Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, że władze miasta rozważają przekazanie Urzędowi Marszałkowskiemu budynku komunalnego przy ul. Plac Ratuszowy, popularnie zwanego domem Cytrynki.
Dom ten wyceniono na niespełna 300 tys. zł, ale okazuje się, że miasto chce go urzędowi marszałkowskiemu przekazać za darmo.
Czytaj też: Jest szansa na uratowanie tzw. drewnianego domu Cytrynki przy ratuszu? Miasto chce go sprzedać
- Marszałek Województwa Podlaskiego zwrócił się do mnie z propozycją przekazania budynku przy ulicy Plac Ratuszowy 9 na cele publiczne - stworzenie w tym miejscu nowej instytucji kultury o znaczeniu ponadlokalnym. W związku z tym, że wartość działki przekracza 100 tys. zł, na najbliższej sesji Rady Miasta radni będą głosowali za podjęciem bądź odrzuceniem uchwały w tej sprawie - stwierdził Jarosław Borowski, burmistrz Bielska.
Obecnie propozycja ta jest dyskutowana w poszczególnych komisjach rady miasta. No i u niektórych budzi wątpliwości.
Część radnych od dłuższego czasu - jeszcze przed wyborami samorządowymi - dopytywała o plany odnośnie tego budynku. Wiele osób zwracało uwagę, że obiekt ten jest częścią ostatniej w centrum miasta pierzei z tradycyjną drewnianą zabudową. Radny Artur Żukowski proponował nawet, by w miejscu tym powstało muzeum Znachora (w nawiązaniu do filmu, który był kręcony właśnie w tej części Bielska) i lub punkt informacji turystycznej z kawiarenką.
Propozycja marszałka wydaje się wychodzić naprzeciw tym pomysłom.
Jak przyznaje burmistrz, miasta a takie przedsięwzięcie po prostu nie stać.
- Budynek jest w złym stanie technicznym, ale Wojewódzki Konserwator Zabytków nie zezwolił Urzędowi Miasta na jego rozbiórkę, a wręcz nakazał podjęcie wszelkich kroków, aby ten budynek uchronić w jego obecnym kształcie. Koszt jego uratowania szacujemy na około 3 miliony złotych. Naszego samorządu dziś nie stać na taką inwestycję. Dlatego też pozwalam sobie na umieszczenie tej oto sondy - napisał burmistrz na Facebooku. To właśnie tam zorganizował sondę z pytaniem, co na przekazanie budynku powiedzą mieszkańcy.
Budynku nie można zburzyć, miasto nie ma pieniędzy na jego remont i zagospodarowanie. Obecnie został otoczony ogrodzeniem z blachy i czeka, albo na inwestora, albo na zawalenie się lub pożar. Marszałek ma zamiar go wykorzystać.
Wielu osobom i radnym i mieszkańcom nasuwa się pytanie, co w domku marszałek ma zamiar zrobić. Według zapewnień, które otrzymał burmistrz, ma tam powstać coś na kształt ośrodka w Krasnogrudzie. Tam w dawnym dworku Miłosza, po generalnym remoncie, powstało Międzynarodowe Centrum Dialogu.
Jednak dom w Bielsku to stara mieszczańska chata. Daleko mu do dworku, ale faktycznie jest duży. Niegdyś mieszkało tam kilka rodzin.
Nie brakuje jednak wątpliwości. Mówili o nich radni na komisjach, ale także mieszkańcy. Nieruchomość w ścisłym centrum miasta, nawet z rozwalającym się budynkiem, ma swoją wartość. Oddanie jej za darmo to pozbawienie miasta majątku.
Z drugiej strony, miasto nie oddaje tego na stracenie, tylko samorządowi wojewódzkiemu, który ma pieniądze, by wyremontować budynek i przeznaczyć go na cele publiczne, czyli z korzyścią dla mieszkańców.
Wątpliwości może rodzić też wycena wartości nieruchomości i koszt remontu budynku. Niespełna 300 tys. zł za działkę tuż obok ratusza nie wydaje się wygórowaną ceną. Natomiast 3 mln zł, jako koszt remontu drewnianego domu, wydaje się kwotą astronomiczną. Astronomiczną dla prywatnej osoby, ale nie dla urzędu, który musi spełniać wszystkie administracyjne wymogi i realizować inwestycje zgodnie z przepisami dotyczącymi zamówień publicznych.
Burmistrz takie wysokie koszty remontu domu tłumaczy jego bardzo złym stanem technicznym. Zniszczenia budynku oceniono na 80 proc. Duży koszt to także wyposażenie budynku. Nie ma w nim przecież sensownej łazienki, ogrzewania, instalacji elektrycznej, czy sieci wodno-kanalizacyjnej. Do wymiany jest także cały dach, część ścian, fundamenty, podłogi, stropy. A wszystko należy wykonać zgodnie z wymogami konserwatora zbytków, a to znacznie podnosi koszty.
Ale i tak wielu naszych rozmówców i komentatorów stwierdziło, że obrotny prywatny właściciel taki remont zrobiłby za kilkaset tysięcy złotych, maksymalnie za pół miliona. Trudno tę opinię podważyć. Niestety, inwestycje publiczne realizowane przez samorządy zawsze są droższe niż te, które wykonywane sposobem gospodarskim.
- Wydaje mi się też, że gdyby wystawić ten dom na sprzedaż w ramach otwartego przetargu, to można by za niego dostać dużo więcej niż kwota wyceny - usłyszeliśmy od jednego z radnych. - A to przecież dochód dla kasy miasta. Rozmawiałem z osobami, które znają się na rynku nieruchomości i one również podzielają tę opinię.
Sprzedaż takiej nieruchomości nie jest jednak prosta.
Nie brakuje też komentarzy, że lepiej, by miasto przekazało tę nieruchomość władzom województwa niż nie robiło nic i pozwoliło, by budynek popadał w ruinę i zamiast być ozdobą centrum, psuł jego wizerunek.
Warto przypomnieć, iż władze Bielska parokrotnie oddawały lub zbywały praktycznie za bezcen miejskie nieruchomości. Przykładem jest Dworek Smulskich na Hołowiesku, który obecnie należy do parafii Najświętszej Opatrzności Bożej lub budynek miejskiego przedszkola przy ul. Rejtana, gdzie obecnie mieści się prawosławne przedszkole, szkoła oraz Dom Kultury Prawosławnej, który swego czasu otrzymała prawosławna parafia pw. Narodzenia NMP. Obie te nieruchomości zostały przez nowych gospodarzy wzorowo zagospodarowane. Obiekty odzyskały blask i zaczęły tętnić życiem. Ba, stały się nawet lokalnymi centrami życia społecznego i kulturalnego. Dużo gorzej poszło z budynkiem dawnego żłobka przy ul. Poświętnej, niedaleko bazyliki. Miał tam powstać dom starców, ale parafii nie udało się zrealizować inwestycji. Miasto jednak nieruchomości nie odebrało, a przejął ją Caritas. Budynek żłobka był w tak opłakanym stanie, że w końcu trzeba było go zburzyć. Ciągle jednak, na owym właścicielu ciąży obowiązek wykorzystania jej zgodnie z celem, na który miasto nieruchomość zbyło.
Przyszłość tzw. domu Cytrynki będzie przedmiotem dyskusji na poniedziałkowej sesji sejmiku województwa i wtorkowej sesji miasta.
(bisu)