Mieszkanka gminy Boćki opowiedziała nam o sytuacji, która poruszyła ją, a jeszcze bardziej jej sędziwego już ojca.
- Nasza posesja jest nieco na uboczu. Zawsze jest tu cicho i spokojnie. Częściej tu się widzi dzikie zwierzęta niż zdobycze techniki - opowiada Czytelniczka. - Kilka dni temu mój 80-letni ojciec robił coś na podwórku, ja krzątałam się przed domem. Nagle usłyszałam dziwne bzyczenie. Zobaczyłam jak ojciec ucieka w stronę drzwi. Widać było, że się wystraszył. Początkowo nie wiedziałam, co to jest. Dopiero później zobaczyłam drona latającego nad naszymi głowami. W pewnym momencie zniżył lot i zawisł na wysokości naszych oczu, parę metrów od nas. Później odleciał. Nikogo wokół nie widzieliśmy. Dron był dość duży, nie taki jak z supermarketu. Ojca ta sytuacja bardzo zdenerwowała. A ja zdenerwowałam się tym, że on tak to przeżył. Nie wiem, czy ktoś robił sobie żarty, czy cała sytuacja wyszła niechcący, ale bardzo mi się nie podobała.
Nasza Czytelniczka zadzwoniła nawet na policję, ale nie złożyła zawiadomienia.
- Funkcjonariusz, z którym rozmawiałam, przyznał, że jeszcze nie spotkał się z podobnym zgłoszeniem - opowiada. - Później powiedział, że oczywiście może przyjąć takie zgłoszenie o naruszeniu spokoju, ale zaczął dopytywać czy podobne sytuacje zdarzały się częściej. To był jednostkowy przypadek, uznałam więc, że nie będę robić z tego afery. Niesmak jednak pozostał. Do dziś mam przed oczami przestraszone spojrzenie ojca.
O zajściu rozmawialiśmy z komisarz Agnieszką Dąbrowską, oficer prasową bielskiej policji. Ta również stwierdziła, że gdyby podobne sytuacje zdarzały się częściej, można byłoby je uznać za nękanie lub naruszenie miru domowego. Naruszeniem prywatności byłaby sytuacja, gdyby dronem filmowano lub robiono zdjęcia w sytuacjach intymnych.
W tej sytuacji jednak nie znamy intencji pilota drona. Może po prostu na podwórko naszej Czytelniczki trafił on przypadkiem.
Kobieta dopytywała sąsiadów czy widzieli, by ktoś posługiwał się dronem w okolicy. Okazało się, że nie. Ktoś podpowiedział jej, że pojawienie się urządzenia miało związek z wytyczaniem przebiegu S19. Trasa ma przebiegać w tej okolicy. Rafał Malinowski, rzecznik podlaskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad jednak temu przeczy.
- GDDKiA nie prowadzi obecnie żadnych tego typu prac, ani nie zlecała ich firmom zewnętrznym - zapewnił Rafał Malinowski. - Ogłosiliśmy przetarg na realizacje tego odcinka S19, ale jeszcze nie został on rozstrzygnięty, więc nie ma wykonawcy, który może zajmować się wytyczaniem jego przebiegu.
Dodał, że możliwe jest, iż firmy, które planują przystąpienie do przetargu, mogą robić rozeznanie we własnym zakresie, ale odbywa się to bez konsultacji z GDDKiA. To, że dron pojawił się u naszej Czytelniczki na ich zlecenie, jest równie prawdopodobne jak to, że ktoś po prostu chciał polatać dronem i ewentualnie fotografować okolice Bociek.
Profesjonalni piloci dronów biorący udział w projektowaniu dróg swoje loty zgłaszają. Nie podlatują też do zabudowań. Po pierwsze przepisy im tego zabraniają. Po drugie, S19 omija zabudowania, więc kierowanie drona na posesje nie miałoby sensu.
Julian Jarewicz, licencjonowany operator dronów nie miał wątpliwości, ze takiego lotu nie mógł wykonać profesjonalny operator tych urządzeń. A i osoba, która kierowała dronem jako amator nie powinna tego w ten sposób robić.
- Zasady latania dronów określa ustawa o prawie lotniczym. Bez uprawnień i posiadania świadectwa kwalifikacji nie można latać w odległości mniejszej niż 30 metrów od zabudowań i ludzi. Posiadacz odpowiednich uprawnień może latać wśród zabudowań i ludzi, ale też zachowując odpowiednią odległość - wyjaśnił. - Jeśli dron wleciał na podwórko, to jego operator złamał przepisy dotyczące zakłócania miru domowego. Przyjmuje się, że powietrzną granicę działki wyznacza najwyższy punkt na domu, czyli np komin. Poniżej tej wysokości operator drona nie ma prawa latać.
Dodał też, że najnowsze przepisy nakładają obowiązek zgłaszania lotu każdym dronem, nawet takim kupionym w dyskoncie.
- Dotyczy to nawet sytuacji, kiedy latamy dronem 5 metrów nad ziemią na własnym podwórku. Zgłoszenie takie wykonuje się przy użyciu aplikacji Droneradar - mówi.
Profesjonalni operatorzy dronów, których urządzenia latają na wyższych wysokościach, muszą takie loty zgłaszać na podobnych zasadach, co piloci samolotów.
W praktyce, zwłaszcza amatorskie loty, wyglądają zupełnie inaczej. Wielu właścicieli urządzeń nie ma pojęcia o tym, że należy zgłaszać lot dronem. Często ich umiejętności i oraz możliwości maszyn są ograniczone. Stąd drony często spadają, gubią zasięg, a kierujący traci nad nim kontrolę.
O ile dron nie zrobi nikomu krzywdy, a jego właściciel nie nęka regularnie swym lataniem, to takie wpadki nie kończą się poważniejszymi konsekwencjami. Bywają jednak przypadki, że właściciel drona nadużywa cierpliwości lub wręcz naraża innych na niebezpieczeństwo. W takich sytuacjach sprawa może skończyć się nawet w sądzie karnym lub zostać wytoczona z powództwa cywilnego.
- Początkowo rzeczywiście byłam po prostu zła na pilota drona, który u nas latał, ale z czasem mi przeszło. Tym bardziej że więcej ta sytuacja się nie powtórzyła - powiedziała Czytelniczka. - I mam nadzieję, że na tym koniec.
(bisu)