W Bielsku nad ranem popadał deszczyk. Na tyle niewyraźny, że sami sprzedawcy na rynku nie wiedzieli za bardzo czy przykrywać towar folią, czy też sobie darować.
Jednak nie to ich trapiło najbardziej. Wszyscy żyją w strachu, ze rząd znów wprowadzi lockdown i znów trzeba będzie zamknąć rynek. W przewidywaniu najgorszego, jakby więcej klientów robiło dzisiaj zapasy.
Do święta zmarłych jeszcze prawie miesiąc, ale na bielskim rynku pojawiły się pierwsze chryzantemy. Za donicę trzeba zapłacić 13-15 zł. Można też postawić na sztuczne kwiaty. Taki bukiet kosztuje jedyne 5 zł. Były i większe bukiety sztucznych kwiatków, odpowiednio droższe.
W dobie już wyraźnie odczuwalnej inflacji, czasem człowieka interesuje czy można coś kupić za przysłowiowego "zeta". Okazuje się, że całkiem sporo: długopisy, grzebyki, markery, różne szczotki do czyszczenia itp. Ale nie tylko. Na stoisku z niemiecką chemią znajduje się austriacki izotonik, zresztą bardzo smaczny, zawierający wiele witamin. Po za tym co można wyczytać z puszki, pijąc ten produkt wspieramy działalność organizacji pozarządowych, ale chyba w Austrii - należy się domyślać.
Sporą furorę dziś zrobiły regionalne wędliny z Ełku. Są obecne na naszym bielskim rynku od niedawna i do stoiska ustawiają się spore kolejki. Można było też kupić pączki i inne słodkie bułki na stoisku z regionalnym pieczywem. Nawet smaczne. Marynowane grzybki czy paprykę od rolnika można było dostać w cenie 10 zł za słoiczek.
(ms)