Może niekiedy rację mają ci ludzie, którzy radzą wyłączyć telewizor i komputer i po prostu wyjść na miasto i pospacerować. Bombardowani codziennie negatywnymi wiadomościami żyjemy w strachu, co zdecydowanie odbija się na naszej psychice i zdrowiu. Bielski rynek może okazać się więc odskocznią.
Tym niemniej, nie wszyscy mogą albo i nie chcą, co zrozumiałe, siedzieć w domu. Żyć z czegoś trzeba. Trzeba kupić coś do jedzenia i nie tylko. Życie toczy się dalej. Nawet w czasie okupacji, choć było zdecydowanie trudniej, ludzie musieli jakoś sobie organizować zaopatrzenie i załatwiać przyziemne sprawy.
Dzisiaj mieszkańców Bielska przywitał wietrzny, choć pogodny poranek. W takich sytuacjach czasem wtedy mówi się, że powietrze jest rześkie. Nie wszyscy więc handlowcy rozstawili namioty, aby ich wiatr nie porwał.
Na rynku, jak to na rynku - jedni narzekają, że jak na czwartek mało kupujących, a inni, jak pewien rolnik spod Denisek, że wręcz odwrotnie. Jak twierdził sporo dzisiaj uhandlował. Zresztą on jest cały czas optymistą i przyjmuje życie takim jakim jest, nie zadręczając się zbytnio.
Dzisiaj - jak stwierdził - znakomicie poszła mu sprzedaż suszonych grzybów, borowików i innych grzybów, a także cebuli i czosnku.
Na rynku spory wybór smakołyków marynowanych. To przede wszystkim grzyby i papryka. Do tego kiszonki, ogórki, kapusta. Słoik grzybów marynowanych, w zależności od wielkości, to koszt od 8 zł, ale raczej w przedziale 15-20 zł.
Ludzie nie tylko sprzedają. Niektórzy z kupujących szukają specyficznego towaru, który nie często można dostać na rynku. Jeden pan dla przykładu szukał akordeonu.
(ms)