To krwawa historia, która nadawałaby się na dobry kryminał. Napisało ją jednak życie.
Krystyna i Arkadiusz A. wraz z dwójką wchodzących w dorosłość dzieci mieszkali w domu przy jednej z ulic niedaleko wylotu z Bielska w stronę Siemiatycz. On był kierowcą tirów, ona ekspedientką w sklepie. Niektórzy z sąsiadów i znajomych mówili o nich jako przykładnej parze. Oboje po 40, ona zawsze elegancka, on też na poziomie, towarzyscy. Niektórzy jednak przyznawali, że między małżonkami nie układało się najlepiej. Była zazdrość, być może uzasadniona. O zdradach i imprezowym życiu małżonki Arkadiusz A. opowiadał później w sądzie. Wtórowały mu dzieci.
Pewnego wieczoru w lutym 2011 roku Krystyna A. zasiedziała się u znajomych z niedalekiego sąsiedztwa. Późno wracała sama do domu. Pożyczyła nawet kurtkę od koleżanki, która ją gościła, bo było zimno. Wówczas 42-letnia kobieta widziana była po raz ostatni. Znajoma nigdy nie odzyskała kurtki. Nigdy więcej już nie zobaczyła koleżanki.
Kobieta po prostu zniknęła. Mąż, syn i córka sąsiadom i znajomym wmawiali, że Krystyna A. ich zostawiła i wyjechała za granicę. Dawali do zrozumienia, że nie wyjechała sama. Mąż nawet podrobił jej podpis, żeby wspólnie rozliczyć się z podatku. W sklepie był problem, bo jakoś trzeba było wygasić umowę o pracę, a z Krystyną A. nie było kontaktu. Niejako na pocieszenie jej córka po jakimś czasie zatrudniła się w tym samym sklepie.
Gdy wychodziła za mąż i sąsiedzi pytali ją, czy mama przyjedzie na ślub, odpowiadała, że rozmawiała z nią przez telefon i usłyszała, że nie.
Przyjaciel Krystyny A. nie chciał uwierzyć w to, że wyjechała ona bez słowa pożegnania. Nie dał wiary zapewnieniom dzieci i męża. Dziwił się, że nie chcą podać do niej kontaktu. Spotkał się nawet z mamą zaginionej, ale ta bez przekonania powtórzyła to co usłyszała od wnuków i zięcia. O sprawie zawiadomił media i policję. Sugerował, że Krystynie A. mogło coś się stać. Przedstawiana przez niego historia wydawała się nierealna, ale jednak funkcjonariusze podjęli śledztwo. Media sprawy nie opisywały, bo „nie było punktu zaczepienia"
W styczniu 2016 roku śledczy zatrzymali Arkadiusza A. Postawili mu nawet zarzut zabójstwa. Jak mówili sąsiedzi, przekopano całą posesję wokół domu A. Jednak nie udało się znaleźć ciała. A to kluczowy dowód. Bez ciała nie ma zbrodni. Mężczyzna wyszedł na wolność, ale śledczy nie dali za wygraną. Szukali kolejnych śladów.
Cała historia obrosła mnóstwem legend.
- Praktycznie zawsze, gdy znajdowano jakieś szczątki lub kości, pojawiało się, że to ciało Krysi. Później okazywało się, że to jednak inny nieszczęśnik lub jakieś zwierze - usłyszeliśmy od mieszkańca okolicy.
W końcu w maju 2018 roku znaleziono ciało. Znajdowało się w lasku obok Malesz, rodzinnej wsi Arkadiusza A. Ponoć, bo śledczy tego nie potwierdzają, miejsce to wskazał na łożu śmierci jeden z okolicznych mieszkańców, który miał widzieć jak A. koparką kopie dół. Umierając, opowiedział o tym bliskim, a ci informacje tę przekazali policji.
W każdym razie we wskazanym lasku śledczy na głębokości kilku metrów znaleźli zeszkieletowane zwłoki zawinięte w dywan. Sekcja zwłok wskazała, że to ciało Krystyny A. Biegli wykryli też ślady kilku ciosów zadanych ostrym narzędziem w okolicach serca. Ostrze zostawiło je na kościach. Arkadiusz A. znów stanął przed sądem. Oskarżono go o zabicie i zakopanie ciała żony.
Podczas przesłuchań mężczyzna często zmieniał swoje zeznania. Najpierw twierdził, że żona wyjechała. W jednej wersji dała znak życia, w innej - urwała kontakt z rodziną. Później nie przyznawał się, by miał cokolwiek wspólnego z jej zabiciem. Później mówił, że spadła ze schodów i się przypadkiem śmiertelnie raniła nożem, a on spanikował i bojąc się konsekwencji, ukrył ciało. Ostatnia wersja jego zeznań przedstawiała scenę kłótni, w której kobieta zaatakowała męża nożem, wywiązała się szamotanina, w której przypadkiem to ona otrzymała śmiertelny cios. I ta była mało wiarygodna, bo sekcja wskazywała na kilka ciosów, a tylu przypadkiem się raczej nie zadaje.
W sądzie dzieci stanęły po stronie ojca. W zeznaniach mówiły o matce jako nadużywającej alkoholu, niewracającej do domu.
Poza sądem znajomi rodziny przyznawali, że córka była skonfliktowana z matką. Miały być o siebie zazdrosne.
Sprawa przetoczyła się przez wszystkie instancje sądu. W październiku 2019 roku Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał Arkadiusza A. na 15 lat więzienia. Sąd Apelacyjny utrzymał ten wyrok. Złożono jednak wniosek o kasację. Wczoraj, ponad 10 lat po zabójstwie, Sąd Najwyższy utrzymał w mocy karę zasądzoną w poprzednich instancjach. Arkadiusz A. ma spędzić 15 lat za kratami.
W sprawie nigdy nie postawiono zarzutów dzieciom zabitej. Jako najbliższa rodzina nie musieli obciążać ojca. Nie ma dowodów, by brali czynny udział w zabójstwie.
Czytaj też: Zapadł wyrok za zabójstwo sprzed ponad ośmiu lat. Akradiusz A. z Bielska Podlaskiego skazany
(bisu)