Taką historię trudno sobie wyobrazić. Pewnego dnia dostajesz wezwanie do zapłaty kolosalnej kwoty za coś, czego nigdy nie kupowałeś. Nie jesteś w stanie wyjaśnić, skąd się wziął dług. Dzwoniąc, by to ustalić, słyszysz, że przecież wysyłano ci faktury i nie płaciłeś. Ty jednak nic o tym nie wiesz. A jedyne, o co możesz prosić to rozbicie długu na raty. Jednak nawet rat nie jesteś w stanie płacić. W końcu dostajesz nakaz z sądu, w którym nigdy na żadnej rozprawie nie byłeś...
Taką historię napisało życie.
Do naszej redakcji przyszedł Jarosław Zalewski z Bielska Podlaskiego. Był roztrzęsiony z nerwów. Poprosił o pomoc, bo dostał wezwanie z sądu do zapłaty ponad 10 tys. zł plus jeszcze prawie 3 tys. zł kosztów i odsetek. W dodatku spłaty ma dokonać w terminie dwóch tygodni.
- Nie wiem co robić - żalił się zdenerwowany. - Nie wiem skąd ten dług. Nie mam czym go spłacić.
Z dokumentów, które pokazał, wynikało, że w 2019 roku podpisał umowę z telefonią komórkową. Na co dokładnie nie wiadomo, być może na usługi telefoniczne, internet, może też wziął telefon na raty. W każdym razie umowa była kosztowna, bo się okazało, że po roku długi ma na ponad 10 tys. zł.
Wszystko wskazuje na to, że ktoś, podszywając się pod pana Jarosław, zaciągnął zobowiązanie, które obecnie miał on spłacać.
- To już nie pierwszy raz - opowiada pan Jarosław. - Jakiś rok temu byłem przesłuchiwany, bo okazało się, że ktoś nabrał na moje nazwisko ogromnych kredytów na jakieś komputery lub inny sprzęt elektroniczny. Nie dostałem żadnych wezwań do zapłaty czegokolwiek. O tamtych długach dowiedziałem się od policji, która sama się do mnie zgłosiła. Wcześniej nic o nich nie wiedziałem. Nie dostałem żadnych wezwań do zapłaty. Śledczy powiedzieli mi, że długi te zaciągnięto przez internet, a ja nie umiem nawet obsługiwać komputera. Przesłuchiwano mnie w Bielsku, ale śledztwo prowadzili policjanci z Krakowa. A ja w Krakowie byłem ostatni raz w podstawówce. Te oszustwa były robione na większą skalę, bo ja nie byłem, ani pierwszym, ani ostatnim poszkodowanym. W każdym razie tamtych zobowiązań spłacać nie musiałem.
Pan Jarosław myślał, że tamta sprawa jest już zamknięta. Okazuje się jednak, że to nie koniec jego problemów. Ba, teraz dostał już sądowe wezwanie do zapłaty 10 tys. zł.
Jak do tego doszło, że takie wezwanie otrzymał już z sądu? Gdy go o to zapytałem, wyjął jedno z pism otrzymanych od telefonii komórkowej w lutym ubiegłego roku. Już wtedy opiewało na tę kwotę 10 tys. zł
- Podobnych pism dostałem z trzy, ale zwykłym listem, bez żadnych pieczątek - mówi pan Jarosław. - Nawet któregoś razu zadzwoniłem na wskazany w piśmie numer infolinii, tłumaczyłem, że nie podpisywałem żadnej umowy z tym operatorem telefonii komórkowej. Od lat mam ten sam telefon, w tej samej sieci. Konsultant stwierdził jednak, że jedyne co mogę zrobić to rozbić płatność na raty i spłacać ją po tysiąc złotych miesięcznie. Odpowiedziałem tylko, że nie mam możliwości spłacania takich rat.
Gdy zapytał konsultanta, dlaczego nie otrzymywał wcześniej wezwań do zapłaty, faktur lub umowy, usłyszał, że wszystko to wysyłane było na maila.
- Ale ja nie mam maila, nawet komputera i internetu nie mam - wyjaśnia zbulwersowany mężczyzna,
Później pan Jarosław szukał jeszcze pomocy u prawników i rzecznika praw konsumentów, którzy działają przy starostwie powiatowym. Był to jednak czas pandemii. Bielsk był wówczas epicentrum zachorowań w regionie. Urzędy działały w ograniczonym stopniu. Nasz Czytelnik bezskutecznie próbował dostać się do instytucji pomocowych lub się do nich dodzwonić i ostatecznie zrezygnował. Wezwania przestały przychodzić, więc uznał, że całe to zadłużenie zostało zakwalifikowane do śledztwa, w którym był przesłuchiwany.
O sprawie już prawie zapomniał, ale przypomniało mu o nim wezwanie z sądu.
Wniosek do sądu o wystawienie nakazu zapłaty skierowała już nie telefonia komórkowa, a firma windykacyjna, która prawdopodobnie wykupiła dług. A sprawę skierowała do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód, w którym większość procedur i przepływ dokumentacji odbywa się elektronicznie.
Po rozmowie z panem Jarosławem i przejrzeniu dokumentów, które przyniósł, poradziłem, by zgłosił sprawę policji, bo prawdopodobnie znów padł ofiarą oszustwa. Napisałem też w jego imieniu pismo do sądu, w którym odwołał się od wystawionego nakazu zapłaty, tłumacząc w nim, iż całe zobowiązanie to prawdopodobnie wynik przestępstwa. Pismo te pan Jarosław podpisał i wysłał listem poleconym do sądu. Zgodnie z sugestią zrobił to tego samego dnia, bo już upływał termin na odwołanie od decyzji sądu. Po jego upływie decyzja sądu by się uprawomocniła i windykatorzy mieliby zielone światło do ściągania długu.
Pan Jarosław był zdenerwowany i zdezorientowany, poprosił, by także na policji towarzyszył mu dziennikarz. Na komendę poszliśmy razem. Trochę zajęło, zanim wytłumaczyliśmy dyżurnemu całą dość skomplikowaną sytuację. Pan Jarosław był cały w nerwach, w pewnym momencie musiał wyjść na zewnątrz, bo się źle poczuł. Później zszedł do nas funkcjonariusz wydziału kryminalnego. Policjanci dziwili się, że pan Jarosław sprawę zgłasza dopiero teraz. Dopytywali go także, czy nie otrzymywał wezwań do zapłaty długu od operatora komórkowego i firmy windykacyjnej. Ale oprócz wspomnianych listów nic nie miał. Nie miał także danych dotyczących śledztwa prowadzonego przez policję z Krakowa.
- Byłem kilka razy przesłuchiwany w Bielsku, rozmawiałem też z dzielnicową, ale nie otrzymałem żadnego pisma czy wezwania. Po prostu po jednym przesłuchaniu umawialiśmy się na kolejne. Na koniec podpisałem tylko swoje zeznania i tyle - tłumaczył.
Policjantowi udało się jednak ustalić numer sprawy. Dzięki temu mogliśmy ją podać w piśmie do sądu. To powinno wstrzymać całą procedurę ściągania od pana Jarosława długu, którego nie zaciągnął. W ostatnim momencie, bo gdyby pismo zostało wysłane kilka dni później, decyzja sądu by się uprawomocniła i firma windykacyjna zaczęłaby ściągać należność. Teraz prawdopodobnie będzie stratna.
Policjanci, rozmawiając z panem Jarosławem, kilkakrotnie zwracali uwagę, że niepotrzebnie ignorował pierwsze wezwania do zapłaty. Telefoniczna rozmowa z konsultantem operatora sieci komórkowej nic do sprawy nie wniosła, nawet jeśli była nagrywana. W takich sytuacjach najlepiej jest pisemnie odpowiedzieć na wezwanie do zapłaty. W pisemnej odpowiedzi poprosić o kopię umowy oraz wyjaśnić, że takiej umowy się nie zawierało. Pan Jarosław przyznał, że po prostu nie orientuje się w tych wszystkich procedurach, ostatnio w dodatku podupadł na zdrowiu, miał operację, był w szpitalu. Jednak jeśli sam nie był w stanie zorientować się, o co chodzi z wezwaniem do zapłaty tak dużej kwoty i nie potrafił sporządzić pisma do instytucji, która się domaga od niego pieniędzy, to powinien do skutku szukać pomocy u prawników, w urzędach, mediach czy na policji. Brak reakcji nie powstrzymuje procedur. Taka bierność mogłaby skutkować tym, że ostatecznie musiałby spłacić dług, którego nie zaciągnął i to z odsetkami.
Na szczęście prawdopodobnie całą sytuację udało się wyjaśnić.
- A już się zastanawiałem skąd wziąć pieniądze - przyznaje pan Jarosław. - Myślałem o kredycie, chciałem nawet prosić księdza o wsparcie. Do Waszej redakcji też właściwie szedłem z prośbą o pomoc w spłacie długu. Już przestałem wierzyć, że da się to odkręcić.
Nie wykluczone, a właściwie bardzo prawdopodobne, że podobnych wezwań do zapłaty pan Jarosław w przyszłości będzie dostawał więcej skoro już ktoś się pod niego podszywa.
Ciągle nie wiadomo, jak oszuści przejęli dane pana Jarosława. Być może wyjaśni to prowadzone śledztwo.
(bisu)