Znowu słońce przypieka. Może wskazówki termometrów nie są takie zabójcze (nieco ponad 23 stopnie o godz. 10.00), ale duchota, czyli wilgotność jest duża i nie wszyscy taką pogodę znoszą najlepiej.
W sumie, gdyby ciepło było w październiku czy listopadzie, to nikt by nie narzekał. Można by opóźnić sezon grzewczy i próbować zaoszczędzić, a tak przed nami dosyć droga dla naszych kieszeni zima. Być może w związku z pogodą ruch na bielskim rynku nie aż taki duży, jak to w czwartki bywa, choć też nie można stwierdzić, że dziś nie było kupujących.
Kilka stoisk wróciło. Ano sprzedawcy sera wyjeżdżali na jarmarki licząc na większą liczbę klientów, sprzedawca miodu spod Hajnówki sam był zmuszony - jak to się mawia - „nakręcić” nowych słoików miodu, aby było co sprzedawać. Jak sam przyznał, lata lecą, a sił coraz mniej. Wcześniej miał ponad 200 uli, dziś - 150, a przyznaje, że 50 by wystarczyło.
Za pomidory na rynku trzeba dziś było zapłacić 6,50 zł za kilogram. Można było jeszcze kupić truskawki po 14 zł za kilogram. Były też jagody. Cena szklanki to mniej więcej 4 zł.
(ms)
Rynek w Bielsku Podlaskim 21 lipca: