Przyprószone śniegiem miejskie bałwany pod ratuszem czekają na podłączenie do prądu. Wokół nich uwijają pracownicy służb miejskich, starając się aby mogły zaświecić pełnią świątecznego blasku, co stanie się zapewne wkrótce.
Tymczasem na bielskim rynku w mroźny grudniowy poranek jeszcze nie widać świątecznej atmosfery. Wprawdzie jest zimno i tym samym zimowo, nawet gdzieniegdzie resztki śniegu, ale to jeszcze nie to.
U sprzedawców z drobiazgami można oczywiście dostać lampki choinkowe w różnych cenach po kilkanaście, dwadzieścia złotych - mniej więcej. Jest też trochę świecidełek, bałwanków święcących i choinek, ale znów nie tak dużo. Widać natomiast kupujących, którzy są zainteresowani świątecznym asortymentem.
Długie kolejki ustawiają się natomiast do stoisk z mięsem, rybami czy też słodyczami. Co jak co, ale wędliny kupione na rynku są jakby smaczniejsze od tych w sklepie. Kto ma np. ochotę może kupić gęś w całości, tzn. już oskubaną. Trzeba liczyć się wtedy ze sporym wydatkiem. Sprzedawczyni życzyła sobie np. 100 zł za taką gąskę. Czy jest to dużo czy też mało powinni wiedzieć sami amatorzy tego mięsa.
Marynowane grzybki dzisiaj w słoikach po 20 zł. Miód też w zależności od słoika. Za mały trzeba zapłacić 20 zł, a za większy 40 a nawet 50.
Nie ma to jak kupić zestaw ośmiu baterii alkalicznych za 5 zł. W sklepie zapłacimy kilkanaście i to za cztery sztuki.
(ms)