Na szczycie wieży zegarowej ratusza znajduje się kula, a nad nią chorągiewka, pod którą widnieje wizerunek owada z datą 1779. Według legendy, jest to pamiątka po pladze szarańczy, która nawiedziła w tymże roku Podlasie, a projektanci budynku upamiętnili ten fakt umieszczeniem wizerunku owada na ratuszowej wieży. Kilka dni temu silny wiatr wygiął owada, będącego niejako charakterystycznym elementem wystroju wieży ratuszowej.
Piszemy owada, bo mimo że upamiętnia szarańczę, to równie dobrze można stwierdzić, że przypomina muchę, czy szerszenia.
Tak do końca to nie wiadomo, kiedy wizerunek owada (szarańczy, szerszenia, muchy) pojawił się na wieży bielskiego ratusza. Widać go - owszem - na zdjęciach z okresu międzywojennego. Kształt szarańczy jest rozpoznawalny na zdjęciu ratusza z 1933 roku autorstwa bielskiego fotografa M. Witkowskiego. W przypadku fotografii sprzed I wojny światowej można się co najwyżej domyślać, że jest tam jakiś symbol. Być może owada nawiązującego do legendarnych wydarzeń sprzed 200 lat, ale z całą pewnością stwierdzić tego nie można.
Co się tyczy samej plagi szarańczy, to nie ma bezpośrednich przekazów źródłowych, że miała ona miejsce w tym czasie w Bielsku lub okolicach, ale spokojnie jako miejska legenda może funkcjonować, bowiem pośrednie przesłanki istnieją.
Pod koniec XVIII wieku kiedy dzięki pieniądzom starościny bielskiej Izabeli Branickiej i dzięki składkom mieszczan, budowano ratusz, sąsiednie Prusy Wschodnie (dzisiaj obszar województwa warmińsko-mazurskiego) nawiedziła bowiem plaga szarańczy. Miejscowy gubernator słał do króla Prus Fryderyka II błagalne listy z prośbą o pomoc dla miejscowej ludności. Stary Fryc (tak złośliwie nazywano króla Fryderyka, w ostatnim okresie jego rządów, kiedy był już stary i jeszcze bardziej wredny niż zwykle, Fritz - to zdrobnienie imienia Fredrich, czyli Fryderyk) wyśmiewał jego uwagi. Zdesperowany urzędnik kazał nałapać szarańczy i zapakował ją do kolejnego listu i wysłał do króla. Kiedy otwarto przesyłkę, szarańcza rozleciała się po królewskich komnatach w pałacu Sanssouci w Poczdamie. Fryderyk II nie znał się na żartach i surowo ukarał urzędnika, co w państwie pruskim było dość częste.
(ms)