W szpitalu w Bielsku Podlaskim przebywał około 60-letni Ukrainiec. Przywiozła go tu rosyjska karetka. Mężczyzna pochodzi spod Charkowa. Jest ciężko ranny. W wyniku wybuchu bomby kasetowej ma uszkodzony kręgosłup. Przeszedł operację, ale ciągle jest sparaliżowany od pasa w dół. Wczoraj około 19 zabrała go z kolei niemiecka karetka i powiozła do Niemiec.
To niecodzienna historia, ale właśnie takie pisze wojna. Miliony Ukraińców ginie w trakcie działań wojennych lub jest wywożonych w głąb Rosji i właściwie nie wiadomo co się z nimi dzieje. Zdarzają się jednak przypadki, kiedy ktoś ociera się o śmierć, ale właściwie cudem zostaje ocalony.
60-letni Ukrainiec to mieszkaniec jednej z miejscowości koło Charkowa. Jest cywilem. Podczas bombardowania został ranny. Bomba kasetowa trafiła w grupę około 20 osób, w której się znajdował. Odłamki uszkodziły mu kręgosłup. Cudem przeżył.
Ranny 60-latek trafił najpierw do szpitala w rosyjskim Biełgorodzie. Gdy tam leczenie się skończyło, jego sytuacja stała się beznadziejna. Na miejscu nie miał nikogo bliskiego. Był sparaliżowany. Nie mógł się poruszać. Nie mógł samodzielnie opuścić szpitala, ani zostać przekazany do ośrodka dla uchodźców czy w jakiekolwiek inne miejsce. Z pomocą przyszedł mu prawosławny duchowny, który we współpracy z niemiecką Fundacją Rubikus zorganizował mu transport do Niemiec. W Niemczech 60-latek ma córkę. Duchowny sfinansował transport medyczny rosyjską karetką. Udało się nawet załatwić odpowiednie dokumenty i wizy.
- Dla wielu osób wydaje się to dziwne, ale tak organizowana jest pomoc uchodźcom z Ukrainy - mówi Agata Malec z niemieckiej Fundacji Rubikus. - Jak to działa? W wyniku działań wojennych ranni Ukraińcy trafiają do rosyjskich szpitali. Gdy kończy się ich leczenie, trafiają do ośrodków dla uchodźców lub, jeśli mają możliwość, wyjeżdżają. Wielu decyduje się jechać na zachód, na Litwę, Łotwę, Estonię, do Polski, Niemiec lub innych państw. Często ludzie ci nie mają pieniędzy. W wyjeździe pomagają im wolontariusze w ramach oddolnych inicjatyw. Organizują oni transporty i dokumenty. Ten 60-latek, który trafił do Bielska, jest specyficznym przypadkiem, bo nie jest to osoba, która może samodzielnie się poruszać. Nie mógł opuścić szpitala i po prostu pójść na autobus. Wymagał transportu medycznego. W Rosji pomógł mu prawosławny duchowny, który sfinansował transport karetką do Polski. Duchowny ten współpracuje z naszą fundacją.
To właśnie Fundacja Rubikus organizowała opiekę medyczną w Polsce i dalszy transport medyczny do Niemiec.
Rosyjska karetka przywiozła rannego do Bielska, gdzie zajęli się nim polscy lekarze. Wczoraj z bielskiego szpitala 60-letniego Ukraińca zabrała karetka z Brandenburga w Niemczech również w ramach międzynarodowej pomocy niemieckiej Fundacji Parents4Ukraine. Obecnie jest już pewnie w Niemczech.
Gdy wyjeżdżał z Bielska, był uśmiechnięty, pełen nadziei i wdzięczności za udzieloną pomoc.
- Pobyt w tym szpitalu nie tylko był dobry. Był wspaniały, cudowny. Osoby, które się tu mną opiekowały też były cudowne. Bardzo dziękuję - mówił przed odjazdem
Czy jest szansa, że stanie na nogi? Odpowiadając na to pytanie, stwierdził: jak Bóg da. Cudem można nazwać to, że przeżył wybuch bomby pod Charkowem, że karetka przywiozła go do polskiego szpitala, a niebawem znajdzie się pod opieką lekarzy w Niemczech.
Nie jesteśmy w stanie ocenić czy i jak strona rosyjska może całą tę sytuację ukazać czy wykorzystać w swojej propagandzie. Choć nie ma wątpliwości, że bomby, które spadały na Charków, były rosyjskie. Ta kaskadowa, która raniła 60-latka również.
Niewykluczone, że pomoc okazywana przez ludzi dobrej woli jest w tej sytuacji wykorzystywana do celów propagandowych. W maju br. media informowały, że z terenów okupowanych deportowano do Rosji wbrew ich woli 1,2 mln Ukraińców, w tym ponad 210 tys. dzieci.
Z drugiej strony do Bielska trafił ranny człowiek, który otrzymał realną pomoc, dzięki której przeżył i znalazł się z dala od wojennej zawieruchy.
Cała akcja budziła spore wątpliwości u wielu instytucji.
Agata Malec z niemieckiej Fundacji Rubikus, która ją koordynowała, przyznaje, że przyjazd „rosyjskiej karetki" przysporzył wiele problemów i napotkał wiele zamkniętych drzwi.
- Problemy pojawiły się już na granicy. Praktycznie do końca nie wiedzieliśmy, czy załoga karetki, która wyjechała z Rosji, będzie mogła wjechać do Polski. Przewożony pacjent był Ukraińcem, ale obsadę karetki stanowili Rosjanie - opowiada. - Zastanawialiśmy się nawet, czy na granicę nie podstawić drugiej karetki i nie przenosić do niej rannego, ale ostatecznie Straż Graniczna zezwoliła na przejazd. Dalej jednak ciągle były problemy. W Białymstoku nie chciano go przyjąć, bo przywoziła go rosyjska karetka. Pomoc uzyskaliśmy dopiero w szpitalu w Bielsku. Tu serdeczne podziękowania należą się Mirosławowi Reczko, dyrektorowi szpitala i władzom Bielska. Podziękowania należą się także Dmitrijowi, Ukraińcowi artyście, który mieszka w Białymstoku i pomógł nam skontaktować się z odpowiednimi osobami w Bielsku.
Bielski szpital nie po raz pierwszy jest otwarty na pomoc. Pomagał też cudzoziemcom przywożonym z polsko-białoruskiej granicy. W tym przypadku również nie wnikał w polityczne tło sytuacji, a po prostu niósł pomoc.
Co ciekawe, na oddziale gdzie trafił 60-latek spod Charkowa, pracuje Ukrainka, która uciekając przed wojną, znalazła schronienie i pracę właśnie w Bielsku.
Wielu, wręcz miliony, ukraińskich uchodźców nie ma tyle szczęścia, by spotkać na swojej drodze osoby wyciągające rękę z pomocą. A ich sytuacja pozostaje beznadziejna. W większości nawet trudno jest ustalić, jaki jest ich los. Polegli podczas walk, często spoczywają w bezimiennych grobach. Ci, co przeżyli, jeśli są żołnierzami, osobami związanymi z ukraińską armią lub administracją, przez rosyjskie służby traktowani są jak wrogowie. W najlepszym wypadku stają się jeńcami, trafiają do więzień lub specjalnych obozów. Jak mówi pani Agata, właściwie nie wiadomo, co się z nimi dzieje.
Niektórym udaje się pomóc...
- Niestety uchodźcy z Ukrainy, którzy próbują wjechać do naszego kraju przez Rosję, często są traktowani niechętnie. Napotykają problemy podczas przejazdów lub przy załatwianiu różnego rodzaju formalności. A przecież to tacy sami uchodźcy. Jeśli ktoś siedzi kilka dni w bombardowanym schronie, to jak podjeżdża autobus, by go zabrać, to nawet się nie zastanawia, gdzie on jedzie. Ranni też nie mają wpływu na to gdzie ich wiozą. Tak wiele osób trafiło do Rosji choćby z Mariupola. My im pomagamy przedostać się bezpieczne miejsce - dodaje Agata Malec.
(azda)
Zdjęcia rannego Ukraińca zabieranego ze szpitala w Bielsku do Niemiec (Bielsk.eu)