Kurka wodna, Mikołaju zrobiłeś nam psikusa - stwierdził Walenty Korycki, wspominając Mikołaja Turkowicza. Od początku tego roku planowano organizację benefisu Mikołaja Turkowicza połączonego z występami zespołów, które tworzył, prowadził lub z którymi współpracował. Miał się on odbyć latem. W kwietniu wszystkich znajomych, przyjaciół, wychowanków, uczniów i współpracowników głęboko dotknęła informacja o śmierci artysty. Zmarł w wieku 82 lat.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Benefis nie doszedł do skutku. Zamiast tego zorganizowano wieczór wspomnień, swoiste epitafium tego zasłużonego muzyka, artysty, twórcy, etnografa, nauczyciela, instruktora harcerskiego, niezmordowanego organizatora wielu zespołów i wydarzeń kulturalnych, pasjonata lokalnej tradycji, kultury, muzyki i folkloru.
Podczas wieczoru wspomnień na holu BDK przed wejściem na salę widowiskową można było obejrzeć pamiątkowe albumy, zdjęcia, pamiątki z wyjazdów zespołów kierowanych przez Mikołaja Turkowicza oraz nagrody i odznaczenia, których na swoim koncie twórca miał mnóstwo.
Na samym spotkaniu nie brakowało łez, ale oprócz żalu z powodu odejścia tak ważnej i wybitnej osoby, były to także łzy wdzięczności i radości z tego, że zebranym dane było spotkać na swojej życiowej drodze Mikołaja Turkowicza. Dzięki niemu wielu z nich przeżyło nie tyle radosne chwile, co wręcz lata.
Klekociaki i Podlaskie Kukułki - to najbardziej znane, ale nie jedyne jego muzyczne dzieci. Pierwszym bodajże były „Figlarne dziewczęta", zespół założony w 1968 roku w podstawówce, któremu młody Mikołaj Turkowicz przygrywał na akordeonie.
Później zakładał i prowadził liczne zespoły muzyczne w Boćkach i Bielsku Podlaskim. Jako instruktor prowadził grupy złożone z harcerzy - Jutrzenka, Mała Przygoda, Przygoda. Pod jego opieką tworzyły się także zespoły przy zakładach pracy, m.in. w PGR czy PSS Społem.
Zespoły te na różnego rodzaju konkursach i festiwalach zdobywały prestiżowe nagrody.
- To aż trudno uwierzyć, że młodzież z małych Bociek lub Bielska występowała na prestiżowych scenach w kraju, a nawet była prezentowana w telewizji jeszcze wówczas czarno-białej - mówi Andrzej Dłużewski.
Wiele osób przewinęło się przez kilka zespołów prowadzonych przez Mikołaja Turkowicza. Występy zaczynali z nim jako dzieci, a przygodę z muzyką, tańcem i sceną kontynuowali już jako dorośli.
Jak wspominała pani Dorota, śpiewała ona i w Przygodzie, i w Kukułkach i Pospołu (zespół przy PSS Społem), a później u pana Mikołaja śpiewały jej dzieci i dzieci jej koleżanek. Dodała, że dzięki niemu mogła zwiedzić świat, występować na różnych scenach, wiele się przy nim nauczyła, zawarła wiele cennych znajomości. Dziękowała mu i wspominała go z łamiącym się głosem.
Dorosłe członkinie nieistniejącego już zespołu harcerskiego Przygoda, które specjalnie na te wieczór przygotowały specjalny występ, wspominały, że pan Mikołaj miał niepowtarzalny dar docierania do młodych ludzi, gaszenia pożarów w gorących młodzieńczych sercach i głowach. Zaszczepiał w młodych ludziach miłość do muzyki, ale także uczył życia.
Z sentymentem i łzami w oczach opowiadały o niedawnym spotkaniu po latach, na którym dawne członkinie zespołu zebrał nie kto inny, jak właśnie Mikołaj Turkowicz.
To były ciężkie czasy. Zespoły często nie miały strojów, dziedziczono je od starszych kolegów i koleżanek, pożyczano.
W takich realiach powstawały też zespoły Klekociaki, do których Mikołaj Turkowicz dołączył i Podlaskie Kukułki, które stworzył przy Zespole Szkół Rolniczych. Oba te zespoły wspaniale się rozwinęły. Przewinęły się przez nie pokolenia i ciągle dołączają do nich młode osoby, co zresztą można było podziwiać na scenie.
CZYTAJ TEŻ:
Jak podkreślał Andrzej Dłużewski, podczas tworzenia się pierwszych zespołów, może nie było bogato, ale wszystkich łączył zapał i chęć działania, miłość do muzyki oraz miłość do ludzi.
- Mikołaj był przykładem tego, że ten, kto kocha muzykę, kocha też ludzi - mówił Dłużewski.
Miłość tę zaszczepiał u swoich wychowanków i współpracowników. Przyjaźń, która połączyła członków jego zespołu, przetrwała wiele lat i utrzymuje się, do dziś, mimo że część z nich już razem nie występuje. Widać to było na widowni.
Ba, u niektórych przyjaźnie te przerodziły się w wieloletnie związki, małżeństwa. Przykładem jest Andrzej Dłużewski i jego żona.
Niektórych swoich wychowanków Mikołaj Turkowicz ukształtował na osoby, które zrobiły karierę w biznesie, polityce czy innych dziedzinach życia społecznego.
- Nie byłbym tu gdzie jestem, gdyby nie Mikołaj - mówił Stanisław Derehajło.
Podobne słowa później padły z ust Walentego Koryckiego. Obaj to uczniowie Turkowicza i obaj wybitni samorządowcy, którzy niegdyś zasiadali w zarządzie województwa.
Derehajło mówił nie tylko o tym jak uczył się występować na scenie, ale także o tym, że Mikołaj Turkowicz przekazał mu miłość do ziemi, lokalnej kultury i dumę z bycia mieszkańcem Podlasia.
- To dzięki niemu z dumą staję w stroju ludowym na sali kongresowej w Warszawie i z dumą reprezentuje nasz podlaski folklor - mówił Stanisław Derehajło.
Samorządowiec, podobnie jak wiele innych osób, podkreślał, że Turkowicz był rolnikiem, bardzo lubił pracę w polu, ogrodzie. Zresztą ta praca też ich łączyła, bo praktycznie byli sąsiadami.
Walenty Korycki wspominał jeszcze czasy szkolne, gdy jako uczeń pierwszej klasy technikum w szkole rolniczej stanął przed Mikołajem Turkowiczem, który werbował pierwszoklasistów do Kukułek.
- Wszedłem do sali i zobaczyłem pana siedzącego przy pianinie. Nie wiedziałem wówczas, że to Mikołaj Turkowicz. Miałem zaśpiewać. Nie wiem jak mi poszło, ale dostałem się - wspominał z uśmiechem.
Później zarówno Derehajło, jak i Korycki dorośli i z uczniów stali się przyjaciółmi Mikołaja.
Walenty Korycki i jego żona Katarzyna wspierali kilka lat temu powstanie Stowarzyszenia Podlaskie Kukułki zrzeszające absolwentów zespołu o tej samej nazwie. Stowarzyszenie też skupiało się wokół swego mistrza.
Derehajło zwrócił uwagę na to, że Mikołaj Turkowicz, mimo że tyle rzeczy tworzył, zawsze miał czas na to, by usiąść przy kawie i porozmawiać. Dodał, że to taka nauka dla wszystkich, by zawsze mieć czas na wspólne wypicie kawy przy stole i porozmawianie.
- Przy stole, na którym jest chleb (i kawa) zawsze jest wzajemna miłość - mówił.
Z kolei Korycki wspominał, jak wielokrotnie widział Mikołaja podcinającego drzewka w sadzie, a w pewnym momencie już nikt drzewek nie podcinał.
- Zostawił nas, ale jego praca jeszcze długo będzie dawała owoce. Podobnie jak te biblijne talenty - porównywał Korycki. - On zawsze będzie nam towarzyszył.
Podczas wieczoru wspomnień przypomniano, iż Turkowicz był nie tylko pasjonatem muzyki, ale także etnografem.
Jak opowiadała jego córka, jako instruktor harcerstwa spotykał się z harcerzami z innych stron Polski. Gdy na tych spotkaniach dyskusja schodziła na lokalną kulturę i pieśni, Turkowicz postanowił poznać, zebrać i uwiecznić pieśni Podlasia. Wraz z Sergiuszem Łukaszukiem (który był dyrektorem BDK) i Andrzejem Dłużewskim wyruszyli w teren, by nagrywać pieśni śpiewane przez mieszkańców regionu.
Później wspólnie zorganizowali w Boćkach i na Łysej Górce w Bielsku ogromne widowisko muzyczno-taneczne, na którym zaprezentowały się wszystkie zespoły Turkowicza, a wykonywały one m.in. tańce i pieśni, które zebrali podczas nagrań.
- Pamiętam jak po nocach montowaliśmy te nagrania. A to widowisko na Łysej Górce odbyło się podczas dni miasta, jakieś 40 lat temu. Było to naprawdę ogromne wydarzenie. Planty parku były pełne ludzi. Wszyscy tańczyli, śpiewali. A trwało to kilka godzin. Andrzej liczyłeś? Było 4 tysiące osób? - wspominał Łukaszuk. - Warto podkreślić, że całość wyreżyserował Mikołaj, my tam też coś robiliśmy, ale to Mikołaj Turkowicz był głównym reżyserem całego przedsięwzięcia. Zresztą reżyserował też inne wydarzenia. Miał do tego ogromny talent.
Ciepło twórcę wspominała też obecna dyrektor BDK Elżbieta Fionik.
- Wielokrotnie odwiedzał nas w starej i nowej siedzibie. Była to osoba, której naprawdę należało się ukłonić. Choć, gdy wchodził, zawsze pierwszy mówił charakterystyczne „Uszanowanie". Był osobą bardzo skromną, ale już sama jego postawa była pełna godności i klasy. Odwiedzał nas też w Studziwodach. Często rozmawiał z moim mężem Doroteuszem jak etnograf z etnografem - wspominała.
Nie przypadkiem mówiono o nim drugi Kolberg.
Jednym z ostatnich projektów Turkowicza było utworzenie zespołu Sąsiedzi złożonego z członków KGW Sąsiedzi w Kolonii Boćki.
- Działamy od niedawna, ale już udało się nam wygrać prezydencki konkurs na wieniec dożynkowy. Zespół, który miał powstać pod opieką pana Mikołaja, to projekt, który zrealizujemy w niedalekiej przyszłości. Na tym wieczorze nie wystąpimy, ale jeszcze będzie o nas głośno - zapowiedział Wojciech Offman, lider KGW Sąsiedzi. - Nie zmarnujemy jego dzieła.
- O tym człowieku nie da się inaczej mówić, jak tylko dobrze - podkreślił Mirosław Gołębiowski, niegdyś zastępca burmistrza Bielska, wieloletni radny.
Podkreślał on, że Turkowicz miał wyjątkowy talent do skupiania wokół siebie i kształtowania młodych osób. Był także opiekuńczym mężem, ojcem, dziadkiem.
Potwierdziły to też córki.
- Dla wielu z was był nauczycielem, muzykiem, choreografem, kierownikiem zespołu, a dla nas był po prostu tatą. Mimo jego licznych obowiązków i koncertów, nie czułyśmy, że jest go dla nas mało. Oddawał się nam na sto procent - mówiła Magdalena Sokólska, córka pana Mikołaja.
Podobne słowa wypowiedziała wcześniej jej siostra Marzena - Pamiętam wspólne wycieczki, wyprawy rowerowe, grę w siatkówkę, badmintona. Tego było mnóstwo. Pamiętam też wspólną pracę w Podlaskich Kukułkach.
Pani Magdalena poszła w ślady ojca i teraz sama jest instruktorem Podlaskich Kukułek. Na wieczorze członkowie zespołu zaprezentowali taniec, którego choreografię konsultowała z tatą niedługo przed jego śmiercią.
- Bałam się jego oceny. Gdy oglądał na ekranie laptopa nagranie z jednej z prób, milcząco kręcił głową, ale na koniec powiedział: „To jest bardzo dobre, właśnie w tym kierunku ten zespół powinien zmierzać". Te słowa były bardzo budujące i na zawsze je zapamiętam - mówiła.
Występ ten został zaprezentowany podczas wieczoru.
(azda)
Zdjęcia z wieczoru wspomnień poświęconego Mikołajowi Turkowiczowi (Bielsk.eu)