Ceny wzrosły, rosną i będą rosły. Widać to na stacjach benzynowych w Bielsku i nie tylko.
- "Szanowni klienci. Dziś mamy kolejny dzień drastycznych podwyżek hurtowych cen paliw. Na dystrybutorach jeszcze stare ceny, ale niebawem poszybują w górę sporo ponad 8 zł" - czytamy na profilu stacji paliw Moya w Haćkach.
Wpis ten obrazuje ogólną sytuację. Jeszcze niespełna dwa tygodnie temu paliwa kosztowały około 5,50 zł za litr. Gdy na stacjach paliw zaczęły ustawiac się kolejki, ceny wzrosły o kilkadziesiąt groszy i wprowadzono ograniczenia w sprzedaży. Wynikały one z nienadążania dostaw paliwa na poszczególne stacje. Dziś ceny benzyny i oleju napędowego i to tych tańszych przekraczają 8 zł.
Niestety nie jest to maksymalny pułap.
Drożeje też gaz. Zarówno ten sieciowy - tego w Bielsku dużo nie ma, jak i ten w butlach. Miesiąc temu butlę można było kupić za 65 zł, dziś kosztuje 90 zł, a wkrótce zapłacimy za nią 100 zł lub jeszcze więcej. W Bielsku tradycyjnie ceny gazu dłużej utrzymują się na niższym poziomie, bo wynika to z częstości dostaw. Wcześniej czy później i tak płacimy więcej.
Równie szybko rosną ceny węgla i pelletu. W ciągu paru miesięcy jego cena wzrosła niemal dwukrotnie i dalej rośnie.
Niech nikt nie ma wątpliwości - te ceny przełożą się na wszystkie inne. Dla wszystkich producentów i sprzedawców zakup paliwa czy węgla to koszty stałe związane z ogrzewaniem i transportem. Są one przerzucane na klientów, którzy po prostu będą płacić więcej.
Niestety nie jest to tendencja chwilowa. Nie da się jej powstrzymać na poziomie regionu czy kraju. Ceny te nie mają nic wspólnego z napływem uchodźców z Ukrainy. A właściwie trochę mają. I jedno (wzrost cen) i drugie (napływ uchodźców) to skutki wojny wywołanej przez Rosję.
Najbliższy czas będzie trudnym okresem.
(azda)