Tak szalonego meczu w Brańsku dawno nie było. I jeśli ktoś w tej chwili pomyśli o ostatniej „remontadzie" z Unią (z 0:2 do 4:2), to w przypadku spotkania Pionier kontra Cresovia II emocje były jeszcze mocniej spotęgowane. Tyle, że bez szczęśliwego zakończenia dla gospodarzy, a na dodatek o krok od blamażu.
Brańszczanie przegrali z rezerwami siemiatyckiego klubu 6:4 - tylu goli w jednym meczu nie widziano przy ul. Armii Krajowej od dawna. Przebieg meczu nie przynosi jednak chluby gospodarzom, którzy po kilkunastu minutach przegrywali już 0:4. Lekkie nadzieje w serca tutejszych kibiców wlała bramka Marcina Michalskiego po efektownej asyście piętą Rafała Chrosta, ale za chwilę Cresovia znowu prowadziła czterema bramkami. Nie był to jednak koniec strzelania w pierwszej odsłonie gry. Przed przerwą po dośrodkowaniu Pawła Zawadzkiego z rzutu wolnego piłkę do własnej bramki skierował jeden z podopiecznych ks. Jarosława Rosłonia.
Do przerwy UKS przegrywał więc 2:5. W Brańsku śmiano się przez łzy, że Pionier jest jak Jagiellonia, która w sobotę w takim samym stosunku przegrała u siebie z Legią Warszawa.
Podsumowując dokładniej pierwsze 45 minut, należy wspomnieć o tym, że zagrożenie pod bramką Pioniera powodowała niemal każda ofensywna akcja gości. To trochę tak jak z drużyną Ruchu II, która w Brańsku w pierwszej połowie traciła gola po praktycznie każdym rzucie rożnym Pioniera. Tyle, że w przypadku rezerw Cresovii UKS został jednak przynajmniej kilka razy oszczędzony od jeszcze większej - powiedzmy to sobie szczerze - kompromitacji. Niebezpieczne okazywały się nawet... wykopy bramkarza z „piątki", które szybko docierały pod pole karne Pioniera, gdzie tylko czyhali na kolejną okazję ofensywni zawodnicy popularnej „Cresy".
Cały mecz obfitował w bardzo pokaźną ilość żółtych kartek. Na koncie Pioniera uzbierało się ich aż siedem - najczęściej za dyskusje z sędziami. Oberwało się nawet trenerowi Pawluczukowi i obydwu brańskim bramkarzom. Na dodatek przed kluczowym meczem z liderem w Drohiczynie nieumyślnie wykartkowali się kluczowi zawodnicy z Brańska - Paweł Zawadzki i Mateusz Niewiński. Ich absencja 6 listopada może być bardzo obciążająca dla reszty drużyny - są oni kolejno: najczęściej asystującym oraz najlepszym strzelcem drużyny.
Z perspektywy niepoprawnego optymisty można powiedzieć, że Pionier przynajmniej wygrał drugą połowę 2:1. Gra brańszczan w jej pierwszych minutach to wręcz absolutna dominacja nad gośćmi. Ożywienie wprowadziło niewątpliwie wejście na boisko Dawida Puchalskiego, który zanotował groźne uderzenie w słupek. Popularnemu „Zegarowi" zależało na tyle, że nadmierne zaangażowanie przemieniał w agresję - przy dwóch groźnych sytuacjach były nawet podstawy do pokazania mu czerwonej kartki za wejścia wyprostowaną nogą. Młody zawodnik nie musiał się jednak przejmować o konsekwencje ryzykownych zagrań - tego dnia prędzej otrzymałby kartkę za rozmowę z sędziami niż za ostry faul. Szczególnie jeden z sędziów liniowych niepotrzebnie dawał się sprowokować, próbując odpowiadać na niemal każde zdanie wypowiedziane z ławki gospodarzy. Bijącego mu szyderczo brawo Jakuba Wróblewskiego wręcz „zachęcił" do ponownych „owacji", z czego ten skorzystał, by po chwili za to zachowanie zobaczyć żółty kartonik po przywołaniu przez kolegę sędzi głównej. Z kolei popularny „Pepik" wykłócał się o spalonego. Wszystkie wymienione kontrowersyjne sytuacje można obejrzeć w obszernym skrócie meczu:
W słupek trafił również Mateusz Niewiński po strzale z woleja, w innej sytuacji z kolei groźnie główkując. Najlepszy strzelec Pioniera tego dnia niestety przerwał swoją passę strzelania co najmniej jednego gola w każdym ligowym meczu.
Podobnie jak w Łomży, tak i teraz Paweł Zawadzki zanotował gola i asystę. Trafienie było zresztą bardzo efektowne, bo z rzutu wolnego. Z reguły do tego typu uderzeń podchodzi Rafał Chrost lub Jacek Żoch - Zawadzki to raczej specjalista od dośrodkowań ze stałych fragmentów gry. Tym razem jednak sprostał zadaniu i być może na nowo uwierzył w swoje możliwości w tym względzie.
Dalsza ofensywna gra Pioniera, nastawiona na odrabianie strat, długo nie przynosiła jednak skutku, dlatego kwestią czasu było nadzianie się na kolejną zabójczą kontrę i powrót do trzech bramek straty. W doliczonym czasie gry dziesiątego gola spotkania strzelił Rafał Chrost po niezłym uderzeniu z dystansu, co zamknęło prowadzenie rezerw Cresovii na dwóch golach. Dzięki temu końcowy wynik nie tyle wyglądał lepiej dla brańszczan, co „mniej gorzej".
Zimny prysznic na głowach brańszczan z dalszymi konsekwencjami w 10. kolejce (wspomniane kartki) to jedno, ale zaskakująco dobra gra drużyny rozbitej u siebie przez tygodniem 1:6, to drugie. Zawodnicy z Siemiatycz z poprzedniego meczu wynieśli tylko dobry początek, gdy mogli szybko objąć prowadzenie nad Żubrem 2:0. Jak wiemy, drohiczyńska drużyna wybroniła jednak świetne okazje „Cresy", a następnie sama włączyła piąty bieg. Tego zabrakło wczoraj zawodnikom Pioniera, którzy jednak - co warte docenienia - podjęli przynajmniej walkę. Nie zrezygnowali z odrabiania strat - podobnie też kibice nie wychodzili tłumnie ze stadionu przy stanie 0:4. Być może mieli w pamięci wielki comeback z Unią, a być może po prostu zawsze pokładają nadzieje w zawodnikach UKS-u.
Żubr Drohiczyn - nie bez trudu - pokonał u siebie Husar Nurzec 4:3 i nadal z kompletem punktów przewodzi stawce grupy III podlaskiej A klasy. Z kolei Olimpia II Zambrów zremisowała na wyjeździe 1:1 z Iskrą Narew, zrównując się punktami z Pionierem, ale prowadząc w tabeli dzięki wygranej w bezpośrednim meczu (2:1). Ósma kolejka to same zwycięstwa czołowej trójki - w dziewiątej, wszyscy z czuba ligowego zestawienia mieli już pod górkę.
Co czeka nas w najbliższej serii spotkań? Gorące starcie w Drohiczynie, które w razie zwycięstwa Żubra nad Pionierem, zwiększy jego przewagę do aż 10 oczek. Na to nie będą chcieli pozwolić brańszczanie, dlatego nad Bugiem szykuje się piłkarskie święto z wieloma przyjezdnymi kibicami na trybunach. Trwają zapisy, ponieważ w drugim busie są jeszcze wolne miejsca.
(kp)