Stosunkowo ciepły i słoneczny dzień spowodował, że na bielskim targowisku zaroiło się od klientów. Może i frekwencja nie aż tak dobra, jak kiedyś przed pandemią i związanymi z nią ograniczeniami, ale postęp widać i nie ma już takiej bryndzy jak w styczniu i lutym.
Na bielskim bazarku coraz więcej kupujących i sprzedawców. Pojawili się również ci spoza miasta, ostatnimi czasami omijający Bielsk ze względu na trudna warunki pogodowe na drogach. Wreszcie stragany i stoiska rozstawiły się prawie aż do ulicy Poświętnej, czyli niemal tak jak w czasach największej prosperity bielskiego bazarku.
Pojawili się też znów rolnicy z pobliskich miejscowości sprzedający czosnek i cebulę, a także przetwory w słoikach: paprykę, grzyby marynowane i inne marynaty a także oskubane kury i kaczki własnego chowu. Cena takiego słowiczka przetworów to mniej więcej 8 złotych. Są też pestki z dyni i drób wiejski. Dzisiaj nawet było widać chętnych. Wróciły sery korycińskie i smaczne pieczywo, czyli prawie normalnie, gdyby nie obowiązkowe maski na twarzach i trzeba było przyznać, że trudno było dziś znaleźć na rynku osobę, która nie miałaby zasłoniętej twarzy. Dowód to na to że człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do najdziwniejszych rzeczy.
Średnia cena jabłek za kilogram to mniej więcej 3 zł, gruszki droższe, bo po pięć złotych. Na stoisku z wiklinowymi koszami pojawił się akcent świąteczny. Można było kupić stroik do koszyczka wielkanocnego - kosztował 9 złotych.
(ms)