Propozycji haseł na literę „K" od naszych Czytelników spłynęło tak wiele, że musiałem podzielić rozważania na dwie części. W pierwszej z nich pojawią się odniesienia do tutejszych budowli sakralnych, jak i tych typowo użytkowych. Nie zabraknie wspomnienia o słynnym brańskim kacie, jak też o największych brańskich rodzinach czy też o... smacznej kawie.
Kaplica
Parafia Brańsk posiada 5 kaplic, choć oficjalnie mówi się o dwóch dojazdowych, czyli w Oleksinie oraz w Załuskich. Najpierw o tych już wymienionych. Tam wikariusze odprawiają msze w każdą niedzielę i każdą uroczystość, a kaplica jest traktowana jako ich mini-probostwo. Niegdyś, w okresie letnim zdarzało się, że msze bywały tam celebrowane niemal codziennie, gdyż każda z wsi posiadała „swojego księdza”. Tak było przynajmniej kiedyś – dzisiaj ks. Krzysztof z Oleksina (z archidiecezji białostockiej) niestety już nie żyje, a księża z obydwu Załuskich po pierwsze porobili kariery naukowe, więc czasu przez to mają coraz mniej, a po drugie ich rodzice już nie żyją, więc i coraz mniej krewnych mają do odwiedzenia.
Słynne w okolicy są kaplicowe odpusty – w Załuskich Koronnych pod koniec czerwca (na Matki Bożej Nieustającej Pomocy) oraz w Oleksinie 6 sierpnia na Przemienienie Pańskie. Tak się składa, że babcię miałem rodem z Oleksina, a żyjącą w Załuskich, więc znam smak odpustów w tych miejscowościach.
No i ta słynna ciekawostka, że Załuskie Kościelne to te, co kościoła nie mają, a Koronne już tak. Nazewnictwo wzięło się stąd, że dawno, dawno temu jedna wieś należała do króla (czyli Korony), a druga do kościoła. Kaplice powstawały dopiero w latach 80. XX wieku, a historia ich budowy jest bardzo ciekawa, gdyż trzeba było mocno kombinować – przy zdobywaniu materiałów i zezwoleń. Dlatego nie są to perły architektury. Szczególnie trudne były negocjacje z tzw. Urzędem ds. Wyznań w Białymstoku.
Nie ukrywajmy jednak, że suche statystyki pewnie zasłoniłyby ten obraz – za komuny powstało w Polsce tak wiele kaplic po wsiach, że aż trudno uwierzyć w ucisk ówczesnej władzy. Jest jednak jeszcze coś takiego jak ludzkie poświęcenie – po prostu wierni działali wspólnie z pełnym zaangażowaniem i na przekór różnym przeciwnościom, a - co podkreślam niemal w każdej części alfabetu – razem ma się zawsze większą siłę niż w pojedynkę.
Pozostałe kaplice parafii Brańsk znajdują w Świętym Miejscu k. Brzeźnicy, Domu Zakonnym Sióstr Sercanek oraz w Domu Pomocy Społecznej (kolejne definicje do omówienia w przyszłości).
Foto: kaplica w Załuskich Koronnych
Kapliczka
Brańsk posiada dwie zabytkowe kapliczki z bardzo ciekawą historią. O jednej z nich napisałem chyba wystarczająco dużo w poniższym artykule:
CZYTAJ TEŻ: Historia kapliczki pw. św. Piotra w Brańsku [FOTO]
Dlatego dodam tu tylko wątek osobisty, ponieważ brański św. Piotr jest moim sąsiadem i przy tej kapliczce się po prostu wychowałem, codziennie widząc ją z okna.
W maju mieszkańcy spotykają się tu na nabożeństwie maryjnym, a zwykle po jego zakończeniu, w czerwcu odbywa się msza polowa z okazji poświęcenia pól, która potrafi zgromadzić większość okolicznych mieszkańców. Pewnego roku ołtarz zadaszono parasolem z logo piwa Tyskie, co nieco zaskoczyło ówczesnego celebransa. Drugie wspomnienie to proroctwo proboszcza, który podczas kazania zaczął mówić o tym, że „często jesteśmy świadkami różnych kolizji, wypadków drogowych...”. Nie minęło 5 sekund od tych słów, a z ul. Polnej wyskoczył młokos na skuterze, wjechał w dziurę i przydzwonił o glebę (na szczęście z dużą masą szczęścia).
Kiedyś przy kapliczce św. Piotra gromadziło się mnóstwo dzieci i młodzieży. Sam jeszcze pamiętam czasy bez komputerów, które sprzyjały częstszym wyjściom na podwórko. Pokolenie moich rodziców było jeszcze liczniejsze, więc niegdyś ówczesnych młodych ludzi było w tym miejscu jeszcze więcej, zwłaszcza że zimy były śnieżne i mroźne, co sprzyjało np. organizacji meczów w hokeja na pobliskim starorzeczu.
Kapliczka na przedmieściu to nieco inna historia, bardziej odległa, gdyż sięgająca czasów królowej Bony. W tym miejscu od 1550 roku mieścił się „szpital czyli przytułek dla 15 starców obojga płci”, a przy nim kościółek Świętego Ducha. Dzisiaj patronką kapliczki jest Matka Boża, a w czasie procesji Bożego Ciała jest tam usytuowana ostatnia ze stacji.
Foto: kapliczka pw. św. Piotra
Kapusta i Kuźnia
Nie wiem czy mogę tak o panie Kazimierczyku mówić i czy ten pseudonim lubi, ale nigdy nie słyszałem, żeby o jego słynnym barze ktoś mówił inaczej niż „u Kapusty”.
Moje skojarzenie z dzieciństwa z tym miejscem jest jedno jedyne i pewnie sięga 1996 lub 1997 roku. Tata zostawił auto u pobliskiego mechanika (słynnego „Soczewki") i przy okazji poszedł do „Kapusty” na piwo. Na lata w pamięci pozostał mi wystrój tego miejsca. I gdy wróciłem tam po ponad dwóch dekadach nieobecności, to nie zauważyłem tam (czyli z tyłu dworca PKS-u) praktycznie żadnych zmian. Nie jest to krytyka – mi się właśnie szalenie podobało to, że jakiś element mojego wczesnego dzieciństwa pozostał wręcz nietknięty.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, że miejsce to bywa niejako „brańskim Hyde Parkiem”, gdzie przez lata toczono nieoficjalne debaty społeczno-polityczne przy piwku. Na przestrzeni lat pojawiały się tutaj wpływowe brańskie osobistości i tak sobie rozmawiały. Zapewne tutaj rodziły się różne: lepsze i gorsze pomysły – każdy wie jak to przy złocistym trunku można sobie gadać o wszystkim i o niczym. Mówienie więc o „słownictwie spod budki z piwem” bywa czasami stereotypem, bo można równie dobrze usiąść i kulturalnie porozmawiać.
„Kuźnia” to – jak już wspomniałem – dość nowy lokal, jeden z najmłodszych brańskich biznesów. Znajduje się przy ul. Armii Krajowej, blisko stacji Pronaru. W ostatnim czasie wzmocniono tam gastronomię, pojawiło się więcej dań, tak więc za to pochwała. Szkoda tylko, że organizacja wspólnego oglądania meczów i gal boksu nie cieszy się wielkim zainteresowaniem kibiców. Jeśli coś mam na co dzień w Białymstoku, a czegoś podobnego brakuje mi w Brańsku, to właśnie takiego grona osób, które gromadzą się regularnie na oglądaniu najważniejszych spotkań Jagiellonii, reprezentacji i Ligi Mistrzów. Po prostu fajnie jest obejrzeć mecz w większym gronie, nawet przypadkowych, nieznanych osób.
Bar przy ul. Wyszyńskiego
Kat
Jako trochę staremu metalowi, słowo „kat” kojarzy mi się z najlepszą polską kapelą grającą tego typu brzmienia. Wiem jednak, że w Brańsku ma ono wymiar historyczny – zastanawia mnie jednak czy historia kata Michałki jest dla nas powodem do dumy. Teraz powołam się na tekst pana Jana Siedleckiego, który pisał, że po pierwsze urzędujący w Brańsku od 1501 roku „mistrzowie sprawiedliwości” mimo swojej patetycznej nazwy wcale nie cieszyli się w społeczeństwie uznaniem. Gość, który obcinał łby złoczyńcom niemal tak jak kurczakom, nie miał się przecież czym szczycić – dobrze mu się powodziło finansowo, ale żył na marginesie społeczeństwa z powodów obyczajowych.
Na dodatek w 1628 roku Michałko stał się sławny w niemal całej Rzeczypospolitej nie tyle ze swojej zręczności i pozbawienia życia 26 oprychów (dokładniej gwałcicieli), choć z tego też, ale przede wszystkim z powodu tego, że wraz ze swoim mocodawcami, sędzią Kuleszą i starostą Leśniowskim zwyczajnie nie poczekali na powrót gońca z decyzją króla o odroczeniu kary/ułaskawieniu skazanych na karę śmierci. Po prostu zrobili brutalną samowolkę, o czym później zrobiło się głośno i co stało się przedmiotem kilkuletnich sporów rodzin gwałcicieli, a ci mimo swoich nieszlachetnych czynów byli jednak szlachetnie urodzeni.
Było to zdarzenie historyczne, ale nie zostało w pełni udokumentowane lub po prostu wiele dokumentów nie zachowało się do naszych czasów, dlatego o dokładnych szczegółach tego wydarzenia mówi się niejako w ramach legendy, opowiastki historycznej. Na pewno powiedzenie „A bodaj cię kat brański oprawił” nie jest dla nas absolutnie powodem do dumy, gdyż jest to przekleństwo.
Kąpieliska i kładki
Za mojej pamięci, były w Brańsku trzy takie miejsca, gdzie w okresie letnim pojawiały się prawdziwe tłumy.
„Przejazd” na wysokości ul. Binduga – sam bywałem tam „za dzieciaka”. Jest to dla mnie miejsce szalenie sentymentalne Zabawa tam trwała do wczesnego wieczora, gdy z tzw. biela, czyli łąk po drugiej stronie rzeki Nurzec (od strony Rudki) maszerowały krowy i jeździły ciągniki. Wtedy wszyscy robili „desant”. W czasie odcięcia Popław od świata (czyli od Brańska – taki żarcik) w 2008 roku z powodu remontu mostu, kąpielisko z płytami ustawionymi na płytkim dnie nieco ratowało sytuację i można było tędy od biedy przejechać. Zobaczcie zresztą sami.
A brańskie kładki i mostki są super – najczęściej dzielimy je na samoróbki bez poręczy (niektóre bujają się, co potrafi podnieść ciśnienie) lub te z poręczami, ale z dziurawym podłożem np. tak jest lub było przy remizie, gdzie zrobiło się niebezpiecznie, a przecież legenda głosi, że niegdyś śp. pan Zbysio Zawadzki przejechał po niej swoją ciężką koparką, podążając na Zamczysko. A dzisiaj? Strach tam samego człowieka wpuścić.
Foto: kładka na „Przejeździe"
Kawa
Dzisiaj w klasycznym rozumieniu nie ma w Brańsku żadnej kawiarni, kiedyś trochę ich było i zastanawiam się dlaczego wszystkie poginęły. Być może przez to, że dobrą kawę można wypić nawet na Lotosie czy Orlenie.
Na kawę wpadam też do Gościńca i do ZBG – tam z kolei pojawiają się bajery typu wzorki i ciasteczka, ale i tak najlepiej kawę pije się w najbliższym towarzystwie np. w domu – wtedy może być zwykła zalewajka, czyli podana po turecku.
I jeszcze jedna ciekawostka. Kiedyś z wycieczki do Włoch przywiozłem brańskim przyjaciołom kawę, podkreślając że ta pochodzi prosto ze słonecznej Italii. Ci grzecznie za nią podziękowali, ale za chwilę pokazali mi... taką samą w swojej kuchni. Cóż – zakupienie powszechnej w Polsce Lavazzy nie było najlepszym pomysłem. Jak widać, w tych czasach ciężko ludzi zaskoczyć czymś „zagramanicznym”, choć mówi się, że ta sama marka potrafi różnić się jakością zależnie od kraju pochodzenia, co wg mnie jest bezczelnością producentów.
Foto: A oto mój specjalistyczny, wielki, studencki kubek do kawy, przeznaczony do nocnego tworzenia alfabetu:
„Kiedyś to było”
W Brańsku to słynne hasło można powiesić przy wjeździe do miasta. Jest tutaj tak powszechne, że momentami nie do wytrzymania. Ciągle słyszę narzekania mieszkańców w tym stylu, na które wolę odpowiadać „kiedyś to będzie”.
Czasami jednak sam wpadam w taką polemikę, przyznaję i widać to, że mi też się udziela. Pisałem o zieleni miejskiej – tak, bardzo mi jej brakuje, pisałem o targowicy – tak, bardzo mi jej brakuje w dobrej kondycji czy też wspominałem o pustych boiskach i wszechobecnym rolnictwie – tego to już najbardziej mi brakuje, choć np. w piłkę grywam raczej tylko w hali i z oldboyami, ale widok wysportowanych dzieci i młodzieży zawsze napawał chyba każdego z nas optymizmem.
Najbardziej uruchomiłem swoją wyobraźnię, słuchając opowieści o dawnej szkole i brańskim GS-ie, którego zakłady były obecne w każdym zakątku miasta. Z tych relacji wynikałoby, że Brańsk naprawdę bardzo tętnił życiem. Niewątpliwie stale obniżający się przyrost naturalny mocno nas osłabił, zabierając miastu trochę kolorów. Kiedyś było biedniej, ale chyba jednak jakoś weselej na co dzień. Dzisiaj tak naprawdę Brańsk żyje od akcji do akcji, od wydarzenia do wydarzenia, tak więc czasami jest tutaj cicho nawet przez kilka tygodni.
Kibice
W Brańsku kibicuje się oczywiście swojemu Pionierowi oraz grającej od 2007 roku w Ekstraklasie Jagiellonii. Ta posiadała tutaj nawet swój oficjalny brański fan club, a jeszcze wcześniej ministranci i ich koledzy jeździli na mecze z ówczesnym wikarym ks. Piotrem, jeszcze w II lidze (obecnie jest ona nazywana I ligą). Co ciekawe, po latach sam zorganizowałem wyjazd na mecz Jagi, ale akurat nie z Brańska i w ramach rewanżu zabrałem na niego właśnie popularnego „Kleja”.
Foto: 15 października 2005 - wyjazd ministrantów na mecz Jagiellonia - KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (6:0).
Wiadomo, że za tzw. pierwszej Jagiellonii w Ekstraklasie, czyli pod koniec lat 80. do Białegostoku także pielgrzymowano. Mój Tata wspominał, że pojechał kiedyś z kolegą... komarem czy tam motorynką. Niby dyskomfort jazdy duży, ale jakie wspomnienia po latach...
Niestety są też wspomnienia tragiczne. 4 listopada 2006 roku trzech brańskich kibiców jadących do Białegostoku na mecz Jagiellonii z Zagłębiem Sosnowiec zginęło w wypadku w miejscowości Wólka Pietkowska. Tego dnia niespodziewanie zaatakowała zima.
Ostatnio zauważyłem, że sporo osób z Brańska jeździ także na mecze piłki ręcznej do Rudki, gdzie w roli gospodarzy grają zawodnicy SPR Nowe Piekuty. Na ostatnim meczu derbowym trybuny były tam wypełnione do ostatniego miejsca, a spotkanie było bardzo emocjonujące.
Kiosk
Do dzisiaj w Brańsku uchowały się dwa kioski z gazetami – u pani Ździsi i u pani Halinki. Kiedyś był jeszcze kiosk przy parku, czy też przy halach/kinie. I ten trzeci jeszcze pamiętam.
Prasę, a nawet kupon Lotto dzisiaj można kupić w wielu sklepach spożywczych, więc bardzo dobrze, że jeszcze wspomniane panie mogą liczyć na stałych klientów, którzy nie idą na łatwiznę, zaopatrując się w prasę przy kupowaniu chleba, ale wstępują do kiosku, by przy okazji pogadać, gdyż wspomniane panie są bardzo rozmowne i miłe.
Moim kioskiem był głównie „Generał senior”, który dostarczał do domu regularnie gazety codzienne, zwłaszcza lokalne. Te i „Angorę” pochłaniałem chyba od 5. roku życia – pamiętam, że w zerówce nikt nie musiał mnie uczyć czytania. Szczególnie podobały mi się teksty działu sportowego i Magazynu Gazety Współczesnej i Kuriera Porannego – wtedy w życiu bym nie pomyślał, że po latach sam będę je tam umieszczał, a tamci redaktorzy – dla mnie wręcz lokalni idole - zostaną później moimi kolegami.
Klany
Próbując teraz wymienić nazwiska najliczniejszych rodów w Brańsku, zwłaszcza że to samo nazwisko potrafi wywodzić się z różnych tzw. krzaków. Zapewne kogoś pominę, ale nieumyślnie.
Chyba najliczniejsi są Dąbrowscy (dzielą się głównie na „Morutków” i „Haronsiów”), a dalej w kolejności dowolnej: Kliniccy (nie tylko słynne „Rośki”), Kamińscy, Laskowscy, Boguszowie, Kołoszkowie.
Czy pominąłem jakąś znaczącą (w sensie: liczebną) familię? Dajcie o tym znać w komentarzu.
A Pietraszków też jest u nas niemało, ale z tego, co mi wiadomo, to nie jestem z żadną z tych rodzin spokrewniony, a już na pewno nie blisko. Każdy zresztą może zbadać liczebność osób o swoim nazwisku, a nawet jego historię w tym serwisie PAN.
Mój ulubiony przydomek brańskiej rodziny to „Biskupy”. Podoba mi się jego umocowanie historyczne, ponieważ dzisiejsi Popławscy wywodzą się z tego samego rodu, co bp Mikołaj Popławski herbu Drzewica lub Białynia (1636-1711), który od 1685 roku władał diecezją inflancką (wskazuje to na wysokie notowania u samego króla Jana III Sobieskiego), a w 1710 roku otrzymał nawet prestiżowe arcybiskupstwo we Lwowie, ale papież nie zdążył go oficjalnie przyjąć, ponieważ biskupowi rodem z Popław już kilka miesięcy później się zmarło, ale przydomek pozostawił rodzinie na co najmniej kilkaset lat.
Klub Rolnika
Podobnie jak w przypadku kapliczki św. Piotra, tak i o historii tego miejsca pisałem w oddzielnym artykule i był to zresztą mini-cykl dotyczący Bindugi.
CZYTAJ TEŻ: Brański Klub Rolnika zamieni się w Klub Seniora. O historii i przyszłości budynku przy ul. Binduga 95 [FOTO]
Pamiętam z dzieciństwa wypady po sklepu prowadzonego przez GS po oranżadę na miejscu za 40 groszy i jak to w tym wieku bywało – kupowało się tam drobne rzeczy, bo kieszonkowe dzieci lat 90. było skromne, a ceny niskie, tak jak niska była najniższa krajowa (kilkaset złotych).
Na górze przynajmniej raz do roku odbywały się zabawy choinkowe dla dzieci i wierzę, że ten zapomniany zwyczaj reaktywują panie z koła gospodyń „Bona”.
Moim zdaniem jest to najlepszy budynek w Brańsku, którym w pełni dysponuje Urząd Miasta. Ma on dość dużą górną salę z kuchnią i łazienkami w naprawdę dobrym stanie, fajny parter, gdzie po zamknięciu sklepów, stworzono Klub Seniora oraz niezagospodarowaną piwnicę z dwoma salami oraz miejscami na łazienkę i prysznice.
I jeszcze jedno. Widoki z okna na starorzecze są po prostu kapitalne, a w pobliżu od niedawna stoi altanka (wybudowana w ramach Klubu Seniora) oraz plac zabaw z miejscem na ognisko. To „bindugowe uniwersum" ma ogromny potencjał prospołeczny, dlatego nie dziwię się, że np. niedawno ktoś tam chciał - choćby tymczasowo - przenosić grupy przedszkolne.
Kłamstwo
Kłamiemy wszyscy, ale kłamstwo jest kłamstwu nierówne. Można np. skłamać w dobrej wierze lub w obawie o swoje życie – przykładem obu tych zależności jest np. powiedzenie jakiejkolwiek kobiecie, że dobrze wygląda, gdy akurat tego dnia prezentuje się nie najlepiej. Zwyczajnie spróbuj zakomunikować, że jej wygląd nie jest ok, to pożegnasz się z życiem lub w najlepszym wypadku więcej już nie porozmawiacie - foch na wieki wieków. Amen.
Czy władza może mieszkańców okłamać w dobrej wierze? Nie wiem, ale uważam, że nie ma co przed nimi ukrywać. Jeśli tak się działo lub dzieje, to jest bardzo niedobrze. Myślę – być może naiwnie – że czasami nawet najbardziej przykra prawda jest lepsza od głupiego kłamstwa. Obyśmy wszyscy kłamali jak najrzadziej.
Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek Czytelników okłamał w jakimkolwiek z tekstów. Jestem tego niemal pewien. Co najwyżej bywałem nieprecyzyjny, ale pomyłki są rzeczą ludzką. Po pierwsze – po co? A po drugie po prostu wiem co się z tym wiąże – utrata wiarygodności, sympatii, a może nawet i szacunku oraz powiększający się nos...
Ciąg dalszy nastąpi.. Nie kłamię..
Kamil Pietraszko
„Brańsk od A do Z" - pozostałe litery:
Brańsk od A do Z: Jawor i Jankiel, Jarosław, język, jarmarki i jubileusze [WIDEO]