7 czerwca 2003 roku był ważnym dniem dla Polski, bo właśnie wtedy odbyło się referendum o wejściu do Unii Europejskiej. To też niezapomniany dzień dla wielu brańszczan, którzy przeżywali największe święto piłki nożnej w historii miasta. W Brańsku odbył się mecz Orłów Górskiego z reprezentacją księży diecezji drohiczyńskiej. Wydarzenie to można było obejrzeć na boisku przy Zespole Szkół im. Armii Krajowej.
Inicjatorem owego piłkarskiego święta był ks. Sławomir Wentczuk. Współpracując z lokalnymi instytucjami realizował swoje pomysły, w tym właśnie mecz z drużyną oldbojów reprezentacji Polski z lat 70., czy Reprezentacją Artystów Polskich.
Zaraz po przywitaniu obecnych drużyny wybiegły na boisko w następujących składach:
Orły Górskiego:
Zygmunt Kalinowski, Zdzisław Kapka, Mirosław Bulzacki, Andrzej Iwan, Karol Kardysz, Andrzej Zgutczyński, Leszek Ćmikiewicz, Grzegorz Lato, Kazimierz Kmiecik, Tomasz Korynt, Jan Furtok, Stefan Majewski;
Księża diecezji drohiczyńskiej:
Sławomir Wentczuk, Adam Safiańczuk, Ireneusz Izdebski, Jerzy Gancarz, Robert Zawadzki, Maciej Łukaszewicz, Mariusz Rosłon, Jarosław Rosłon, Krzysztof Dobrogowski, Grzegorz Herman, Tomasz Żukowski, Dariusz Frydrych, Robert Grzybowski, Krzysztof Janowic (rodowity brańszczanin).
Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla Orłów Górskiego, a wszystkie bramki zdobył Jan Furtok - legenda klubu GKS Katowice i wicekról strzelców Bundesligi (1991), który zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Polski dopiero w 1984 roku. Wraz z innymi zawodnikami z czasów kadry Piechniczka aktywnie wspierał inicjatywę oldbojów kadry Górskiego. Niewątpliwie jego wiek (41 lat), a co za tym idzie większa szybkość i sprawność od kolegów z drużyny pomógł w odniesieniu zwycięstwa. Honorowego gola dla duchownych zdobył ks. Robert Zawadzki. Wszyscy podkreślali jednak, że to nie wynik w tym meczu był najważniejszy, a możliwość pomocy innym (po spotkaniu nastąpiła licytacja piłek z autografami zawodników) i spotkanie brańskich rodzin na jednej imprezie.
Rozpoczęcia meczu dokonał ówczesny biskup drohiczyński Antoni Dydycz, który podczas swojej posługi często gościł na różnych wydarzeniach w Brańsku i do dzisiaj dobrze wspomina to miejsce. Na stworzonej specjalnie loży honorowej towarzyszył mu nieżyjący już proboszcz brańskiej parafii, ks. Roman Wodyński. Zasiadł tam także trener Kazimierz Górski. Najwybitniejszego polskiego szkoleniowca powitały gromkie brawa. Pan Kazimierz - jak przystało na kresowiaka z Lwowa - cierpliwie i z życzliwością odpowiadał na wszystkie miłe gesty widzów (prośby o autograf lub zdjęcie). 82-latek mógł się przekonać, że pamięć o jego dokonaniach jest wiecznie żywa w społeczeństwie, także na Podlasiu.
O podzielenie się swoimi wspomnieniami poprosiliśmy Grzegorza Latę - króla strzelców Mistrzostw Świata w 1974 roku, który z reprezentacją Polski zdobył dwukrotnie 3. miejsce na mundialach (1974 w RFN, 1982 w Hiszpanii) oraz złoto (1972 w Monachium) i srebro olimpijskie (1976 w Montrealu).
- Występy oldbojów kadry trenera Kazimierza Górskiego, do których się oczywiście zaliczam, cieszyły się dużym zainteresowaniem wśród kibiców piłki nożnej. Graliśmy po 20-30 meczów w roku w różnych miejscowościach w całej Polsce - od wielkich miast, po nieduże miasteczka. Naszym spotkaniom towarzyszyła duża frekwencja, zwłaszcza że poza aspektem sportowym miały też charakter pikniku rodzinnego, lokalnego święta. Z księżmi spotykaliśmy się na boisku wielokrotnie, tak więc nie tylko w Brańsku z duchownymi z diecezji drohiczyńskiej. Póki starczało zdrowia, póki był wśród nas nieodżałowany trener Kazimierz Górski, to w miarę możliwości przyjeżdżał, by oglądać jak jego byli podopieczni nadal kopią piłkę - wprawdzie już tylko rekreacyjnie, ale nadal i jak zawsze - by dać uciechę kibicom. Warto wspomnieć, że w czerwcu 2003 roku pełniłem urząd senatora RP i jako członek Senackiej Komisji Kultury i Sportu ze swojej strony starałem się wspierać powstawanie w Polsce większej liczby sal gimnastycznych, których wówczas brakowało w wielu miejscach. Moje starania w tej kwestii wielokrotnie przynosiły skutek, z czego odczuwam dzisiaj satysfakcję - na pewno w ten sposób pomogłem nieco dzieciom, młodzieży i nauczycielom.
Organizacja tego typu meczów sprzyjała popularyzacji sportu, aktywności fizycznej w naszym kraju i dlatego mam z nich jak najlepsze wspomnienia. Podobnie jak z Podlasiem, piękną krainą, gdzie mieszka wielu moich przyjaciół - bywałem niejednokrotnie w Białymstoku, także na meczach Jagiellonii, ale i spędzałem też weekendy w Puszczy Białowieskiej. Nazwał mnie pan królem, ale nie wiem, czy ludziom z Podlasia wypada tak do kogokolwiek się zwracać, bo u was król jest tylko jeden - Zenek Martyniuk (śmiech). A dzisiaj? Niedawno skończyłem 70 lat, więc oby tylko zdrowie dopisywało, by wieść nadal spokojne życie w Mielcu, gdzie od wielu lat mieszkam - wspomina były prezes PZPN.
Kamil Pietraszko