- W Knorydach jest cudowne źródełko z kapliczką od wieków otoczone kultem lokalnej społeczności. I ma powstać tu wylęgarnia. W Miękiszach również wybija źródełko, niedawno zbudowano tam kaplice. I w okolicy mają powstać kurniki. W okolicach Kruszynian, gdzie jest meczet i skupisko muzułmanów (potomków Tatarów osiedlonych jeszcze przez Jana Sobieskiego) też ma powstać ferma drobiu. W Rogaczach koło Milejczyc, miejscowości zamieszkałej przez mniejszość prawosławną- kolejna. Nie wiem, jak to rozumieć - taka wypowiedź padła podczas ostatniego spotkania Knorydach.
Spotkanie było poświęcone planom budowy wylęgarni. Zainteresowani sprawą mieszkańcy wypełnili świetlicę wiejską.
REKLAMA
Szerszą relację z tego burzliwego spotkania zamieściliśmy w oddzielnym artykule. Wątek wpływu ferm drobiu wielokulturowość i tradycję regionu postanowiliśmy opisać oddzielnie.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Na spotkaniu zacytowane wyżej słowa wójt gminy Bielsk Podlaski skwitowała tym, że zawsze dbała o potrzeby wszystkich mieszkańców niezależnie od ich wyznania czy przynależności narodowej. W swojej działalności wspierała działania mające na celu podtrzymanie czy też rozwijanie tradycji i kultury wszystkich społeczności zamieszkujących gminę. Z jej deklaracją trudno dyskutować.
Na problem można jednak spojrzeć z nieco innej strony.
Gmina Bielsk Podlaski jest odzwierciedleniem wielokulturowości regionu. Niemal pół na pół zamieszkują ją katolicy i prawosławni. Są tu mieszkańcy odwołujący się do tradycji związanej z narodowością stricte polską, ale też przedstawiciele lokalnych mniejszości ukraińskiej i białoruskiej. Na jej terenie znajduje się wiele miejsc otoczonych lokalnym kultem, m.in. te wymienione, w pobliżu których mają powstać wylęgarnia lub ferma drobiu.
Czy takie inwestycje mogą mieć wpływ na podtrzymanie wielokulturowości i lokalnych tradycji?
Przedstawiciele mniejszości twierdzą, że tak. Uwagę na to zwracał na spotkaniu Mirosław Stepaniuk, który zaznaczał, iż kierunkami rozwoju regionu powinno być promowanie wielokulturowości, lokalnych tradycji, dziewiczej przyrody, a nie budowa przemysłowych hodowli drobiu czy innych zwierząt.
Zgadza się z nim także Eugeniusz Czykwin, były poseł i przedstawiciel mniejszości prawosławnej, który na spotkanie nie dotarł, ale oglądał relacje wideo i jest silnie zainteresowany rozwojem tej sprawy.
Były poseł nie twierdzi oczywiście, że budowa ferm drobiu to celowy zamach na mniejszości i wielokulturowość regionu, ale podkreśla, że takie inwestycje wywierają na nie negatywny wpływ.
- Wystarczy prześledzić wyniki spisów powszechnych, by zauważyć, że lokalne mniejszości narodowe i religijne się kurczą - mówi Eugeniusz Czykwin. - Powodem jest demografia. Nasze tereny, podlaskie wsie i miasteczka się wyludniają. A to one są ostoją mniejszości. Jak się mają do tego kurniki i fermy drobiu? Powodem wyludniania się naszych terenów jest z jednej strony zbyt mała liczba urodzeń, ale także migracja, czyli wyjeżdżanie młodych ludzi. Jeśli chcemy powstrzymać zanikanie mniejszości i wyludnianie się naszego regionu, musimy jakoś zachęcić młodych ludzi do pozostania tu, na rodzinnej ziemi. Sąsiedztwo ferm drobiu z pewnością w tym nie pomaga. Mało kto chce mieszkać i zakładać rodzinę w ich sąsiedztwie. Jeśli takie inwestycje w naszym regionie będą realizowane, młodzi tym bardziej wyjadą, odcinając się od swoich korzeni i tradycji.
Czykwin podkreśla, że głos sprzeciwu wobec ferm drobiu powinny wyrażać także organizacje religijne i reprezentujące mniejszości.
Jak można było usłyszeć na spotkaniu, fermy drobiu niosą ze sobą smród, zagrożenie dla środowiska naturalnego, a niewiele dają korzyści. Właściciele kurników płacą niewielkie podatki (głównie podatek rolny), miejsc pracy tworzą niewiele i niezbyt atrakcyjne.
Dodatkowo niepokoić może powstawanie ferm drobiu w okolicach miejsc kultu lub ważnych z punktu widzenia lokalnej społeczności. Miejsca takie zazwyczaj spajają daną wspólnotę. Uciążliwości związane z sąsiedztwem ferm drobiu i te funkcje mogą zaburzyć lub ograniczyć.
Wystarczy sobie przypomnieć dni miasta w Bielsku podlaskim sprzed kilku lat, podczas których w całym mieście czuć było zapach gnojowicy wylewanej na pobliskich polach. Przyćmiły one nawet występ gwiazdy - Cleo. Podobnie nieprzyjemne zapachy z ferm drobiu mogłyby wpłynąć na podniosły charakter uroczystości religijnych.
To nie jedyne zagrożenie.
Inwestor podczas spotkania w Knorydach przekonywał, że budowa wylęgarni nie będzie miała wpływu na czystość wody w pobliskim cudownym źródełku. Jednak bliżej nieokreślona opinia geologów w tej sprawie nie rozwiała wątpliwości z tym związanych. Podobne zapewnienia usłyszeli mieszkańcy Miękisz i okolic. (Tu dodatkowo planowane kurniki są w dużej odległości od źródełka)
Wylęgarnie i fermy drobiu pobierają wodę ze studni głębinowych, pomijając ścieki, które mają obowiązek, albo oczyszczać, albo wywozić, z ich terenu spływa też woda deszczowa, która wsiąka w grunt wraz ze wszystkimi spłukanymi po drodze substancjami. Ma to bezpośredni wpływ na stan wód.
Z wyników badań naukowców z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie wynika, że właśnie fermy drobiu szczególnie negatywnie wpływają na środowisko, wprowadzając zanieczyszczenia do powietrza, gleby, wód gruntowych i głębinowych, a tym samym wpływając na kondycję roślin, zwierząt i oczywiście człowieka.
- W wodzie gruntowej pobranej na głębokości 35 m wykryliśmy siedem leków. Poza tymi odwiertami badaliśmy też wodę kranową – pitną. Analizowaliśmy trzy lokalne ujęcia i w każdym stwierdzaliśmy obecność antybiotyków. Spożywanie wód zanieczyszczonych antybiotykami powoduje przedostawanie się leków do organizmów człowieka i zwierząt. Nawet tak niewielkie stężenia w żywności i wodzie, które nie wywierają wyraźnego działania terapeutycznego, mogą być szkodliwe, szczególnie dla dzieci - podsumowała badania prof. Agnieszka I. Piotrowicz-Cieślak z Wydziału Biologii i Biotechnologii UWM, która cytujemy za Forum Akademickim.
(azda)