Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego ostatnio bywają częstymi gośćmi w bielskiej mleczarni. Dziś znów weszli do siedziby SM Bielmlek.
Jaki był cel ich przybycia?
- Uprzejmie informujemy, że CBA zabezpieczało dokumenty na polecenie Prokuratury Regionalnej w Warszawie - wyjaśnia biuro prasowe CBA.
Po więcej informacji odesłano nas do wspomnianej prokuratury. Tam już nie zdążyliśmy spytać o szczegóły. Ale nietrudno się domyślić, iż cala akcja jest pokłosiem zawiadomienia, które CBA i Prokuratura Regionalne otrzymały kilka miesięcy temu w sprawie Bielmleku. A złożył je... zarząd Bielmleku.
Pisaliśmy o tym w październiku ubiegłego roku.
Czytaj też: Zarząd Bielmleku zawiadamia prokuraturę i CBA w sprawie restrukturyzacji Bielmleku?
Wówczas próbowaliśmy dopytać prokuraturę, czego dotyczy sprawa.
- Śledztwo pozostaje w toku. Dotychczas nikt nie usłyszał zarzutów w sprawie. Postępowanie zostało zainicjowane m.in. zawiadomieniem złożonym przez wskazaną przez Pana spółdzielnię. Nie informujemy o przebiegu i ustaleniach śledztwa - odpowiedział nam w listopadzie 2020 roku rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie.
Po kilku miesiącach niewiele się zmieniło. Oprócz tego, że do Bielmleku przyjechali funkcjonariusze CBA.
Sama sprawa jest jeszcze szersza niż treść zawiadomienia sporządzonego przez zarząd spółdzielni. Prokuratura wszczęła ją jeszcze w 2019 roku, gdy Bielmlek nie był jeszcze w stanie restrukturyzacji, a rolnicy protestowali. Ale już wówczas CBA zabezpieczało materiały w siedzibie mleczarni. A to w związku z zawiadomieniami w obu kierunkach.
CBA i prokuratura dostały bowiem doniesienia, iż zarząd SM Bielmlek z prezesem Tadeuszem Romańczukiem działa na szkodę spółdzielni i łamie prawo. Z kolei sam zarząd złożył zawiadomienie, iż doszło do bezprawnej próby przejęcia kontroli nad spółdzielnią. Postępowania prowadzono w dwóch kierunkach, a właściwie w trzech, bo jeszcze badano, czy przekazanie finansowego wsparcia dla Bielmleku nie odbyło się z naruszeniem prawa i interesów państwa. Przypomnijmy, iż głównymi wierzycielami są instytucje podległe rządowi Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa oraz Bank Ochrony Środowiska. To one udzielały kredytu na inwestycje Bielmleku, a później na ratowanie jego sytuacji finansowej.
Jak już jakiś czas temu chwalił się prezes spółdzielni Tadeusz Romańczuk, że CBA nie wykryło żadnych nieprawidłowości ze strony zarządu Bielmleku.
Zarząd spółdzielni za to twierdził, iż to wierzyciele blokują ratowanie Bielmleku, a przez to działają też na szkodę Skarbu Państwa, bo zmniejszają prawdopodobieństwo odzyskania pożyczonych spółdzielni pieniędzy. Z drugiej strony, twierdził też, że jest w stanie w kilka miesięcy postawić mleczarnię na nogi i zacząć spłacać długi. Co w przypadku podmioty, który stracił dostawców, kontrahentów, renomę, a za to ma kolejkę komorników i windykatorów, nawet przy optymistycznym podejściu prawdopodobne się nie wydaje.
A jak wygląda obecna sytuacja Bielmleku?
Mleczarnia jest w stanie zawieszenia. Sąd umorzył proces restrukturyzacji, ale nie podjął jeszcze decyzji odnośnie wniosku o upadłość spółdzielni. Czeka na nią spółka także Polindus-Laktopol, która jeszcze w czasie restrukturyzacji chciała kupić, a wcześniej wydzierżawić majątek bielskiej mleczarni. Na transakcje zgodził się nawet UOKiK (Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów), ale tuż przed jej finalizacją, sąd przerwał proces sanacji. Teraz potencjalny kupiec negocjuje z wierzycielami, ale co będzie dalej? Tego nie wie nikt.
Czytaj też: Laktopol wciąż chce przejąć mleczarnię Bielmleku, ale nie ma partnera do rozmów.
Czas działa jednak na niekorzyść mleczarni. Jeśli stan zawieszenia będzie się przedłużał, może stracić ona potencjalnego nabywcę i nawet niższa cena nie przekona go do przejęcia Bielmleku.
(bisu)