Hipokryzja i demagogia - to nie jest nasze określenie zachowania radnych a ich własne. Te sformułowania kilkakrotnie pojawiły się na dzisiejszej sesji.
REKLAMA
Bielska rada miasta już jakiś czas temu podzieliła się na dwa obozy. Jeden opozycyjny wobec burmistrza, drugi go popierający. Przedstawiciele obu tych obozów podczas sesji hipokryzją i demagogią wzajemnie określali swoje zachowanie.
Jak stwierdził w jednej ze swoich wypowiedzi radny Wawulski, bielska rada jest nieprzewidywalna. I rzeczywiście, mimo iż nie jedno na sesjach już słyszeliśmy, i tym razem radni potrafili zaskoczyć swoją postawą.
...Niestety dość rzadko zaskakują pozytywnie.
Dziś zaskoczyli przy okazji zarzucania sobie demagogii i hipokryzji. Bo najpierw jedni określili tak reprezentowanie przez drugich interesów mieszkańca, później ci drudzy zrobili to w analogicznej sytuacji w stosunku do pierwszych.
Patrząc z boku, można było odnieść wrażenie, że w radzie nikogo nie obchodziły realne problemy mieszkańców, a traktowali je jedynie jako pretekst do niezgodzenia się z tymi po przeciwnej stronie.
A same w sobie omawiane przypadki były ciekawe. Jedni mieszkańcy skarżyli się na to, że przez błędny formularz nie przyznano im dodatku węglowego, inni, że zakręcono im wodę.
REKLAMA
Jak zwykle na sesji nie brakowało bezsensownych kłótni, z których nic nie wynikało. Mniej było merytorycznej debaty. Trzeba też przyznać, że w samym porządku obrad nie było zbyt wielu ważnych tematów.
Podczas sesji omówiono aż 26 punktów. Znaczna jednak część to były elementy stałe oraz sprawozdania z działalności instytucji miejskich, takich jak basen, biblioteka, BDK i inne.
Działalność wszystkich tych instytucji nie budzi większych kontrowersji. Wszystkie właściwie są dobrze oceniane, więc i poświęcone im punkty nie budziły emocji.
Kto może być przyjacielem BDK?
Jedynie w przypadku BDK, radny Tomasz Hryniewicki zapytał dyrekcję, dlaczego tytułem przyjaciela BDK obdarzyła prezesa MPEC Jerzego Krassowskiego.
Dyrektor BDK nie była obecna na sesji, ale odpowiedziała na piśmie, tłumacząc, iż MPEC zawsze wspiera działalność BDK i poszczególne inicjatywy.
Radni wypomnieli, iż MPEC odpowiedzialny jest także za bardzo wysokie koszty ogrzewania. Jak podkreślił Hryniewicki, to nie prezes z własnych funduszy, a MPEC, jako jednostka miejska, wspiera finansowo BDK. Poprzedni prezes MPEC też tak robił i też mu za to dziękowano, podobnie jak innym prezesom, dyrektorom etc.
Obecny prezes MPEC nie budzi sympatii wśród grupy radnych opozycyjnej wobec burmistrza. Pozwał nawet jednego z nich do sądu i to karnego. Jak w innej dyskusji wspomniał Tomasz Sulima, radny Wawulski przegrał z nim proces.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Postanowienie sądu karnego w procesie, w którym prezes MPEC pozwał radnego Piotra Wawulskiego
Inwestycje MOSIR
Przy okazji sprawozdania z działalności MOSiR radna Iwona Kołos pytała o to, co ze skate parkiem, czy w hotelu MOSiR ciągle mieszkają uchodźcy z Ukrainy i czy miasto planuje odbudowę basenu odkrytego. Pojawiło się też pytanie o boisko do siatkówki plażowej. Pytali o nie i radna Kołos, i radny Wawulski. Na te pytania już na poprzedniej sesji odpowiadał burmistrz, tym razem sesję musiał opuścić, bo miał spotkanie w urzędzie marszałkowskim (przez to radni stracili obiekt, który zwykli atakować). Jego zastępca Bożena Zwolińska "nie była w temacie", poprosiła więc o pytania na piśmie i zapowiedziała odpowiedź w tej samej formie.
Z pamięci możemy sami odpowiedzieć. Skate park powstał całkiem niedawno i jeśli się znajdą pieniądze będzie remontowany, ale raczej w ramach bieżących napraw lub przy okazji innych inwestycji na MOSIR. Zresztą zależy to od nowego dyrektora, którego ma wyłonić konkurs. Basenu odkrytego nikt nie planuje dobudowywać. Boisko do piłki plażowej zostanie odbudowane po zakończeniu przebudowy boiska bocznego MOSiR.
REKLAMA
Dość długa dyskusja między wiceburmistrz i radnym Bierżynem wywiązała się w związku z planowaną wycinką drzew. Przy okazji przebudowy boiska planuje się wyciąć ponad 40 drzew. Zaczął się jednak okres lęgowy i 8 z nich zostało wykluczonych (do jesieni), bo zauważono na nich ptasie gniazda. Radny prosił o szybkie wycięcie pozostałych, zanim i na nich zagnieżdżą się ptaki. A bez wycięcia drzew trudno będzie zrealizować przebudowę boiska.
Wiceburmistrz tłumaczyła, że procedury związane z wydawaniem zezwoleń prowadzone są przez starostwo i nie da się ich przyspieszyć, ale dodała, że rozumie niepokój radnego. A szczegółowo odpowie na piśmie.
Kopernika (nie)droższa
Dość długa dyskusja wywiązała się przy okazji zmian w budżecie i zapisywania w nim pieniędzy na inwestycje rozpoczęte w ubiegłym roku, ale realizowane w tym. Radny Wawulski zarzucił, iż przy okazji miasto dokłada 700 tys. zł do przebudowy ul. Kopernika. Właściwie zadał pytanie, ale jak to ma w zwyczaju, pytając, od razu stwierdził, że tak jest i zarzucił , że to nie w porządku w stosunku do firm, które startowały w przetargu i podały wyższe kwoty realizacji tej inwestycji. Tymczasem obecny wykonawca jej niedoszacował.
Wiceburmistrz na to pytanie/zarzut początkowo również nie umiała odpowiedzieć, bo nie znała szczegółów. Radni powtórzyli je kilkakrotnie i w końcu , po konsultacji z kierownikiem działu inwestycji udzieliła odpowiedzi.
Wynikało z niej, że 500 tys. zł zostało przeniesione z ubiegłego roku, bo po prostu nie wydano tych pieniędzy w 2022 roku i przeszły na ten. Natomiast 200 tys. zł są to wydatki na prace, których nie uwzględniono w przetargu. W tym: likwidacja starego i zniszczonego kanału deszczowego, który znajduje się pod drogą, zaprojektowanie i przygotowanie przyłącza do odprowadzania deszczówki z placu za budynkiem dawnej Piątki i tymczasowego BDK (w którym odbywają się sesje), montaż kratek ściekowych w ul. Poniatowskiego, regulacja chodnika i parkingów oraz budowa chodnika z kostki na odcinku koło straży pożarnej. Jak wyjaśniła wiceburmistrz, są to prace, których nie uwzględniano w dokumentacjach projektowych, więc oferty innych potencjalnych wykonawców również ich nie uwzględniały.
Komisja kontroli bez dwójki radnych
Spore emocje były też przy okazji głosowań nad rezygnacją radnych Danuty Karniewicz i Tomasza Hryniewickiego z zasiadania w komisji rewizyjnej. Zrezygnowali oni po tym jak, miasto odmówiło komisji dostępu do pełnych danych odnośnie podmiotów i osób, którym burmistrz udzielił ulg lub umorzeń opłat i podatków.
Tomasz Hryniewicki mówił, iż taka postawa urzędu jest zarzynaniem demokracji. Tomasz Sulima odpowiadał mu, że to oni zarzynają demokrację, „składając zbroje” i rezygnując z zasiadania w komisjach.
REKLAMA
Rada miała powołać na ich miejsce inne osoby, ale żaden z klubów nie wystawił swoich kandydatur.
Tamara Korycka, sekretarz urzędu miasta, która połączyła się z radą zdalnie, odczytała opinię prawną, z której wynikało, że informacje związane z ulgami i umorzeniami, o które prosiła komisja, to dane podatkowe, których miasto czy burmistrz nie mają prawa udostępniać. Zresztą opinia ta już wielokrotnie była omawiana na sesjach.
Tomasz Hryniewicki po raz kolejny przytoczył artykuł z jednego z portali prawniczych, w którym wymieniono szereg miast, gdzie – jak twierdził - radni z komisji rewizyjnej takie dane otrzymali. Danuta Karniewicz mówiła, że ona ma czyste sumienie i wszystkie swoje dokumenty może udostępnić. Tego już nikt jej nie odpowiedział, ale nawet mając czyste sumienie nie może udostępniać danych innych osób lub podmiotów.
Generalnie dyskusja trwała dość długo, a właściwie nie pojawiły się w niej żadne argumenty, których nie użyto na poprzednich sesjach.
Ostatecznie komisja rewizyjna działa w okrojonym składzie.
Problemy mieszkańców a hipokrycja i demagogia
Popis hipokryzji i demagogii radni dali przy okazji omawiania skarg.
Zaskakująca była postawa radnych w przypadku skargi na dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Tą zajmowała się komisja skarg i wniosków i... uznała ją za zasadną.
Całą analizę sytuacji obrazowo zreferował radny Włodzimierz Borowik. Pokrótce chodziło w niej o to, że jedna z mieszkanek złożyła pod koniec września wniosek o dodatek węglowy. Wniosek został przyjęty, jako poprawnie wypełniony. W październiku parokrotnie ona i inny członek tego gospodarstwa domowego dzwonili dopytać czy wszystko jest ok i otrzymali potwierdzenie, że tak. Później jednak odgórnie zmieniono wzór formularza wniosku, a poprzedni uznano za nieważny. MOPS w piśmie podpisanym przez dyrektora wezwał wnioskodawców do naniesienia poprawek i użycia prawidłowego formularza. Pismo to jednak nie zostało odebrane. Doręczyciel wysłany przez MOPS próbował go doręczyć w piątek i najbliższy po nim poniedziałek na początku listopada, za każdym razem jednak nikogo pod wskazanym adresem nie zastał. Wspomniana rodzina nieświadoma niczego, z przekonaniem, że wszystko jest ok, czekała na wypłatę dodatku. Gdy ten nie wpływał na konto, pod koniec grudnia zadzwonili do MOPS i dopiero wówczas usłyszeli, że ich wniosek został odrzucony, bo zmienił się wzór formularza. Tomasz Sulima i Włodzimierz Borowik, jako członkowie komisji rozpatrującej skargę, wyjaśniali, że zasięgali opinii prawnej.
REKLAMA
Z tej wynikało, że MOPS słusznie odmówił wypłaty dodatku z powodu źle złożonego wniosku, ale nie dopełnił obowiązku i popełnił błąd przy przekazywaniu informacji o błędach. Piątek i poniedziałek zaczynający i kończący ten sam weekend, to według prawników zbyt krótki termin na spełnienie wymogu parokrotnej próby doręczenia listu. Takie stanowisko przyjęła też komisja, uznając skargę za zasadną. Przy okazji zaznaczono, że był to tylko jeden taki przypadek, we wszystkich innych wnioski zostały rozpatrzone prawidłowo.
I tu doszło do zaskakującej sytuacji. Bo radni opozycyjni wobec burmistrza, zaczęli bronić dyrektora MOPS-u i wręcz bezpardonowo atakować rodzinę, która złożyła felerny wniosek.
Bronili dyrektora, pomimo że nikt go nie atakował. Wszyscy radni i członkowie komisji rozpatrującej skargę , a także wiceburmistrz podkreślali, że MOPS został obarczony ogromną odpowiedzialnością związaną z przyjmowaniem i rozpatrywaniem wniosków i wywiązał się z niej znakomicie. Jeden błąd tu nic nie zmienia.
Cześć radnych poszła jednak o krok dalej, atakując mieszkańców.
- Czy ci co składali wniosek są niepełnosprawni, mogli kogoś poprosić, żeby sprawdzić, jak ich się sprawy mają w MOPS-ie - mówiła Danuta Karniewicz.
- Sami są sobie winni. Jeśli się coś chce to trzeba chodzić, dzwonić, pytać - mówiła Maria Grabowska.
- A dlaczego ich nie było w domu. A czy ten mężczyzna miał upoważnienie do składania skargi, skoro wniosek złożyła kobieta - dopytywał Simoniuk.
- Byłbym wdzięczny, gdyby w podobny sposób komisja rozpatrywała skargi na burmistrza - mówił z sarkazmem Wawulski.
REKLAMA
W dyskusji pojawiały się słowa hipokryzja i demagogia.
Radni, którzy co chwila domagają się, by urząd był ludzki i otwarty na mieszkańców, by usprawniał procedury i nie komplikował załatwiania spraw, nie chcieli słuchać, że mieszkaniec skoro raz usłyszał , że wniosek jest przyjęty nie ma obowiązku pytać i sprawdzać codziennie czy się coś nie zmieniło.
Po takiej postawie, można sądzić, że ci radni broniący dyrektora, pomimo że nikt go nie atakował, liczą iż, Anatol Wasiluk na wyborach zasili ich listy. Choć to tylko przypuszczenie.
Zgoła inną postawę przyjął Piotr Wawulski przedstawiając swoją interwencję, a ta dotyczyła jednej z posesji przy al. Piłsudskiego, która jak powiedział radny została odcięta od wody.
- Mają obowiązującą umowę z Przedsiębiorstwem Komunalnym, ale to ich odłączyło od wodociągu i nie chce podłączyć - mówił. - Mamy XXI wiek, posesję przy drodze krajowej, 3 metry od sieci wodociągu, ale bez wody.
Inne światło na całą sprawę rzucił prezes PK Piotr Selwesiuk. Wyjaśnił on , że wspomniana rodzina nie została odłączona, a jedynie zakręcono im wodę. Zrobiono to dlatego, że przyłącze do posesji jest awaryjne. Pracownicy zakładu wodociągów już kilkakrotnie naprawiali awarie. W końcu PK wysłało do wspomnianej rodziny pismo z prośbą o naprawienie przyłącza lub zbudowanie nowego. To istniejące przechodzi bowiem przez sąsiednią posesje, mającą innego właściciela. Jak podkreślił prezes PK, wszystkich odbiorców obowiązują takie same zasady. To po stronie odbiorcy leży budowa i naprawa przyłącza wodociągu. PK jedynie podłącza go do sieci, a wczęsniej wydaje warunki jego wykonania (trwa to tydzień). Owa rodzina nie chciała jednak na takie rozwiązanie przystać. Skierowała nawet sprawę do sądu i… przegrała.
Wawulski jeszcze kilkakrotnie próbował stawać po stronie wspomnianych mieszkańców, twierdząc że mają umowę. Prezes PK tłumaczył jednak, że umowa nie załatwia wszystkiego i nie może być takiej sytuacji, że woda wycieka przez pękniętą rurę, a PK nie może jej zakręcić. Taka strata wody byłaby kosztem obciążającym budżet Przedsiębiorstwa, a pośrednio innych odbiorców.
W końcu zabrakło argumentów, by bronić właścicieli posesji.
I w tym przypadku wymianie zdań między radnymi zaczęły padać słowa o hipokryzji, demagogi oraz wykorzystywaniu problemów mieszkańców do gry politycznej.
REKLAMA
Maszty
Na sesji mówiono także o planowanej budowie masztów radiowo-telekomunikacyjnych. Po raz kolejny zresztą. Przy okazji tego tematu przedstawiciel urzędu, wyjaśniał , że miasto uzgadnia jedynie budowę konstrukcji masztu, to jakie urządzenia są na nim zawieszane i jakie pole elektro-magnetyczne one wytwarzają leży w gestii starostwa. Mało tego podał kilka przykładów, gdzie bez uzgadniania z miastem urządzenia radio-telekomunikacyjne zawieszano na istniejących już budynkach i budowlach m.in. na kościele karmelickim, elewatorze, czy kominie MPEC.
Brakuje kasy na lekcje
Ciekawy problem poruszyła wiceprzewodnicząca rady Iwona Kołos. Wspomniała ona o propozycji, która pojawiła się na komisjach rady miasta, by ograniczyć naukę drugiego języka obcego i zacząć ją nie od czwartej, a od piątej klasy, zmniejszyć finansowanie bibliotek szkolnych oraz zrezygnować z jednej lekcji polskiego i matematyki w starszych klasach. A to wszystko z oszczędności.
- Miasto nie powinno oszczędzać na uczniach i edukacji - mówiła.
- To nie po stronie samorządu, a ministerstw i rządu powinno leżeć ustalanie liczby lekcji z poszczególnych przedmiotów i ich finansowanie - podkreślał Tomasz Sulima.
... i na wodę
Podobną konkluzję miał przy okazji dyskusji nad tym, kto ma sfinansować deficyt zakładu wodociągów i kanalizacji. Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji PK nie uzyskało zgody na podwyższenie opłat, pomimo że po podwyżkach cen prądu znacznie wzrosły koszty. W "budżecie wodno-kanalizacyjnym" brakuje około 2 mln zł, jeśli nie zapłacą tego mieszkańcy w opłatach, to będzie je musiało dołożyć miasto, ale i ono nie ma takiej kwoty.
- Skąd ją mamy wziąć, to nie inwestycja , żeby szukać dofinansowań, a nadwyżki w budżecie nie mamy wręcz przeciwnie - mówiła wiceburmistrz Bożena Zwolińska.
Ale o bankructwie PK czy zakładów wodociągów nawet nie ma mowy.
(azda)