W poniedziałek (20 lutego) w sali OSP w Rudce odbyło się spotkanie konsultacyjne w sprawie planów wybudowania fermy drobiu na terenie gminy. Wzięło w nim udział blisko 80 osób.
Mieszkańcy gminy, władze samorządowe, właściciele ziemi, która ma zostać sprzedana pod budowę kurników i wreszcie przedstawiciel firmy Wipasz – wszystkie strony sporu debatowały poniedziałkowego wieczora w Rudce. Właściwie na spotkaniu zabrakło jedynie członka prezydium rady gminy, co zresztą nie umknęło uwadze zgromadzonych.
Było to już drugie zebranie dotyczące tego tematu. Pierwsze odbyło się we wtorek, 7 lutego, ale cieszyło się mniejszym zainteresowaniem (Urząd Gminy poinformował o nim wcześniej sołtysów oraz radnych). Z kolei w przypadku drugiego, a więc omawianego w tej relacji, zaproszenie pojawiło się wcześniej na gminnej tablicy ogłoszeń (a także zostało odczytane w kościołach). Ogłoszenie nie było wprawdzie podpisane, ale na miejscu wójt rozwiał wątpliwości, co do tego kto jest jego organizatorem i prowadzącym debatę.
Władze gminy oprócz wójta Marcina Gawrysiaka reprezentował sekretarz Jerzy Gabrysiak. Przy wspólnym stole zasiedli również: właściciele ziemi - Waldemar Kosiński z synami Krzysztofem i Grzegorzem oraz pracownik firmy Wipasz – Michał Ślósarski . Zebranie protokołowały mieszkanki: Alicja Safaryn i Jolanta Karolczuk.
Wójt we wprowadzeniu zapewniał wszystkich zgromadzonych, że spotkanie ma służyć debacie, wysłuchaniu głosów wszystkich stron, a nie potęgowaniu emocji, które zaczynają wyraźnie narastać wokół tego tematu.
Najwięcej pytań rzecz jasna mieszkańcy adresowali w kierunku przedstawiciela firmy. Michał Ślósarski starał się na nie skrupulatnie odpowiadać.
Pierwsze wątpliwości rudczan dotyczyły tego dlaczego akurat w gminie Rudka firma Wipasz chce prowadzić swój biznes.
W odpowiedzi usłyszano, że po prostu to miejsce jest dogodne dla takiej inwestycji. Przy odnajdywaniu odpowiedniej lokalizacji firma korzysta z geoportalu, a więc z ogólnie dostępnych w internecie map zagospodarowania przestrzennego.
W jakiej odległości od pierwszych zabudowań miałyby znajdować się kurniki?
Ferma miałaby się znajdować pomiędzy miejscowościami Rudka i Karp, przy drodze powiatowej. Do najbliższych zabudowań od planowanej fermy jest około 500 metrów. Michał Ślósarski fermę określił mianem „zielonej”, czyli ekologicznej.
Mieszkańcy twierdzili że w przypadku kurników we wsi Żeszczynka w gminie Sosnówka na Lubelszczyźnie odległość od pierwszych zabudowań to ponad kilometr.
W planach jest budowa 13 kurników – w każdym z nich po 60 tys. sztuk drobiu. W ciągu roku planuje się przeprowadzenie 7 cykli. Mieszkańcy szybko obliczyli, że oznacza to obecność kilku milionów kurcząt w ciągu roku.
Ile lat ma funkcjonować taka farma?
25-30 lat. Po tym czasie następuje albo rozbiórka fermy albo wymiana jej najważniejszych elementów i co za tym idzie - kontynuacja prowadzonej działalności.
Jak wygląda polityka zarządzania odpadami – zarówno obornikiem jak i padniętymi zwierzętami?
Firma wybiera jeden z trzech rodzajów utylizacji: biogazownię, używanie obornika jako podkładu pod produkcję pieczarek oraz jako nawóz na pola. Obornik jest odbierany przez beczkowozy, skąd trafia do oczyszczalni ścieków. Z kolei padnięte zwierzęta są umieszczane w worku oraz trafiają do zamrażalnika do czasu przyjazdu samochodu firmy odbierającej tego typu odpady.
Jakiego podkładu używa się przy kurzych stanowiskach?
Jest to pellet oparty na słomie. Według przedstawiciela firmy jest on dość sterylnym tworzywem.
Czy do pobliskich wsi będą masowo przybywać szczury w związku z powstaniem fermy?
Przedstawiciel Wipaszu twierdzi, że firma prowadzi na swoich fermach skuteczną deratyzację. Mieszkańcy pomimo tej odpowiedzi podtrzymali swoje obawy, twierdząc, że szkodniki najpierw „szukają szczęścia” na fermie, a po nieudanej próbie prą w kierunku zabudowań mieszkalnych i małych gospodarstw rolnych.
Czy mieszkańcom gminy Rudka nie zabraknie wody pitnej w związku z powstaniem fermy?
Obliczono, że ferma ma pobierać 0,02 % wody pitnej z terenu gminy Rudka. W związku z zakładaną inwestycją Wipasz ma wybudować dwie studnie głębinowe.
Czy powstanie fermy będzie miało znaczący wpływ na ruch drogowy na terenie gminy?
Przedstawiciel firmy wymienił trzy rodzaje ciężarówek, które poruszają się w związku z istnieniem ferm. Są to pojazdy przewożące pisklęta, kury oraz pasze. Do wywozu nieczystości – jak już wspomniano – używa się beczkowozu. Zdaniem Ślósarskiego, ich codzienne kursowanie nie powinno znacząco wpływać na życie mieszkańców i stan dróg – wojewódzkiej i powiatowej. Większe natężenie pojawia się przy zakończeniu cyklu, a więc wywożeniu obornika, co ma miejsce 7 razy w ciągu roku.
Mieszkańcy zauważyli również, że w związku z nadchodzącym spotkaniem firma nie zapewniła mieszkańcom podstawowych informacji w formie ulotek, dlatego sami muszą o wszystko szczegółowo pytać osobiście.
Michał Ślósarski zapewnił, że na pytania, na które nie był w stanie udzielić precyzyjnej odpowiedzi „a vista”, odpowie w najbliższym czasie drogą mailową. Odpowiedzi prześle na adres Urzędu Gminy. Wójt zapewnił, że zostaną one odczytane w czasie najbliższej sesji Rady Gminy (punkt – wolne wnioski), czyli już w najbliższy poniedziałek, 27 lutego.
Rola roli Kosińskich
Kolejną stroną debaty są panowie Kosiński – Waldemar i jego synowie Krzysztof i Grzegorz. To właśnie oni chcą sprzedać działki Wipaszowi pod budowę kurników. A są to działki, które wiele lat temu rodzina zakupiła po dawnym PGR.
Mieszkańcy pytali o klasę ziem pod sprzedaż, a jeden z mężczyzn (przeciwnik budowy fermy), wdał się w dyskusję z Grzegorzem Kosińskim, słysząc ostatecznie w swoim kierunku, że ma się „oddalić od nieswoich działek i zająć się swoimi”. Mieszkaniec odpowiedział, że to nowe przeznaczenie działek ingeruje w życie jego i innych osób, stąd nie bez powodu wyraża swoje zdanie, swoje wątpliwości.
Grzegorz Kosiński odrzucił też argument, że w ostatnim czasie zabiegano o zmianę klasy działek. Twierdził, że klasy (od 4. do 6.) są w przypadku tych ziem niezmienne od ok. 40 lat, a ich drenacja pamięta jeszcze czasy hrabiego. Z kolei ferma to inwestycja rolnicza, a nie przemysłowa.
Działek innych właścicieli w sąsiedztwie zakładanej fermy drobiu ma być 17.
Do dyskusji włączył się również drugi z synów Waldemara Kosińskiego, Krzysztof. Tym razem obyło się jednak bez większego podnoszenia temperatury sporu. Kosiński mówił o niekonsekwencji wśród Polaków. Podkreślał, że wiele mówi się o wspieraniu polskich firm, ale w momencie próby słyszy się opinie, że wszelkie polskie zakłady powinny znajdować się jak najdalej od własnej osoby, własnego domu. Dodał również, że ma świadomość, że każda ferma musi produkować odór, że jest to nieuniknione, ale uważa, że w tej i nie tylko w tej kwestii Wipasz postępuje uczciwie.
- Protestuje się po prostu przeciwko temu, czego się nie zna – zaznaczył Krzysztof Kosiński, upatrując także w tym powodu narastających kontrowersji.
Kosińscy wysłuchali pod swoim również pytania dlaczego nie stworzą takiej fermy w okolicy ich miejscowości. Mieszkańcy nie czekali na odpowiedź – z sali dało się usłyszeć, że mieszkańcy kolonii Popławy na pewno by im na to nie pozwolili.
Wielokrotnie w czasie spotkania głos zabierała Anna Bobel, uderzając w różne tony. Nie zabrakło nawet nawiązań do historii sprzed ponad 150 lat i buntu rudzkich rolników przeciw carowi czy też dekad zależności od Brańska, podkreślając, że w Rudce dość często kładzie się duży nacisk na odrębność i niezależność. Kobieta w czasie spotkania wspominała, że np. jej tata mówił pozytywnie na temat wieloletniej działalności Kosińskich w Rudce, a ci mogą zapisać się złotymi zgłoskami w jej historii, jeśli zrezygnowaliby ze sprzedaży gruntów pod budowę fermy.
Wójt między młotem a kowadłem
Wójt Marcin Gawrysiak starał się zważać na argumenty obydwu stron, ostatecznie podkreślając jednak, że „wybrała go większość, więc zadecyduje tak jak większość”.
Po stronie argumentów ze strony firmy, które mogą pomóc gminie, stawiał podatki, które Wipasz miałby wpłacać do samorządowej kasy (choć największa część z nich byłaby przeznaczona na rzecz skarbu państwa) oraz zapewnienie 26 lub 27 nowych miejsc pracy na terenie gminy.
Ze strony mieszkańców padały kontrargumenty w postaci zatrudnienia obcokrajowców np. z Ukrainy. Michał Ślósarski z Wipaszu twierdził, że firma stara się nie zatrudniać osób, które nie są pewne swojego stałego pobytu, ponieważ samo przeszkolenie pracownika trwa 2-3 miesiące.
Kolejnym argumentem za budową fermy drobiu jest działalność fundacji związanej z firmą Wipasz. Wójt podawał tu przykład gminy Drelów, która otrzymała od firmy wsparcie finansowe dla oświaty. W przypadku Rudki padła propozycja 250 tys. zł np. na kulturę, Klub Seniora. Marcin Gawrysiak podkreślał, że dla tak małej gminy jak Rudka niewątpliwie byłoby to niemałe wsparcie, ale nie chce dzielić skóry na niedźwiedziu i czeka na odzew mieszkańców oraz opinię środowiskową.
Wśród mieszkańców pojawiły się drwiny z tego pomysłu jako próby wkupienia się w ich łaski.
Ostatecznie doszło do nieoficjalnego głosowania.
Na liście uczestników spotkania zapisało się 75 osób. W czasie głosowania poprzez podniesienie ręki 11 osób było za, 7 osób się wstrzymało, natomiast „las rąk” były to głosy przeciwko powstaniu fermy.
Głosowanie to nie ma żadnej mocy sprawczej, ale jest sygnałem braku poparcia dla planowanej inwestycji.
Co dalej? „Wizyta teściowej”?
Urząd gminy czeka na otrzymanie uzgodnień od Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Białymstoku i Dyrektora Zarządu Zlewni Wód Polskich w Sokołowie Podlaskim oraz opinii od Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Bielsku Podlaskim i Marszałka Województwa Podlaskiego
Na 15 marca lub w innym ustalonym terminie mieszkańcy i władze gminy są zaproszone do wspólnej wizytacji na fermie w gminie Drelów, gdzie jest porównywalna do zakładanej w Rudce liczba kurników – 12.
Wśród zgromadzonych wyznaczanie daty jest uznawane jednak za zapowiedzianą „wizytę teściowej”, do której zięć jest wcześniej przygotowany. Mieszkańcy chcą zrobić wizytę niezapowiedzianą – na taką chętnych osób zapisało się kilkanaście. Najchętniej zorganizowano by ją w ciepłe miesiące, gdy temperatura ma większy wpływ na potęgowanie się zapachów, ale trudno czekać, gdy sytuacja jest rozwojowa.
Sam wójt wspominał podczas spotkania, że dwukrotnie pojawił się na wspomnianej fermie oficjalnie oraz 5 razy w jej okolicach nieoficjalnie, przyznając że zatrzymywał się co jakiś czas na kolejnych dystansach, sprawdzając czy doskwiera mu nieprzyjemna woń – jak przyznał, nie było to zbytnio odczuwalne.
Jak wspominaliśmy, temat zostanie przywołany podczas poniedziałkowej sesji rady gminy.
Kamil Pietraszko