Wczoraj i dziś w siedzibie Bielmleku rolnicy odbierają zaświadczenia o wypisaniu ich z listy członków Spółdzielni Mleczarskiej. Zaświadczenia te wydawane będą także w najbliższych dniach.
Sam fakt wykreślania ich z list członków spółdzielni nie jest zaskoczeniem. Bielmlek nie prowadzi już produkcji, a wielu rolników od dawna oddaje mleko do innych mleczarni.
Ten wydawałoby się nieistotny szczegół ma jednak bardzo ważne znaczenie. Dla samych rolników wręcz kolosalne. Przypomnijmy, że decyzją sądu został umorzony proces restrukturyzacji. Obecnie sąd rozpatruje wniosek o upadłość Bielmleku złożony przez jednego z głównych wierzycieli - Bank Ochrony Środowiska.
Czytaj więcej: Sąd umorzył proces restrukturyzacji Bielmleku. Mleczarnię czeka upadłość?
Gdyby upadłość została ogłoszona, a wszystko wskazuje na to, że właśnie to nastąpi, długi spółdzielni będą spłacane ze sprzedaży jej majątku i z udziałów jej członków. Zgodnie z prawem, każdy członek spółdzielni za jej długi odpowiada do wysokości udziałów. Jeśli spłacił całość udziałów, może spać spokojnie. Jeśli nie, wisi nad nim groźba spłaty długów do wysokości niewpłaconej kwoty.
To z kolei nie daje spokoju większości rolników, którzy kiedyś należeli do spółdzielni. Bo żaden z nich nie może być pewny, że nie będzie musiał dopłacić.
Zanim w Bielmleku pojawiły się kłopoty, udziały opiewały na kwotę 50 tys. zł. Na ich poczet potrącany był procent od zapłaty za zdawane mleko. W ten sposób niektórzy rolnicy spłacili całość udziałów, niektórzy tylko 30 tys. zł. Gdy Bielmlek wpadł w kłopoty finansowe, zaczął starać się o kredyt, ale żeby go uzyskać, musiał zwiększyć swój majątek. Zrobił to, podwajając kwotę udziałów. Majątek zwiększył się tylko wirtualnie, ale może to rodzić poważne konsekwencje. Później po protestach rolników, udziały znów zmniejszono do 50 tys. zł. Ciągle jednak nie wiadomo, którą kwotę - 100 czy 50 tys. zł udziałów uzna się za majątek spółdzielni po ogłoszeniu jej upadłości.
W ubiegłym roku Leon Antoniuk, jeden z dostawców mleka do Bielmleku złożył wniosek do sądu o unieważnienie uchwały zarządu podnoszącą wysokość udziałów. Sąd jednak nie wydał w tej sprawie wyroku. Następne posiedzenie odbędzie się pod koniec kwietnia.
- Ja już nie jestem członkiem spółdzielni, zostałem skreślony pod koniec ubiegłego roku, a zawiadomienie o tym otrzymałem bodajże w lutym 2020 rok, zaraz po tym jak złożyłem jedno z pism dotyczące sytuacji w spółdzielni. Za długi spółdzielni wiec nie odpowiadam - mówi Leon Antoniuk. - Wniosek do sądu złożyłem jednak dużo wcześniej, jeszcze jako pełnoprawny członek spółdzielni.
To kiedy rolnik został wykreślony z listy członków spółdzielni i to kiedy został o tym powiadomiony, również ma znaczenie. O tym opowiada nam inny rolnik, który zaniepokojony zadzwonił do naszej redakcji.
- Właśnie otrzymałem z Bielmleku informację, że jestem wykreślony z listy członków z dniem 7 lutego 2020 roku - mówi. - Zgodnie ze statutem spółdzielni jej udziałowiec za jej zobowiązania odpowiada jeszcze rok po tym jak przestał być członkiem spółdzielni. Ale statut uznaje, że członkiem spółdzielni nie przestaje się być w momencie skreślenia, a w momencie, gdy zostaje się o tym powiadomionym.
Podobne zawiadomienia otrzymali inni rolnicy. Oznacza to, że, zgodnie ze statutem spółdzielni, formalnie przestali być jej członkami dopiero teraz i jeszcze przez rok odpowiadać będą za jej zobowiązania do kwoty udziałów. A dopóki nie ma jednoznacznego wyroku sądu, nie wiadomo czy chodzi o kwoty 50 czy 100 tys. zł.
- Co ciekawe z listy członków wykreślono mnie ponad rok temu, ale później jeszcze przez rok oddawałem mleko i od jego ceny potrącano mi składkę na poczet udziałów - mówi rolnik, który chciałby pozostać anonimowy.
Tylko siedmiu czy ośmiu rolników otrzymało zawiadomienia zaraz po skreśleniu ich z list na początku lutego ubiegłego roku. Były to osoby, które można nazwać liderami czy współorganizatorami protestów przed siedzibą Bielmleku. Wśród tych osób jest wspomniany Leon Antoniuk.
- Chodziło o to, by pozbawić nas wpływu na to co dzieje się w spółdzielni - nie ma wątpliwości rolnik. - Później wielokrotnie słyszałem od prezesa Tadeusza Romańczuka lub jego prawników, że przecież zostałem wykreślony z listy członków i ta sprawa mnie nie dotyczy. Na rozprawie dotyczącej wysokości udziałów również. Sąd jednak uznał, że sprawę będzie rozpatrywał.
Czytaj też: Bielmlek idzie pod młotek. Nie ma już nadziei na wznowienie produkcji
Było to jednak w ubiegłym roku, kiedy nie minął jeszcze rok od zawiadomienia go o skreśleniu z listy udziałowców, czyli w okresie, w którym odpowiadał swoim majątkiem za długi spółdzielni.
- Z tej sytuacji najlepiej wyjdzie prezes Tadeusz Romańczuk - mówi z goryczą rolnik. - On nie ponosi odpowiedzialności finansowej za długi spółdzielni.
Mało tego, jako pracownikowi należy mu się zaległe wynagrodzenie.
Chęć kupna mleczarni ciągle podtrzymuje spółka Laktopol.
Czytaj też: Laktopol wciąż chce przejąć mleczarnię Bielmleku, ale nie ma partnera do rozmów
Majątek spółdzielni wyceniono na około 140 mln zł (jeszcze przed upadłością), jej długi sięgają 250 mln zł. Głównymi wierzycielami są instytucje podległe rządowi: Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa oraz Bank Ochrony Środowiska.
(bisu)