Aura bardziej jesienna niż zimowa i padający deszcz nie przegonił z czwartkowego rynku kupujących. Było widać, że ci szukali prezentów.
Największy tłok był przy stoisku ze słodyczami. Niewielki tłum przepychał się między sobą. Wyłożonego towaru jednak było dużo i na pewno każdemu starczyło. Tym bardziej, że sprzedawca dostawiał pudełka to ze świątecznymi mikołajami z czekolady, to z ciastkami.
Kolejki było widać też przy kilku budkach z pieczywem i rybami. Co chwila ktoś pytał o cenę kapusty i ogórków kiszonych. Jeden ze sprzedawców liczył sobie 7 zł za butelkę i 15 zł za wiaderko. Do świątecznego obiadu jak znalazł.
W kilku miejscach było widać świąteczne gadżety. Zainteresowanie nimi jednak było słabe. Owszem, ludzie kupowali je, ale był to raczej pojedyncze osoby. Niemałe poruszenie wywołał chyba tylko pan z pościelą. Oczywiście - świąteczną. Widocznie niektórzy chcą się przykryć do snu Świętym Mikołajem. Na bielskim rynku można też kupić jemiołę. Wczoraj ściętą, idealną do powieszenia pod sufitem i - trzeba przyznać - piękną.
- Ale nikt o nią nie pyta - mówi sprzedająca jemiołę pani. - Sprzedaję za 25 zł, ale pewnie będę musiała zejść z ceny.
Ludzi nie było też na stoiskach z odzieżą. Mimo że handlowcy wyłożyli towar mało kto tam zaglądał. Podobnie jak na plac z choinkami. Drzewek było sporo, ale stali przy nich głównie handlarze.
Wchodząc dziś na bielski rynek wydawało się, że ten zamarł. Nie było wielu sprzedawców ani ludzi. Handel przeniósł się jednak w końcowe rejony targowicy, gdzie można kupić po prostu tańsze produkty.
(mb)