Zabici mieszkańcy prawosławnych wsi z okolic Bielska i Hajnówki przez polską Cerkiew uznani zostali świętymi męczennikami, wśród nich są kobiety, dzieci, mężczyźni. Tradycyjnie w rocznice tych krwawych wydarzeń wierni modlą się w miejscach, gdzie doszło do mordów.
27 stycznia 1946 oddział Burego w Łozicach zatrzymał grupę furmanów, którzy jechali do puszczy po drewno do budowy szkoły w Orli. Większość z nich później została zamordowana.
29 stycznia żołnierze wkroczyli do Zaleszan i zakwaterowali się w domach mieszkańców. Po południu zorganizowali zebranie w jednym z największych domów we wsi. mieli w nim uczestniczyć wszyscy mieszkańcy. Przed domem zastrzelona 16-letniego syna sołtysa i mieszkańca sąsiedniej wsi. Do domu wszedł prawdopodobnie sam Romuald Rajs, strzelił w powietrze i powiedział, że wszyscy zginał, a wieś zostanie spalona. Po czym wyszedł, dom zaryglowano i podpalono. Następnie podpalono inne zabudowania we wsi.
Mieszkańcy zebrani w domu uciekli przez okna. Żołnierze pozostawieni do ich pilnowania, strzelali w ich kierunku, ale ponad głowami uciekających. Dzięki temu wszystkim udało się uciec. Zginęły natomiast osoby, które nie poszły na zebranie i pozostały w swoich domach.
"Gdy został podpalony dom Niczyporuków, to zginęła cała ich rodzina; Jan, jego żona Natalia i dwoje ich dzieci. Według świadka Aleksandra D. „Rodzina ta nie poszła na zebranie, bo nie mieli w czym, byli biedni, nie mieli nawet butów. Z rodziny Nikity Niczyporuka zginęła; jego żona Maria i troje dzieci; Piotr, Michał, Aleksy. Wymieniona Maria Niczyporuk zmarła w następstwie postrzału lub poparzeń w szpitalu. Córka Marii Niczyprouk zeznała, że „matka nie poszła na zebranie, bo nie chciała zostawić samych dzieci, a ponadto obawiała się, że na zebraniu, będą wywozić na roboty”. Spaleniu uległa córka Bazyla i Tatiany Leończuków – nie ochrzczone, 7 - dniowe dziecko, gdyż matka zostawiła je w domu, będąc przekonana, iż niezwłocznie wróci z zebrania (zeznanie Piotra L). Podczas ucieczki ze swojego płonącego domu został zastrzelony Grzegorz Leończuk wraz z dwójką małych dzieci: Konstantym w wieku 3 lat i 6-miesięcznym Sergiuszem). Jeszcze przed podpaleniem wsi zastrzelono Fidora Sacharczuka za odmowę wydania owsa dla koni. Zginął też 41-letni Stefan Weremczuk." - czytamy w ustaleniach końcowych prokuratora IPN, który pacyfikacje dokonane przez oddział Burego określił mianem noszących znamiona zbrodni ludobójstwa.
W miejscu, gdzie stał spalony dom, ustawiono prawosławny krzyż upamiętniający pomordowanych.
Co roku w Zaleszanach przed tym właśnie krzyżem odbywały się uroczystości upamiętniające ofiary tych tragicznych wydarzeń. Ostatnio są skromniejsze, bo święto męczenników ustanowiono pod koniec lipca, a w dzień rocznicy pacyfikacji pomordowanych upamiętnia się tylko lokalnie.
30 stycznia 1946 roku oddział Burego przejeżdżał przez Krasną Wieś (Krasnowieś). Tu Rajs zażądał od sołtysa podstawienia 40 furmanek, jako tzw. podwodu. Akcją przesiadania się żołnierzy na fury przerwał nadlatujący samolot. Wyjechało więc tylko kilkanaście fur. Z furmanów do domu wróciło tylko kilka osób. Część z nich mówiła, ze pretekstem do powrotu była połamana fura, inni nie mówili nic.
- Mój dziadek był jednym z furmanów - opowiada mieszkanka Bielska. - Znał jednego z podwładnych Burego, jeszcze z czasów walk w 1939. To właśnie ten znajomy, w pewnym monecie kazał mu uciekać w las, bo inaczej zginie.
31 stycznia oddział wraz z furmanami zatrzymał się w miejscowości Puchały Stare. Kilkunastu woźniców zwolniono, bo deklarowali polskie pochodzenie. Reszta została rozstrzelana w pobliskim lesie. Ciała powrzucano do wykopów po ziemniakach z czasów wojny i zakopano. Wówczas zginęło 30 osób. Wśród mieszkańców krążyły opowieści o tym, że mężczyźni zostali zakatowani kłonnicami od fur (To drewniane drągi o długości około metra). Prokurator IPN nie potwierdził jednak tej wersji.
Miejsce mordu do dziś upamiętnia nagrobek. Ciała pomordowanych zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz wojskowy w Bielsku.
1 lutego oddział Burego został przegrupowany. I następnego dnia ruszył do pacyfikacji trzech kolejnych wsi zamieszkałych przez prawosławną ludność. Były to Zanie, Szpaki i Końcowizna.
Oddział pod dowództwem Wiarusa ruszył do Szpak.
"od kul lub w płomieniach oraz od odniesionych od tego ran poniosło 7 osób. Zostali zastrzeleni; Filipczuk Paweł (47 lat), Kłoczko Wasyl ( 58 lat), Szeszko Dionizy (50 lat), Szeszko Jan (45 lat), Szeszko Jan (21 lat). W jednym z domów dokonano gwałtu na kobiecie (zeznanie k. 1939 ). Wymieniona poddała się napastnikom, gdyż wcześniej Maria Pietruczuk (18 lat), która stawiała opór napastnikom została postrzelona w okolicy klatki piersiowej i pleców. Zmarła w wyniku odniesionych ran w dniu 6.02.1946 r. w szpitalu w Bielsku. Zostali też postrzeleni Teofil Bałło i Michał Rudczuk oraz Antonii Szeszko, który ranny w głowę zmarł w szpitalu Nadzwyczajna komisja powołana przez Powiatową Radę Narodową w Bielsku Podlaskim w dniu 3 lutego 1946 r. spisała straty materialne i odnalazła na miejscu ulotkę wzywająca ludność białoruską do opuszczenia wsi w ciągu 14 dni." - pisał prokurator IPN.
"Drugi pluton, dowodzony przez „Bitnego” po przybyciu do Zań zajął następujące pozycje. Z jednej strony wieś została otoczona przez drużynę „Gołębia”, a z drugiej – przez drużynę „Szczygła”. Trzecia drużyna pod dowództwem „Ładunka” weszła do wsi, gdzie zaczęto podpalać poszczególne zabudowania. Nie podkładano ognia pod domy należące do osób wyznania katolickiego, jak też nie podpalano zabudowań tych prawosławnych, którzy zamieszkiwali w bezpośrednim pobliżu gospodarstw, należących do rodzin katolickich (według zeznań świadków wówczas w Zaniach mieszkały 4 rodziny katolickie). Mieszkańców, którzy usiłowali wydostać się z płonących domów zapędzano z powrotem lub strzelano do ludzi wybiegających z palących się budynków i próbujących uciec ze wsi. Przed oddaniem strzałów niektórych mieszkańców pytano o narodowość i wyznanie. W oparciu o dokumenty i zeznania świadków przesłuchanych w sprawie należy przyjąć, że podczas pacyfikacji wsi zginęły 24 osoby. Nadto rany postrzałowe odniosło 8 mieszkańców: W protokole specjalnej komisji z Bielska Podlaskiego zapisano, że wśród zgliszczy znaleziono broń: jeden pistolet maszynowy oraz amunicję.
W dniu 2 lutego 1946r. została również zaatakowana wieś Końcowizna. Ataku dokonał trzeci pluton pod dowództwem „Leszka”. Świadkowie wydarzeń w Końcowiźnie podają, że wówczas zamieszkiwało wieś około 60 osób, wyznania prawosławnego. W tym dniu w około godziny 18.00 część oddziału przeszła do wsi przez lód na rzece Narwi i zaczęła podpalać strzechy domów, stodół oraz strzelać do ludności. Mieszkańcy wsi uciekli i nikt nie zginął (k. 1854). Władysław Z. dodał, iż mieszkańcy Końcowizna nie strzelali do partyzantów, gdyż nie mieli broni palnej." - czytamy dalej.
Według ustaleń IPN podczas rajdu Burego zginęło 79 osób. Byli to obywatele Polski, wyznania prawosławnego, utożsamiani z narodowością białoruską.
Proboszcz parafii w Maleszach i Brańsku zaprasza na uroczystości ku czci pomordowanych świętych męczenników. Odbędą się one 2 stycznia. Na 19 lutego zapowiedziano natomiast Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce. W poprzednich latach podczas marszy szczególnie gloryfikowano właśnie Romualda Rajsa ps. Bury.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Więcej o tragicznych wydarzeniach sprzed 76 lat przeczytać można w artykule:
Z kart historii. Pacyfikacja wsi Zaleszany, Zanie, Szpaki i Końcowizna w styczniu i lutym 1946 roku
(azda)