Niedawno w brańskim Urzędzie Stanu Cywilnego odbyła się uroczystość wręczenia listu gratulacyjnego od premiera RP najstarszemu mieszkańcowi miasta. Stulatka Wacława Tura reprezentowały dzieci. Zapytaliśmy jubilata o przepis na długowieczność.
Wacław Tur urodził się 18 sierpnia 1920 roku w Patokach (obecnie gm. Brańsk), a więc w czasie trwania wojny polsko-bolszewickiej. Miał ośmioro rodzeństwa - czterech braci oraz cztery siostry (wszystkie zmarły w młodym wieku - 8 miesięcy, 2 lata, 16 lat, 26 lat). Jeden z braci - Jan - był znanym w Brańsku czapnikiem, a jego zakład przez wiele lat znajdował się przy ul. Mickiewicza.
Stulatek ukończył sześć klas szkoły podstawowej oraz kurs uzupełniający. Następnie postanowił zdobyć zawód - wybrał bycie masarzem. W wieku 17 lat terminował u mistrza Ignacego Płońskiego. Zarabiał też kopiąc rowy u dziedzica Potockiego w Rudce za 75 groszy dziennie. Takie wynagrodzenie było wówczas na porządku dziennym. Nie żyło mu się „na bogato", ponieważ za swoją dniówkę pan Wacław nie mógłby kupić choćby kilograma cukru.
W swoim wyuczonym zawodzie pracował od roku 1938, a już kilkanaście miesięcy później z powodu działań wojennych musiał uciekać przed kolejnymi okupantami z Brańska aż za Kobryń (wówczas leżący na terenie Polski, dzisiaj Białorusi - w obwodzie brzeskim). Mniej szczęścia miał inny z jego braci - Józef, ponieważ trafił na roboty przymusowe do Niemiec.
Po zakończeniu II wojny światowej pan Wacław osiadł definitywnie w Brańsku, zajmując się znowu pracą masarza i sprzedając wędliny na targu, który wówczas odbywał się jeszcze w centrum miasta. W takich okolicznościach poznał Stefanię Ołtarzewską - córkę innego masarza, która co poniedziałek pomagała swojemu ojcu w handlu. Każdy poniedziałkowy targ był sposobnością do spotkania młodych ludzi. Wacław i Stefania szybko przypadli sobie do gustu, ale dzieliła ich różnica wieku (9 lat), dlatego parą stali się po osiągnięciu pełnoletności dziewczyny. Nazywana przez Wacława „Dziubusiem" Stefania przyjęła jego oświadczyny we wrześniu 1948 roku, a już miesiąc później w październiku wzięli ślub. Dzisiaj są małżeństwem mogącym pochwalić się najdłuższym stażem w Brańsku i jednym z najdłuższych w Polsce. Mieli czwórkę dzieci: Urszulę, Andrzeja i Jolantę. Córka Teresa zmarła po kilku miesiącach od narodzin.
Po ślubie pan Wacław nie ograniczał się tylko do pracy przy mięsie. Ówczesny zarząd Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” lubił wykonywać roszady w swoich kadrach. Nasz bohater pracował więc nie tylko jako kierownik masarni, ale również jako piekarz i ekspedient w sklepie żelaznym. Wielokrotnie otrzymywał propozycje, by wstąpić do partii, ale nigdy nie dał się namówić. Na emeryturze brański stulatek jest już od czterdziestu lat (1980). Pan Wacław musiał udać się na nią wcześniej z powodu problemów ortopedycznych.
Jaką osobą jest Wacław Tur i co uznaje za swoją receptę na długowieczność?
Stulatek podkreśla, że zawsze starał się znajdować w swoim życiu czas na wypoczynek - zarówno bierny, jak i czynny. Czas na pracę był czasem na pracę, a po jej zakończeniu należało się rozważnie regenerować zdrowymi drzemkami, szanowaniem snu. Z kolei aktywnymi formami wypoczynku preferowanymi przez pana Wacława było zajmowanie się hodowlą królików i grzybobranie. Udzielał się również w miejscowej parafii jako wieloletni członek chóru. Uwielbiał wycieczki zakładowe, które pomagały zaspokoić jego ciekawość świata. Niestety, nigdy nie udało mu się odbyć podróży samolotem, choć bardzo o tym marzył.
Pomimo tego, że pan Wacław lubi tłuste potrawy, to nie narzekał w swoim życiu na problemy ze zdrowiem czy też z nadmiarem kilogramów. Wspomina, że w czasie odbywania służby w wojsku ważył zaledwie 64 kg przy wzroście 159 cm. Czy palił? Nigdy nałogowo. Zapytany przez nas o rzecz, która najbardziej zdziwiła go w życiu jeśli chodzi o postęp technologiczny, odpowiedział, że było to płacenie kartą.
Kamil Pietraszko