Jakiś czas temu sołtys Krywiatycz złożył zawiadomienie do wojewody, wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska oraz radnych miasta Bielsk Podlaski. Informował w nim, że Tomasz Sulima, wiceprzewodniczący rady miasta Bielsk Podlaski na stałe mieszka w Krywiatyczach i w dodatku wylewa ścieki na ulicę. Fakt zamieszkiwania poza miastem może być podstawą do tego, by pozbawić radnego mandatu. Musi to być jednak pobyt stały, a taki określić jest bardzo ciężko.
Na najbliższej wtorkowej sesji rada miasta będzie głosować nad wykluczeniem lub nie Tomasza Sulimy z grona radnych.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tomasz Sulima nie straci mandatu radnego w Bielsku? Taki jest projekt uchwały
A co na to sam zainteresowany? Twierdzi, że jego pobyt w Krywiatyczach jest tylko stanem przejściowym i jego dom jest w Bielsku. A właściwie prawie dwa domy, jeden rodziców, drugi jego własny, ale dopiero w planach budowy. Zapowiada pozew wobec sołtysa Krywiatycz i zdradza pewne rodzinne animozje, które ich podzieliły.
CZYTAJ WIĘCEJ: Sprawa mandatu radnego Tomasza Sulimy stanie na najbliższej sesji. Odniósł się do niej także wojewoda
Udało nam się porozmawiać z Tomaszem Sulima o całej tej sytuacji
Czy jest pan jeszcze bielszczaninem?
Tomasz Sulima: - Zawsze nim byłem, nawet gdy przez 8 lat studiowałem i mieszkałem w Warszawie. Bielsk to moje axis mundi. Ale to nie znaczy, że na Bielsku kończy się mój świat. Z gminą Orla jestem związany nie tylko rodzinnie, ale również zawodowo. Przez kilka lat wspólnie z Towarzystwem Przyjaciół Ziemi Orlańskiej organizowaliśmy krajoznawczo-etnograficzne zajęcia dla dzieciaków z kilku wsi, m.in. w Spiczkach, Malinnikach, Szczytach i moich rodzinnych Krywiatyczach. To tam jesienią 2015 roku staraniem naszej rodziny ustawiliśmy w centrum wsi krzyż upamiętniający Bieżeństwo 1915 roku. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, bo doskonale wiem, że co trzeci bielszczanin nie tylko pochodzi ze wsi, ale też co weekend jeździ, by odwiedzać rodziców i dziadków. Ludzie mają swoje ogródki i dbają o rodzinne siedliska. Wielu z nas pochodzi ze wsi i nie widzę powodu, by się tego wstydzić albo rezygnować.
Jak to się stało, że mieszka pan w Krywiatyczach i czy w ogóle można mówić, że tam pan mieszka?
- W świetle art. 25 Kodeksu cywilnego trudno mówić o zamieszkaniu. To pobyt w domu rodzinnym Sulimów. Jeszcze zanim zaczęła się pandemia, postanowiłem towarzyszyć dziadkowi w ostatnich latach jego życia, zwłaszcza że po śmieci babci mieszkał sam. Mimo zaawansowanego wieku radził sobie nieźle. Problemem był brak towarzystwa. Więc wizyty z obiadem z czasem zamieniły się w pobyt. Ani przez chwilę nie zastanawiałem się nad tym, że nie mogę tam nocować. Trudno mi nawet mówić o mieszkaniu, gdy w ramach obowiązków zawodowych bardzo często zdarzało mi się z uwagi na charakter pracy (prowadzimy rodzinny interes w branży gastronomicznej) pracować w Bielsku siedem dni w tygodniu, wracać po godz. 23.00. Nie było to bynajmniej „sielskie życie” na łonie natury. Codzienne dojazdy są po prostu nużące. W pandemii i zamknięciu gastronomii nawet się ucieszyliśmy z żoną. Mówiłem sobie, że dostałem od losu nieplanowany urlop tacierzyński. Ostatni miesiąc był dla nas ogromnym szokiem.
Dlaczego nie mieszka pan z rodzicami w Bielsku?
- To była wspólna decyzja. Wcześniej mój tato odwiedzał regularnie dziadka, zainwestował w działkę. Wspólnie remontowaliśmy dom. Kiedy nasiliła się choroba mojej mamy, zdecydowałem, że biorę na siebie dziadka. Pomagał też brat ojca z Hajnówki. Uznaliśmy, że tak trzeba. Wiele osób o tym wiedziało. Aż do kwietnia spotykałem się wyłącznie z życzliwością w związku z sytuacją rodzinną.
Dziadek jednak zmarł już jakiś czas temu - moje kondolencje. Pan z żoną ciągle przebywa w Krywiatyczach... Z tego, co już wcześniej pan tłumaczył, planujecie budowę domu w Bielsku...
- Bardzo się cieszyliśmy z żoną, gdy dwa lata temu udało nam się w końcu odnaleźć wymarzoną działkę w Bielsku na dawnym Klementynowie. Pamiętam, że decyzję o warunkach zabudowy dostaliśmy tuż na początku pandemii. Okazało się, że załatwienie spraw urzędowych, projekt i uzyskanie pozwoleń w czasie zamkniętych urzędów będzie nie lada wyzwaniem. Jesteśmy na ostatniej prostej, w ostatnim liście ze starostwa otrzymaliśmy informację o zgromadzeniu wszystkich niezbędnych dokumentów do uzyskania pozwolenia na budowę. Trudno przewidzieć co nas czeka w drugim półroczu 2021, ale z całą pewnością dopniemy swego. Taki jest plan i w zasadzie „zamiar stałego pobytu” nigdy nie uległ zmianie. Obecny stan uważam za okres przejściowy. Do tej pory mogłem liczyć na ludzką życzliwość i wyrozumiałość, ale ostatni rok był wyjątkowy. Dzisiaj dostrzegam, że trafiliśmy na wojnę z niewidzialnym przeciwnikiem, którym jest COVID-19. A wojna jak ta sprzed 80 lat z jednych wydobywa najlepsze cechy, które pozwalają ryzykując życiem ratować Żydów, innych ten lęk poprowadzi do chęci rozliczeń, donosicielstwa itd. Ludzie różnie reagują na stres. To smutne, ale pogodziłem się z tym.
Wróćmy jednak do kwestii pana mandatu radnego. Czy jeśli rada lub wojewoda go odbiorą, będzie się pan odwoływał?
- Przygotowujemy z prawnikiem kilka pozwów z uwagi na to, że zostałem zaatakowany nie tylko ja, ale też moja żona oraz mój ojciec jako właściciel posesji. W razie wygaszenia mandatu będziemy się odwoływać, bo to tak czysto po ludzku, nieprzyzwoite. W ostatnich tygodniach otrzymałem niespotykane dotąd wsparcie od rodziny i znajomych, którzy w większości stukali się w czoło. Wielu nie rozumiało, o co chodzi. Rozmawiałem z paroma sołtysami, którzy upierali się, że rolą sołtysa jest bronić swoich mieszkańców niekiedy przed urzędnikami, nie mogli uwierzyć w to co mnie spotkało.
O co chodzi z tymi ściekami wylewanymi na drogę i czy da się coś z tym zrobić?
- Problemem jest rodzina sołtysa. To nasze bliskie kuzynostwo (pradziadkowie byli rodzeństwem) i to mnie chyba najbardziej zabolało. Czujemy, że nas pohańbili, ponieważ jeszcze we wrześniu zaproszono nas z żoną na wesele rodzonej siostry sołtysa. Zaproszenie przyjęliśmy i w niczym nie uchybiliśmy gościnie. Wsparłem sołtysa, gdy dwa lata temu na początku kadencji zorganizował we wsi festyn. Przygotowaliśmy wtedy bigos na kilkadziesiąt osób, nie oczekując poklasku. Właściwie dopiero przy okazji ataku dowiedziałem się od mieszkańców wsi, że sołtys terroryzuje swoich sąsiadów. Mieszkańcy mi opowiedzieli, że do wsi regularnie przyjeżdża policja z uwagi na zgłoszenia. Na domu sołtys zainstalował kamerę skierowaną na naszą posesję. Kamera jest również niedaleko na innym domu, skierowana na dom sąsiadów. Na czym polega problem związany z zalewaniem drogi? Wieś jest tak ukształtowana, że wody opadowe spływają po naszej stronie na ulicę, po drugiej stronie ulicy do rowu za stodołami. Przy roztopach woda po naszej stronie leci na ulicę, w której inwestor (to droga powiatowa) nie zdecydował się umieścić kanału deszczowego. Trudno też mówić o ściekach w przypadku ekologicznej oczyszczalni, w którą mój tato zainwestował wiele lat temu jako pierwszy we wsi. To rzeczywiście boli, gdy padły tak absurdalne oskarżenia, zwłaszcza że taka instalacja powinna być wzorem dla innych. Tym bardziej że została sfinansowana w całości przez naszą rodzinę, gdyż nie było wówczas w gminie żadnych dofinansowań na tego typu inwestycje. Co można z tym zrobić? Można złożyć pozew o naruszenie dóbr osobistych i właśnie to zrobiliśmy. Wiem, że na sprawiedliwość przyjdzie nam czekać wiele miesięcy. Żyjemy w sytuacji prawnej, w której kuleje domniemanie niewinności, a bardzo łatwo kogoś pomówić.
Sam przepis dotyczący zamieszkiwania przez radnych na terenie gminy, w której sprawują mandat, może wydawać się dość przestarzały, ale dura lex sed lex (surowe prawo, ale prawo). Cała sprawa sprowadza się właśnie do interpretacji prawa. Można je interpretować na pana korzyść. Co jeśli jednak rada, wojewoda lub ostatecznie sąd zinterpretują przepisy na pana niekorzyść i pana odwołają? Teoretycznie procedury można przedłużać aż do końca kadencji i kolejnych wyborów? Ale co później? Będzie pan po raz kolejny starał się o mandat radnego?
- To moja ostatnia kadencja w Radzie Miasta. Od początku jest orką na ugorze. Przynajmniej dla kogoś, kto nie boi się wyrażać swojego zdania. Mam wrażenie, że jestem najbardziej atakowanym radnym w tej kadencji. Obrywałem, popierając burmistrza w kwestii zmiany metody obliczania opłat za gospodarowanie odpadami. Obrywałem, gdy sprzeciwiałem się burmistrzowi, gdy ten postanowił oddać marszałkowi dom przy Placu Ratuszowym. Wiele złego zrobiła nam pandemia i sesje on-line. Radni zatracili wobec siebie życzliwość, zaczęły się wycieczki osobiste i ataki. Wciąż mam swoje pomysły na rozwój Bielska, ale wiem jak trudno będzie je obecnie, wobec tak dużego kryzysu w finansach publicznych w samorządzie, wdrożyć. Liczę się z utratą mandatu. Jestem człowiekiem aktywnym zawodowo i poświęcę się wtedy innym aktywnościom o charakterze społecznym. Muszę przyznać, że ta sytuacja kosztowała mnie sporo zdrowia. Ostatnie tygodnie przebywałem na zwolnieniu. W końcu jestem tylko człowiekiem.
W gminie Orla raczej nie chce pan kandydować?
- Mógłbym pewnie na wójta. Wójt może mieszkać, gdzie chce…
Dziękuję za rozmowę.
(bisu)