Podczas sesji rady miasta w Bielsku Podlaskim pojawiła się propozycja podwyżek opłat za śmieci. Opłata za jedną osobę miała wzrosnąć z 29 na 32 zł. Radni odrzucili tę propozycję.
Wywołało to emocjonalną dyskusję.
Jak zwrócił uwagę radny Piotr Wawulski to podwyżka o 3 zł, to przy czteroosobowej rodzinie 12 zł miesięcznie, czyli stosunkowo nie wiele, ale jak podkreślił jest przeciw, bo płacić powinni ci, którzy uchylają się od opłat, a nie uczciwi mieszkańcy.
Warto zwrócić uwagę, iż wspomniana czteroosobowa rodzina już obecnie za śmieci płaci 116 zł, gdyby przyjęto podwyżki - 128 zł.
Podwyżek jednak nie przyjęto 8 osób było za ich wprowadzeniem, 13 przeciw.
Swój sprzeciw bardzo dobitnie motywował radny Tomasz Hryniewicki. Zwrócił uwagę, że w dobie kryzysu wielu ludziom żyje się gorzej, a przyszły rok może być jeszcze trudniejszy. Dodał jednak, że niektórym kryzys niestraszny. Nawiązał tu do ogromnych wynagrodzeń prezesów spółek Miejskich PK i MPO oraz dodatkowych pieniędzy, jakie otrzymuje za swoją pracę wiceburmistrz Bożena Zwolińska (o tym szerzej napiszemy w oddzielnym artykule).
- Z wynagrodzeniami zmiennymi prezesów spółek czuję się oszukany. A przecież powołani MPO miało być bezkosztowe - dodał Wawulski. - Wiedziałem, że nie będzie bezkosztowo, ale nie wiedziałem, że aż takie koszty będą. Tłumaczenie, że za dobrą pracą, to trochę nie przystoi w tej sytuacji. Nie uzyska pan zgody na podniesienie opłat za śmieci.
Wawulski dopytywał jakie kroki podjęło miasto, by wykryć osoby uchylające się od opłat. Przewodniczący rady odczytał dość szczegółową odpowiedź burmistrza. Akurat w tym momencie radny wyszedł, bo mail telefon w sprawie awarii na ul. Dubicze
Z odpowiedzi wynikało, że miasto sprawdziło różne systemy kontrolowania liczby producentów śmieci. Podawany na poprzednich sesjach przykład ze Świdnika okazął sie mało skuteczny, co przyznały tamtejsze władze. Niedługo - prawdopodobnie jeszce w grudniu - ma się odbyć spotkanie przedstawicieli magistratu, spółdzielni mieszkaniowych i przedstawicieli firmy, która proponuje system, który pozwala analizować wagę i selektywne wyrzucanie śmieci. Jest to jednak dość drogie. Gniazdo z nafaszerowanymi elektroniką kontenerami kosztuje około 2 mln zł. Realizacja takiej inwestycji jest możliwa tylko przy uzyskaniu dotacji.
Burmistrz podkreślił też, że miasto do systemu śmieciowego rejestrowało, wszystkich uchodźców, deklaracje śmieciowe porównywało z wnioskami o dodatek osłonowy i dodatek węglowy (deklaruje się w nich liczbę osób zamieszkujących w gospodarstwie domowym), sprawdzane są także wszystkie informacje i donosy związane z zamieszkiwaniem pod danym adresem osób niezarejestrowanych w systemie.
Nie zawsze się to sprawdza, bo owszem czasem okazuje się, że dana osoba nie jest zarejestrowana pod adresem, w którym pomieszkuje, ale jest zarejestrowana pod innym i tak czy siak, opłata za nią jest pobierana.
Burmistrz wyjaśnił, że nie wszystkie możliwości kontroli są możliwe, bo części zakazuje choćby RODO, a za naruszenie tych przepisów są ogromne kary.
To tyczy się m.in. porównania liczby deklarowanych osób zamieszkujących pod danym adresem z zużyciem wody. O tę opcję pytał m.in. radny Grodzki. Właśnie ze względu na RODO - jak mówił burmistrz - spółdzielnia mieszkaniowa nie może udostępnić danych osób mieszkających w poszczególnych mieszkaniach.
Co teraz? Radni nie przyjęli podwyżek opłat za śmieci, ale system zagospodarowania odpadów musi się bilansować. Brakujące pieniędzy, by pokryć koszty, zapłaci miasto z budżetu, czyli de facto z naszych podatków i to pewnie tych, których osoby uchylające się od opłat za śmieci i tak nie płacą w naszym mieście.
Sesję rady miasta będziemy jeszcze opisywać.
(azda)