W słoneczny, choć mroźny czwartkowy poranek bielski rynek zapełnił się ludźmi. Wczorajsza wiadomość o kolejnym lockdownie wywołała pewien niepokój, ale tym razem oznak paniki nie było żadnych. Pomału się przyzwyczajamy.
Przeważa opinia, że galerie może zamkną, ale rynku nie, bo rząd już nie ma pieniędzy, aby wypłacać postojowe. Bielszczanie robili więc zakupy, jak co czwartek.
Dziś dało się odczuć, że zbliża się Wielkanoc. Za dyszkę można było dostać ozdobną palmę wielkanocną. Nie zabrakło też innych ozdób świątecznych. Co ciekawe - wśród ozdób typowych, jak przystrojone koszyczki wielkanocne za około 20 zł czy serwetkteż i znalazły się koguty, zresztą bardzo ładne. Zwykle były baranki i kurczaczki, a teraz koguty. Asortyment niewątpliwie wzbudził zainteresowanie. Cena takiego koguta to mniej więcej 40 zł, a cały zestaw ptaków - 130. Kobieta, która sprzedawała te wyroby zapewniała, że przed świętami obchodzonymi według kalendarza juliańskiego również rozstawi stoisko.
Także na innych stoiskach ruch był całkiem spory. Pysznych cynamonek już nie było po godzinie 9.00, zostały jedynie makowce po 9 zł za opakowanie. Było ich sporo, ale chętnych na nie też nie brakowało. Średnia cena jabłek na bielskim rynku to około 3 zł za kilogram. Były też po 2,50 zł, ale jak poinformował sprzedawca, który przyjeżdża do Bielska aż spod dalekich Łosic, to tzw. jabłka pogradowe (przez sad przeszedł grad i uszkodził owoce). Gospodarz z Denisek, który co czwartek rano melduje się na bielskim rynku, też przyznał, że już sprzedał trochę cebuli i kilka słoików z marynowanymi grzybami.
(ms)