Ta chwila musiała kiedyś nastąpić — Tur nie zdobył kompletu punktów w IV lidze. Po szalonym meczu, pełnym twardej walki i okazji strzeleckich, bielski zespół zremisował 3:3 w Mońkach z tamtejszym Promieniem.
Starcie Promienia z Turem mogło się skończyć każdym wynikiem. Nasi zawodnicy byli bliscy dowiezienia zwycięstwa do ostatniego gwizdka, ale gdyby stracili w tym meczu kolejnych pięć goli, to też nie powinniśmy się za mocno dziwić. Wielokrotnie ratowała ich nieskuteczność gospodarzy, poprzeczka oraz dobra dyspozycja bramkarza Patryka Siduna.
Remis w Mońkach trzeba rozpatrywać w kontekście braku w składzie Tura wiodących postaci: pauzującego za żółte kartki Andrzeja Lewczuka i kontuzjowanego Patryka Niemczynowicza. Obu tych zawodników wyraźnie brakowało w drugiej linii, która tym razem nie potrafiła skutecznie wspomagać w grze defensywnej obrońców. Na dodatek w drugiej połowie z boiska musiał zejść z groźnie wyglądającym urazem mięśniowym nasz lider — Karol Kosiński. Oby kontuzja nie wykluczyła go z gry w kolejnych spotkaniach.
Główna przewaga gospodarzy polegała jednak na ich niezwykłej waleczności i świetnym przygotowaniu siłowym. Liczni na tym spotkaniu kibice Tura długo zastanawiali się, czy Promień wytrzyma do końca meczu narzucone przez siebie szalone tempo? Wytrzymał i w doliczonym czasie gry pozbawił Tura zwycięstwa. Wpuszczony chwilę wcześniej na boisko 18-letni Patryk Pawełko zakręcił naszymi zmęczonymi obrońcami, dośrodkował w pole karne, a tam do piłki wyskoczył potężny Patryk Poliński i głową strzelił na 3:3.
23-letni Poliński (wychowanek Podlasiaka Knyszyn) był zresztą wyróżniającym się zawodnikiem Promienia przez całe spotkanie. Demolował fizycznie naszych zawodników (na co sędzia Jakub Rutkowski często przymykał oko; zareagował tylko raz, gdy skrzydłowy z Moniek brutalnie wpadł z pełnym impetem w interweniującego w swoim polu karnym Siduna), taranował w powietrzu nawet silnego Piotra Kosińskiego, a do tego strzelił dwa gole. Drugiego w doliczonym czasie gry, a pierwszego w 62. minucie, przy stanie 2:1 dla Tura. Chwilę wcześniej dobre podanie od kolegów dostał Daniel Daniłowski, wybiegł sam na sam z bramkarzem i chciał pokonać go techniczną podcinką. Doświadczony Norbert Jendruczek (efektownie grający reprezentant Polski seniorów w piłce nożnej sześcioosobowej oraz futsalu) nie dał się jednak tak banalnie oszukać, wyczekał Daniłowskiego, łatwo złapał piłkę i dalekim wykopem uruchomił Polińskiego. Ten szybko skleił piłkę, obrócił się z nią i strzelił po ziemi obok bezradnego Siduna.
Promień od początku meczu dominował na boisku, a zawodnicy Tura sprawiali wrażenie zaskoczonych agresją i dynamiką rywali. Pewnie też cały czas odczuwali zmęczenie środowym pojedynkiem pucharowym z trzecioligową Olimpią Zambrów, który kosztował ich wiele sił.
CZYTAJ WIĘCEJ: Koniec marzeń o pucharze. Tur przegrał z Olimpią 1:4
Gospodarze grali bardzo prostą i skuteczną piłkę. Już w 7. minucie w środku boiska zabrali piłkę bielszczanom, dośrodkowali w pole karne, a do zbyt krótko wybitej futbolówki dopadł drugi z wyróżniających się w ataku Promienia zawodników — Maciej Odyjewski i strzałem z półobrotu posłał ją koło słupka do siatki.
Tyle o Promieniu, a jak gole strzelał Tur? Nasi zawodnicy dobrze zareagowali na stratę pierwszego gola i po dwóch kwadransach gry wyszli na prowadzenie 2:1. Pierwsza bramka to efekt szybkiej akcji kombinacyjnej, po której K. Kosiński dograł Krzysztofowi Cudowskiemu, a ten strzelił mocno po ziemi i wyrównał. Druga — to stały fragment gry. Michał Walczuk dośrodkował z rzutu rożnego, Cudowski zgrał głową, strzał P. Kosińskiego zblokowali obrońcy, piłka wyleciała na linię pola karnego, a nadbiegający Kevin Kiersnowski posłał ją do siatki.
Drugi raz w tym meczu Tur wyszedł na prowadzenie w 72. minucie — już po tym, jak boisko opuścił kontuzjowany K. Kosiński. Paweł Łochnicki zagrał krosowe podanie na prawe skrzydło do Daniłowskiego, ten długo składał się do dośrodkowania, ale gdy już piłkę kopnął, to zrobił to tak precyzyjnie, że Jendruczek się z nią minął, a ta spadła na nogę Patryka Stypułkowskiego i odbiła się tak szczęśliwie, iż pomknęła do siatki Promienia.
Tur prowadził 3:2 aż do doliczonego czasu gry, gdy napór gospodarzy dał im wyrównanie Polińskiego i w efekcie cenny punkt w starciu z liderem. W przypadku bielszczan oznacza to koniec niesamowitej passy 17 ligowych zwycięstw z rzędu, która trwała ponad rok — od września 2019.
Nasz zespół nadal pewnie prowadzi w tabeli IV ligi z 28 punktami zdobytymi w 10 meczach (9 zwycięstw, 1 remis i bez porażek). Grupę pościgową stanowią: pauzująca w tej kolejce Wissa Szczuczyn, KS Michałowo, Promień Mońki i Warmia Grajewo, które wyprzedzają szósty ŁKS Łomża (17 punktów w 10 meczach).
Mońki, 3.10.2020 — IV liga
Promień Mońki — Tur Bielsk Podlaski 3:3 (1:2)
Bramki: 1:0 - 7' Odyjewski, 1:1 - 16' Cudowski, 1:2 - 30' Kiersnowski, 2:2 - 62' Poliński, 2:3 - 72' Stypułkowski, 3:3 - 90'+1' Poliński (gł).
Żółte kartki: Poliński (Promień); Onacik (Tur).
Sędziowali: Jakub Rutkowski oraz Piotr Rybiński (obaj Białystok) i Maciej Boruta (Łapy).
Promień: Jendruczek — M. Purta, K. Purta (79' Godlewski), Stachelek, Klim — Sujeta, Chojnowski — Poliński, Piotr Bondziul (58' Chrzanowski), D. Purta — Odyjewski (89' Pawełko).
Tur: Sidun — K. Kulikowski, P. Kosiński, Onacik, R. Kulikowski — Łochnicki — Stypułkowski, Kiersnowski (78' Bazylewski), K. Kosiński (67' M. Rogowski), Walczuk (53' Daniłowski) — Cudowski (88' Troc).
(jan)