Przedwczoraj 24 tysiące, wczoraj 12 tysięcy, a dziś już 7 tysięcy odbiorców z naszego regionu nie ma prądu. Awarie sukcesywnie są usuwane, ale ciągle pozostaje ich sporo.
- Moje dziecko od trzech dni nie chodziło do szkoły - mówi pan Piotr z Orli. - Dwa dni była zamknięta z powodu braku prądu. Dziś była otwarta, ale ja o tym nie wiedziałem. A nie wiedziałem dlatego, iz nie dość, że nie było prądu, to tez nie było zasięgu komórkowego, bo była awaria na wieży. No i nie mogłem zadzwonić i spytać. Prądu nie mieliśmy dwa dni. Później na chwilę był podłączany, ale po 20 minutach znów go nie było. Obecnie jest w porządku. Światło jest i nie gaśnie, a dziecko jutro idzie do szkoły. Dobrze, ze instalacja CO w naszym domu działała mimo braku zasilania. Znajomi mieli gorzej. W Redutach ciągle prądu nie ma.
W Pilikach pan Jerzy nie miał prądu przez 66 godzin. To dwie i pół doby. W końcu się doczekał.
Zgodnie z komunikatem prądu ciągle nie ma na terenie gmin Bielsk, Boćki, Orla, a poza naszym powiatem na zasilanie czekają gminy Białowieża, Mielnik, Drohiczyn, Dubicze Cerkiewne, Hajnówka, Dziadkowice, Siemiatycze, Nurzec Stacja, Czeremcha, Czyże, Narew, Narewka i Milejczyce. Łącznie to około 7 tys. odbiorców. Jako prawdopodobny czas usunięcia awarii podawana jest godzina 22 w dniu dzisiejszym.
Jak mówi nam Agnieszka Bajerska, rzecznik białostockiego oddziału PGE, służby energetyczne robią, co mogą, ale awarii jest bardzo dużo i ciągle pojawiają się nowe.
- Tylko dziś przybyło nam kolejnych 20 złamanych słupów. Przewracają się one pod naporem mokrego śniegu - mówi. - Czy uda się wszystkie awarie naprawić do godz. 22? To trudne pytanie. Mamy nadzieję, że tak i robimy co możemy. Przy usuwaniu awarii pracuje ponad 200 osób. Nie tylko z Bielska. Ściągnęliśmy ludzi z Łomży i Białegostoku, bo tak naprawdę tylko w rejonie Bielsk jest tyle awarii. Często ekipy pracują do północy, a o piątej rano znów wyjeżdżają. Robimy, co możemy. Niestety, mamy też ogromne trudności z dotarciem do miejsca awarii. Zaspy śniegu są tak duże, że nawet pojazdy z napędem na cztery koła nie dają rady. Nasi pracownicy często na własnych plecach muszą nieść przewody do naprawy linii energetycznych na miejsce awarii. Miejscami awarii bywają tereny leśne, a nawet parki.
Rzecznik dodała, że w pierwszej kolejności naprawiane są linie wysokiego napięcia, później średniego i niskiego, bo bez tych pierwszych kolejne i tak nie będą działać. Czasem też naprawa wymaga odłączenia linii. Stąd w niektórych domach prąd pojawia się i znika. Zdarzają się także przypadki braku jednej fazy. Należy je zgłaszać jako awarie i będą naprawiane.
Na pocieszenie dodała, że sytuacja już się poprawia. A od początku ataku zimy w naszym rejonie przywrócono zasilanie do 60 tysięcy odbiorców.
(bisu)
W takich warunkach pracują służby energetyczne (PGE Oddział Białystok):