Dzisiaj od rana zbierało się na deszcz, ale na rynku tłoczno jak przed pandemią. Może to przed zbliżającymi się prawosławnymi świętami wielkanocnymi? Faktem jest, że interes kwitł, a kolejki po mięso ustawiały się jak za PRL-u.
Potwierdził to znajomy rolnik z Denisek, który już zdążył sprzedać i cebulę, i jajka, i słoiki z marynatami. Dla zainteresowanych średnia cena jaj wiejskich na rynku to mniej więcej 13 zł za kilogram. Jajka można było kupować też na sztuki, tzn. pomalowane, czyli pisanki. Średnia cena pisanki na jajku kurzym to 5 zł, jednakowa na jajku drewnianym wielkości kurzego. Mniejsze pisanki zaś chodziły po trzy złote. Ozdoby świąteczne można też kupić przy stoisku, gdzie wolontariusze zbierają pieniądze na chorego na SMA Filipka Łukaszuka.
Nowość na stoisku z miodem - pojawił się ciemny miód gryczany. Cena nie mała, ale za duży słoik. W każdym razie sprzedawca życzył sobie 50 zł. Chętnych nie brakowało dzisiaj, jak przy żadnym ze stoisk. Można odnieść wrażenie, że dzisiaj bielszczanie i nie tylko postanowili wydać trochę gotówki i nie tylko na rzeczy związane ze świętami, ale również na krzewy do swoich przydomowych ogródków.
Po tygodniu-dwóch nieobecności wróciło też stoisko z pieczywem, gdzie sprzedają pyszne cynamonki, makowca i oczywiście różne rodzaje chleba. Dzisiaj chyba nikt nie narzekał na utarg. Natomiast to, co cały czas denerwuje, to jakaś chęć kierowców do przejeżdżania przez rynek, na którym pełno ludzi i powstają niepotrzebne korki, a ludzie się złoszczą.
(ms)