)