Dziś o 8.41 w całym kraju rozległ się sygnał syren alarmowych. Zgodnie z decyzją rządu była to forma uczczenia 12. rocznicy katastrofy smoleńskiej. Wielu włodarzy miast zapowiadało, że nie dostosuje się do zarządzeń wojewody i syren nie uruchomi. Stanowisko takie przyjął także burmistrz Bielska Jarosław Borowski.
Jak tłumaczył burmistrz Bielska i inni włodarze, uruchomienie syren mogłoby wywołać traumę u przebywających w miastach uchodźców z Ukrainy, którym takie sygnały mogą kojarzyć się z alarmami bombowymi, jakie słyszeli w swoim ogarniętym wojną kraju.
Mimo deklaracji burmistrza Bielska, syreny jednak zawyły. Zresztą zawyły we wszystkich miejscowościach, niezależnie od decyzji ich włodarzy.
Dlaczego?
Jak wyjaśnił nam burmistrz, sygnały w całym kraju, także w miastach, które nie zgodziły się na ich włączenie, uruchomił pracownik Centrum zarządzania Kryzysowego, który podlega wojewodzie. W większości samorządów prezydenci i burmistrzowie nie mieli wpływu na uruchomienie syren.
- Syreny alarmowe wszystkie (miejskie, mundurowych, firmowe) są wpięte w system zarządzania kryzysowego. Dostęp do nich ma Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego i to pracownik tego Centrum na polecenie wojewody uruchomił jednym przyciskiem wszystkie syreny. Tak było w całym kraju, po tym jak samorządowcy krytykowali ten pomysł - wyjaśnia Borowski.
CZYTAJ WIĘCEJ:
(azda)