Droga św. Jakuba, czyli Camino de Santiago, to jeden z najważniejszych chrześcijańskich szlaków pielgrzymkowych, obok dróg do Rzymu i Jerozolimy. W środę wieczorem podczas spotkania w Bielskim Domu Kultury opowiedział o niej białostoczanin Marcin Nawrocki.
Przybycie pierwszego udokumentowanego pielgrzyma – biskupa francuskiej diecezji Le Puy, Godescalco – datuje się na rok 950, ale ślady pielgrzymek z IX w. istnieją na monetach Karola Wielkiego. Jednakże największe nasilenie ruchu pątniczego przypada na wieki XII-XIV. W XII w. dokument papieski uznał Compostelę za trzecie po Jerozolimie i Rzymie miejsce święte chrześcijaństwa. W średniowieczu grób św. Jakuba odwiedzało rocznie od 200 do 500 tys. pielgrzymów. Później na skutek wojen religijnych w Europie popularność szlaku zmalała, by od lat 80-tych przeżywając swój renesans. Dwukrotnie w Santiago był papież Jan Paweł II. Wśród pielgrzymów nie zabrakło również znanego podróżnika Marka Kamińskiego oraz białostoczanina Marcina Nawrockiego, który w 2018 roku pokonał prawie 800 km pieszo tzw. szlakiem francuskim, zaczynając swój marsz już w Pirenejach.
Wbrew nazwie - „szlak francuski” – w 98 procentach przebiega on przez Hiszpanię. Zaczyna się w Saint-Jean-Pied-de-Port we Francji, po północnej stronie Pirenejów, przechodzi przez wąwóz Roncesvalles, gdzie w roku 778 miał zginąć legendarny rycerz Roland, następnie przez Nawarrę, Kraj Basków, Rioję, prowincje Burgos, Palencii, León i Galicję; dotarcie do Santiago de Compostela zajmuje na ogół kilka tygodni.
- Dziennie pokonywałem ok. 25 km. Pielgrzymka do Santiago zasadniczo się różni od tych, które znamy w Polsce. U nas pielgrzymki na ogół są zorganizowane, zbiorowe, na swój sposób ascetyczne. Tam jest to podróż indywidualna, choć to nie tylko wędrówka, to też sposób na poznawanie wielu osób. Camino, czyli droga to raczej podróż wewnątrz siebie, zresztą idą w niej nie tylko katolicy, czy ogólnie chrześcijanie. Trasę przemierzają wyznawcy różnych religii a nawet osoby niewierzące, to raczej podróż wewnątrz siebie, zmaganie się z własnymi słabościami - opowiadał Nawrocki.
Niektórzy nie kończą swojej wędrówki w Santiago de Compostela, ale podążają jeszcze kilkadziesiąt kilometrów dalej, czyli trzy dni drogi od Santiago, na wybrzeże Oceanu Atlantyckiego, do miejscowości Fisterra. W średniowieczu uważano Fisterrę za prawdziwy koniec świata, poza którym ciągnie się już tylko straszne, nieprzebyty ocean. Tradycyjnie, po dotarciu tutaj, palono pokutne, pielgrzymie szaty i obmywano się w wodach oceanu, zostawiając za sobą dotychczasowe grzeszne życie i rozpoczynając z wiarą nowe. Od 1 lipca rząd Hiszpanii zdecydował się ponownie otworzyć szlaki pielgrzymkowe.
- Szedłem 37 dni, podczas których nie zdarzyło się, aby ktoś kogoś napadł czy obrabował. Słyszało się opowieści, że kiedyś ktoś coś tam komuś ukradł, ale ja czułem się wyjątkowo bezpiecznie - przyznał podróżnik.
Na spotkaniu nie zabrakło też porad praktycznych. Jakie buty zabrać, jaki plecak wybrać oraz to, że warto zaopatrzyć się w kijki do nordic walking. Co ciekawe, trasę Caminio de Santiago, można pokonać nie tylko pieszo. Można to zrobić rowerem, konno lub na osiołku.
Marcin Nawrocki pytany przez bielszczan, czy napisze książkę o swojej wyprawie odpowiedział, że bardziej interesują go relacje i wrażenia mieszkańców Podlasia z pielgrzymki do Santiago.
Spotkanie odbyło się ramach cyklu spotkań z podróżnikami "Kawa i Herbata".
(ms)