Analizując zebrany materiał dowodowy i ustalone fakty w całości zdecydowanie należy stwierdzić, że tej nocy nie było na miejscu zdarzenia nikogo innego i obrażenia, których doznała pokrzywdzona, mogły być spowodowane tylko przez jedną osobę: przez oskarżonego - stwierdziła w uzasadnieniu wyroku Marzenna Roleder, sędzia Sądu Okręgowego w Białymstoku.
Skazała ona 54-letniego Tomasza J. z Kalnicy na 12 lat więzienia. Prokurator domagał się 25 lat więzienia m.in. za znęcanie się i skatowanie żony, które spowodowało jej śmierć.
To jedna z najbardziej makabrycznych spraw kryminalnych w powiecie bielskim w ostatnim czasie.
Do tragicznego zdarzenia doszło w nocy z 6 na 7 września ubiegłego roku w Kalnicy w domu rodziny J.
Sam opis obrażeń kobiety, który przedstawiał sędzia, jest już poruszający. Miała obrażenia właściwie na każdej części ciała: wybite zęby, pobijane oczodoły, pęknięcia czaszki, uszkodzenia mózgu, połamane kończyny, obicia nóg, obrażenia tułowia, uszkodzone ograny wewnętrzne (śledziona, pęcherz moczowy, płuca pełne krwi). Sąd nie miał wątpliwości, że oskarżony zadawał te obrażenia, wiedząc, do jakiego skutku mogą doprowadzić. A to był finał serii przemocy, bicia i znęcania się psychicznego.
Więcej o ustaleniach prokuratorskich piszemy w artykule: Zabójstwo w Kalnicy. Mąż zgotował swojej żonie piekło. Prokuratura postawiła mężczyźnie sześć zarzutów
Sam oskarżony cały czas twierdził, że jest niewinny. Jak jednak stwierdziła sędzia, jego wyjaśnienia są mało logiczne.
Przed sądem oskarżony twierdził, że tamtej nocy około 23 wyszedł do obrządku i wrócił około 2, co już zdaniem sądu było mało prawdopodobne. Oskarżony twierdził, że nie wie, skąd wzięły się obrażenia żony, nie wie nawet, jak ona znalazła się w domu. Gdy sam do niego wszedł, zobaczył nieprzytomną kobietę leżącą na podłodze i poszedł oglądać telewizję. Sędzia zwróciła uwagę, iż nawet w przypadku osoby skonfliktowanej takie zachowanie trudno sobie wyobrazić.
Trudno sobie wyobrazić też całą resztę. To Tomasz J. wezwał pogotowie do nieżyjącej już żony. Gdy ratownicy przyjechali, zdziwiło ich zachowanie oskarżonego. Był on spokojny, jakby śmierć bliskiej osoby nie robiła na nim wrażenia. Ciało kobiety nie dość, że było zakrwawione i poobijane, to jeszcze jej ubranie mokre. Tymczasem w kuchni, gdzie leżała, nie było śladów wody. Oprócz również mokrych ubrań Tomasza J., które leżały złożone. Jeden z butów poszkodowanej znaleziono za stodoła, gdzie często uciekała przed agresywnym mężem, drugi rzucony był w sieniach. Biegły, który przeprowadzał sekcję nie miał wątpliwości, iż obrażenia zadała inna osoba.
Sędzia zwróciła uwagę, iż w swojej linii obrony oskarżony próbował kwestionować poboczne wątki sprawy lub jakieś pojedyncze szczegóły. Twierdził na przykład, że nie ma dowodów, iż to on był z żoną w domu i że doszło do awantury. W zeznaniach potwierdziła to jednak córka, która zapewniała, że tego dnia oboje byli w domu. Zwróciła też uwagę, iż samochód ojca stoi inaczej niż zwykle. Sąsiedzi z kolei mówili śledczym o głośnym szczekaniu psa i tym, że widzieli w oknach, jak ktoś zawraca autem na podwórku.
Z ustaleń prokuratury i sądu wynika, że makabryczna noc z 6 na 7 września 2019 roku była tragicznym finałem dłuższego okresu znęcania się nad Anną J. Prokurator twierdził, że trwało to od 6 lat. Sąd przyjął jednak, na korzyść oskarżonego, iż zaczęło się ono w połowie 2018 roku, ponad rok przed śmiercią. To właśnie w tym okresie doszło do serii zdarzeń będących przykładem poniżania i przemocy.
W lipcu 2019 roku Tomasz J. miał skatować żonę bijąc ja kijkami do nordic walkingu. Pobitą i ledwie mogąca się ruszać kobietę zobaczyła córka. Sfotografowała jej obrażenia. Anna J. miała połamaną rękę i musiała trafić do szpitala. Później córka opowiadała o tym w sądzie. Mało tego, po kilku dniach od tego zdarzenia Tomasz J. nakłonił żonę do tego, by wystąpiła w KRUS o odszkodowanie. Na komisji skłamała, iż do urazu doszło podczas prac w polu. KRUS wypłacił odszkodowanie ponad 2 tys. zł. Sąd nakazał zwrot tych pieniędzy.
Co było powodem takich awantur? Według ustaleń śledczych chorobliwa i nieuzasadniona zazdrość. Zresztą także przed sądem oskarżony twierdził, że żona miała związki z innymi mężczyznami, w dodatku miała mieć jakąś niezdiagnozowaną chorobę psychiczną. Mężczyźni ci również byli przesłuchiwani w sprawie i byli zdumieni, iż zarzuca im się związki z kobietą, którą ostatnio widywali lata temu, jeszcze w ubiegłym wieku, gdy ta dojeżdżała autobusem do pracy. Jeden z nich sam został pobity pod koniec 2018 roku. Tomasz J. napadł go, wepchnął go do samochodu, wywiózł do lasu, pobił, później wsadził do bagażnika i wyrzucił w przydrożnym rowie. Świadkiem zdarzeń był Anna J. Pobity mężczyzna, dopiero przy okazji tej sprawy, w której był świadkiem, dowiedział się, kim jest oprawca i o co mu chodziło.
Tomasz J. twierdził, że nie ma dowodów na to, iż to on jest sprawcą tego pobicia. Tymczasem sędzia w uzasadnieniu podkreśliła, iż on sam ten dowód stworzył, każąc żonie opisać całą sytuację w pamiętniku. Owe pamiętniki, to zdaniem sądu kolejny przykład znęcania się psychicznego nad żoną. Sędzia przyznała, że jeszcze z czymś takim się nie spotkała. Tomasz J. kazał żonie pisać pamiętnik, a właściwie dyktował jej wymyślone wspomnienia ze spotkań i rozmów z innymi mężczyznami. Później jeszcze sam nanosił w nich poprawki. W pamiętniku tym był opis pobicia wspomnianego mężczyzny, akurat to wydarzenie się potwierdziło.
Tymczasem oskarżony próbował przekonać sąd, iż właśnie ten pobity niegdyś człowiek mógł pod jego nieobecność wejść do domu i pobić Annę. Wyrażał nawet pretensje do prokuratora, że nie sprawdzał tego wątku.
Tomasz J. nie przyznawał się do znęcania nad żoną. Podkreślał, że nie ma na to świadków. A świadków powoływał nawet z kręgu władz gminnych, którzy niewiele do sprawy wnieśli oprócz jej przedłużenia. Ale faktycznie - i córka, i inni świadkowie z otoczenia rodziny J. przyznawali, iż przy nich Tomasz J. nie poniżał i nie uderzył żony, nawet się nie kłócili.
Sąd jednak uznał, że piekło urządzał jej, gdy byli tylko we dwoje. Sędzia w uzasadnieniu przyznała, że często do tego typu relacji nie dochodzi w przestrzeni publicznej, a wówczas, gdy nikt ich nie widzi. Jednak nie wszystko da się ukryć. Jak wynika z zeznań, pokrzywdzona wielokrotnie prosiła córkę, jej kolegów, znajomych, by interweniowali podczas awantur lub nie zostawiali jej samej z mężem, bo przy obcych on się uspokajał. Raz nawet podczas takich awantur Tomasz J. zniszczył drzwi znajomemu, u którego jego żona się ukryła. Sąd nakazał oskarżonemu zapłatę ponad tysiąca złotych za wymianę owych drzwi. Sam Tomasz J. akurat do spowodowania zniszczeń się przyznał. Jak stwierdziła sędzia, nie mógł ich istnienia zakwestionować. Póbował jedynie kwestionować formę rozliczenia, ale sąd tego nie uwzględnił. Uznał za to, że zeznania świadków potwierdzają, iż znęcanie się fizyczne i psychiczne miało miejsce.
Podczas uzasadnienia wyroku sędzia ze współczuciem mówiła o córce oskarżonego i zabitej przez niego żony. Zauważyła, iż zeznawanie przeciw ojcu było dla niej bardzo ciężkim przeżyciem i to było widać podczas rozprawy. Początkowo jej zeznania były mniej obszerne, co mogło sugerować lęk lub to, że cała ta tragiczna sytuacja ją przytłacza. Później o wszystkich zdarzeniach opowiadała jednak bardzo szczegółowo. Oskarżony kilkakrotnie żądał jej ponownego przesłuchania, twierdził, że coś „pokręciła". Nawet napisał listy, w których próbował skłonić ją do wycofania zeznań. Córka jednak zeznań nie wycofała i te same fakty opisywała szczegółowo przy każdym przesłuchaniu. Sędzia nie miała wątpliwości, że zeznania córki są wiarygodne, a listy napisane przez oskarżonego uznała za kolejne dokonane przez niego przestępstwo.
W tym wszystkim to, że znaleziono przy nim kilka sztuk amunicji, jest najmniejszą winą.
Sędzia w uzasadnieniu poruszyła też kwestię poczytalności i zdrowia psychicznego. Z jednej strony oskarżony domagał się, by biegły stwierdził, czy u zmarłej żony nie ma zmian w mózgu będących wynikiem choroby psychicznej. Z drugiej, sam był poddany obserwacji. Zarówno u zmarłej, jak i oskarżonego wykryto nieistotne zmiany w mózgu, ale będące wynikiem starzenia. Są one typowe dla wszystkich. U oskarżonego dodatkowo biegli wskazali problemy alkoholowe i osobowość dyssocjalną. W toku sprawy oskarżony przekonywał, że problemów alkoholowych nie ma, bo nawet składał przysięgi trzeźwości w kościele. Sędzia jednak uznała to raczej na dowód ich istnienia. Zaznaczyła jednak, iż zgodnie z opinią biegłych nie miało to wpływu na jego zdolność oceny działań, które doprowadziły do cierpień i śmierci żony. Dlatego przed sądem odpowiadał jako osoba poczytalna.
Wyrok sądu jest nieprawomocny. Zarówno prokurator, jak i obrona mogą się od niego odwołać. Jeśli Tomasz J. odsiedziałby całą karę za kratami, na wolność wyszedłby w wieku 66 lat.
(bisu)