Pod koniec ubiegłego roku odbyła się sesja rady gminy w Boćkach. Na niej radni głosowali nad budżetem na 2021 rok.
Punkt dotyczący tej uchwały właściwie nie wywołał dyskusji. Cała sesja trwała ponad 2 godziny i 40 minut. O budżecie dyskutowano niespełna pół godziny wraz z głosowaniem. Nie padło żadne pytanie o inwestycje.
Czytaj też: Inwestycje gminy Boćki w 2021 roku. Samorząd więcej dostanie z dotacji niż sam wyda
A o czym w tym punkcie rozmawiali radni?
Radnym kultura nie jest potrzebna?
M.in. o tym czy w gminnych bibliotece i ośrodku kultury potrzeba tylu pracowników. Ku ścisłości jedna i druga instytucja zatrudniają po dwie osoby. W bibliotece jest kierownik i zatrudniona na pół etatu pracownica. W GOK dyrektor i pracownik na pełnych etatach. Według założeń biblioteka może zwiększy pół etatu do etatu, a GOK może jeszcze kogoś zatrudni na umowę o pracę lub inną. Zmiana rzędu 17 tysięcy złotych w przypadku biblioteki i niewiele większa w GOK-u w skali ponad 23-milionowego budżetu jest wręcz niezauważalna, ale nie dla części radnych.
Krystyna Piotrowska i Paweł Zambrowski próbowali szukać tu oszczędności. Argumentowali, że instytucje te pracowały w ograniczonym zakresie w czasie pandemii.
Zarówno wójt, jak i dyrektor GOK podkreślali, że rzeczywiście praca tych instytucji wyglądała inaczej, ale funkcjonowały i starały się być blisko mieszkańców. GOK prowadził szereg zadań - od zabaw animacyjnych po odwiedziny świętego Mikołaja.
- Mimo obostrzeń biblioteka i GOK, jeśli nie mogą pracować w siedzibie, to wychodzą do mieszkańców, do mniejszych grup. I realizują zadania, które też są kosztem - mówiła wójt Dorota Kędra-Ptaszyńska.
Mimo to Paweł Zambrowski twierdził, że zamiast na kulturę pieniądze powinny iść na drogi. Krystyna Piotrowska dodała, że ponad 300 tys. zł na działalność GOK w 2021 roku to za dużo. Kwota ta uwzględnia wynagrodzenia.
Na ich wątpliwości odpowiadał też dyrektor GOK Mateusz Sacharzewski.
- W planie na 2021 jest wpisane o jedną cześć etatu więcej - wyjaśniał. - Jest to plan i założenie, bo chciałbym zwiększyć działania GOK. Jeśli chodzi o ucinanie budżetu, to mogę przedstawić, co planujemy zrobić. Oczywiście mogą państwo zmniejszyć budżet, jeśli uważacie, że edukacja kulturalna nie jest potrzebna i nie ma znaczenia dla rozwoju potomnych. Ja jednak uważam, że kultura to ważna część naszego życia, ale to państwo decydujecie. Jeśli zechcecie uciąć fundusze na kulturę, to to zrobicie, ale ja się z tym nie zgadzam. Z racji remontu ośrodka (jego przebudowa to największa inwestycja w przyszłym roku - red.) chcemy wychodzić do mieszkańców, bo w siedzibie nie będziemy mogli. Zresztą dotychczas, w czasie pandemii staraliśmy się cały czas działać i docierać do mieszkańców.
Wójt dodała, że w przypadku, gdy GOK nie wykorzysta pieniędzy, to je zwróci. Jej słowa próbowała podważyć radna Piotrowska, wytykając, że instytucje zawsze wszystko wykorzystują.
- Nie zdarzyło się, by było inaczej - mówiła.
Paweł Zambrowski dopytał, czy GOK w 2020 roku coś zaoszczędził. Sacharzewski nie był w stanie powiedzieć ile dokładnie, bo nie pamiętał, ale przyznał, że do budżetu gminy GOK zwrócił od 30 do 45 tys. zł.
Były radny Waldemar Rynans pytał natomiast o paliwo, które gmina kupuje. I podkreślał, że gminny ciągnik tyle nie potrzebuje. Wójt odpowiedziała mu jedynie, że gmina ma trochę więcej pojazdów niż jeden ciągnik.
Budżet przyjęto bez poprawek, bo i nikt ich nie zgłaszał.
Co robią wójt, zastępca, sekretarz i radca prawny?
Ci sami radni próbowali jeszcze rozliczać pracę wójt, jej niedawno powołanej zastępcy, sekretarza i radcy prawnego. Trójka opozycyjnych radnych mówiła, że wójt często jest poza urzędem, że sekretarz dużo zarabia, a zastępca wójta i radca prawny są w ogóle niepotrzebni.
Rynans podał przykład, że po tym jak poprzednie wójt (Stanisław Derehajło, obecny wicemarszałek) zrezygnował ze stanowiska, to przez kilka miesięcy ówczesny sekretarz sam kierował gminą, a tu są trzy osoby.
Z kolej Zambrowski wytknął wójt, że była na urlopie i brała za to pieniądze, a mamy przecież kryzys. Już nawet nikt mu nie tłumaczył, że wójt czy każdy inny pracownik ma prawo do odebrania przysługującego urlopu, a jak tego nie zrobi, to powinien otrzymać ekwiwalent pieniężny, którego wypłata obciążyłaby finanse gminy.
Sekretarz gminy Walenty Korycki podkreślał, że wójt nie można rozliczać jedynie za siedzenie w urzędzie, bo ma ona nienormowany czas pracy, a jej wyjazdy wiążą się z reprezentowaniem spraw gminy, podpisywaniem umów, etc. Podkreślił, ze radca prawny wykonywał tylko zlecone zadania, a wydatki na prawnika gminy Boćki są nieporównywalne z tymi, jakie ponoszą inne samorządy. Boćki radcy prawnemu zapłaciły 24 tys. zł za cały rok 2020. Inne gminy wiejskie co miesiąc radcy płacą od 2,5 do 3 tys. zł, a miasto Bielsk wydaje na ten cel 10 tys. miesięcznie.
Radni opozycyjni wspomnieli nawet, że chcieliby, aby wójt prowadziła ewidencje wejść i wyjść z gabinetu, a gmina sporządzał szczegółowy opis każdej ze spraw, która prowadzi radca i wykonywanych przez niego czynności.
- Takiej praktyki nie ma w żadnym urzędzie. To nie do pomyślenia. Może jeszcze każdy pracownik powinien raportować swoją pracę - odpowiedział starając się zachować powagę sekretarz.
Dodał, iż sam, oprócz obowiązków sekretarza, prowadzi w gminie sprawy RODO, bo niedawno nabył do tego uprawnienia. Wcześniej gmina musiała płacić firmie zewnętrznej. Korycki zastępuje też pracownicę, której podlegały sprawy ochrony zwierząt i wycinki drzew. Jest ona obecnie na urlopie macierzyńskim. No i oczywiście jako sekretarz pisze rozporządzenia i projekty uchwał.
- Mam odpowiednią wiedzę do wykonywania tych obowiązków, sprawy sądowe już są poza moimi kompetencjami, dlatego oddaję je w ręce radcy prawnego - dodał.
Waldemar Rynans stwierdził, że gmina powinna kupić przyczepę i sama odbierać od mieszkańców i wywozić na skup odpady plastikowe. A żeby zaoszczędzić, najlepiej by robiła to raz czy dwa w roku. Niektórzy radni podchwycili ten pomysł i za nic nie potrafili zrozumieć, że obowiązujące przepisy tego zabraniają.
Głosem rozsądku była uwaga innego radnego, który stwierdził, że mieszkańcy sami mogą prowadzić selekcję odpadów, część z nich np. puszki aluminiowe mogą sprzedawać na skup, a odpady zielone trzymać w kompostownikach. Wówczas zaoszczędziliby na opłatach za śmieci i nawet zarobili na skupie.
W dalszej części sesji odrzucono wniosek ustanowienia opłaty adiacenckiej. Odrzucono też skargę radnego Adama Króla na pracownice biblioteki. Wcześniej skarżyły się one radzie na jego chamskie komentarze na jednym z forów internetowych. Rada obie skargi odrzuciła.
Jak gmina radzi sobie z bezpańskimi zwierzętami?
Podczas sesji dyskutowano też o bezpańskich psach i odłowie dzikiego stada krów, które już poprzedniej zimy uciekły jednemu z gospodarzy. Dyskusja to może jednak za dużo powiedziane. Waldemar Rynans stwierdził tylko, że sekretarz w tej sprawie nic nie robi, ale właściwie chyba nawet sam nie wie dział jak sytuacja wygląda. A tę dość szczegółowo opisał Korycki.
Gmina Boćki jest jedną z tych, która ma podpisaną umowę z Radysami, a te jak wiadomo nie odbierają już bezpańskich zwierząt. Boćki jednak prowadzą współpracę ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Zwierząt, które odbiera psy odłowione w gminie i do tej pory udawało mu się znajdować im nowych właścicieli. I to tanim kosztem.
- W Radysach za odbiór i opiekę nad jednym dorosłym psem płaciliśmy 1600 zł, za szczeniaka - 800 zł - wyliczał sekretarz. - W tej chwili za odebranie kilkunastu psów zapłaciliśmy jedynie 1700 zł, z czego większość to koszt opieki weterynaryjnej.
Dodał, że w ramach szukania oszczędności gmina chce zapewnić opiekę weterynaryjną i sterylizację zwierząt na miejscu (czyli w Boćkach), bo tu jest taniej. Zbudowała też kilka kojców, żeby w nich móc przetrzymywać psy do czasu ich odbioru. Psami ma zajmować się pracownik gospodarczy, który pracuje w gminie. Korycki opowiadał też, ze we współpracy ze stowarzyszeniem, do takiej opieki chce zaangażować wolontariuszy młodzież z lokalnych szkół i rodziców, ale to kwestia wypracowania odpowiednich postaw społecznych, która wymaga czasu.
Odpowiedział także na zarzuty Rynansa dotyczące zdziczałych krów. Podkreślił, iż specjalista ściągnięty do Bociek za pośrednictwem Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt odłowił jedno stado, a drugiego nie jest w stanie. Możliwe, że w czasie zimy jednak mu się to uda. Rynans twierdził, że gmina powinna przejąć te krowy na własność. Korycki zwrócił uwagę, że byłoby to nieopłacalne i nielogiczne. Po pierwsze, stada nie da się fizycznie złapać, a gdyby gmina formalnie przejęła ich własność, to odpowiadałaby za wszystkie szkody, jakie popełniają. A te mogłyby być większe niż oprotestowywane wydatki na kulturę. Poza tym, zdaniem Koryckiego, lepiej jest pomóc gospodarzowi złapać jego zwierzęta, nawet jeśli on sam jest osobą trudną we współpracy.
Czytaj więcej: Zdziczałe stado krów w gminie Boćki jest już odławiane. Właścicielowi zwierząt grożą zarzuty karne
Przedszkolny plac zabaw nie jest dla wszystkich
Adam Król po raz kolejny poruszył temat zamkniętego placu zabaw przy szkole w Boćkach. To od tego zaczął się spór radnego z pracownicami biblioteki, które miały klucz od bramki. Wójt po raz kolejny wyjaśniała mu, że plac ten zbudowany został z dofinansowaniem unijnym i jest przeznaczony tylko na potrzeby przedszkola, a nie ogólnodostępny. I tak jak place zabaw przy przedszkolach choćby w Bielsku jest zamykany dla osób z zewnątrz. Dla odmiany plac zabaw i siłownia w Andryjankach powstały w ramach innego projektu i są ogólnodpostępne.
(bisu)