Po niespełna roku zakończył się proces Tomasza I., który teraz jest już prawomocnie skazany za spowodowanie śmierci 37-letniego Dawida W. w czasie bójki przy bielskim ratuszu w październiku ubiegłego roku. Dawid W. po otrzymaniu ciosów upadł na brukowane podłoże, stracił i już nigdy nie odzyskał świadomości. Osierocił trójkę małych dzieci.
Dziś odbyła się rozprawa apelacyjna od wyroku pierwszej instancji wydanego przez Sąd Okręgowy w Białymstoku. Sąd pierwszej instancji skazał Tomasza I. na pięć lat więzienia, przyjmując za prokuratorem, iż jest on winny spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego wynikiem była śmierć. Nakazał też wypłatę zadośćuczynienia wdowie i dzieciom Dawida W.
O wyroku pierwszej instancji czytaj więcej: Pobicie przy ratuszu w Bielsku. Sprawca śmierci Dawida W. skazany, ale chwilowo wyszedł na wolność
Od tego orzeczenia odwołały się obie strony. Obrońca Tomasza I. domagał się zmiany kwalifikacji czynu na nieświadome spowodowanie śmierci, a co za tym idzie także niższej kary. Oskarżyciel posiłkowy, czyli pełnomocnik wdowy (mecenas Piotr Iwaniuk), który domagał się, by zasądzono od skazanego pełną kwotę, którą jeszcze przed sprawą obie strony ustaliły.
Sąd Apelacyjny, który rozpatrywał odwołania, wydał wyrok iście salomonowy. Co prawda nie zgodził się z wnioskiem obrońców, by winę Tomasza I. uznać za nieumyślne spowodowanie śmierci, ale i tak postanowił zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary i skazać go nie na pięć, a na trzy lata więzienia.
- Sąd pierwszej instancji zasadnie przyjął, iż oskarżony odpowiada za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Przyjęte ustalenia faktyczne i kwalifikacja karna jest prawidłowa - stwierdził sędzia w uzasadnieniu.
Podkreślał, iż aby zastosować taką interpretację czynu, wystarczy jedynie domniemanie świadomego działania i brak wątpliwości co do jego konsekwencji. A właśnie z takim mamy do czynienia w tym przypadku. Zdaniem sądu oskarżony miał świadomość, że pokrzywdzony jest nietrzeźwy i ma związane z tym ograniczenia, a podłoże jest twarde. Mógł przewidzieć, że cios zadany pokrzywdzonemu spowoduje jego upadek, a uderzenie w twarde podłoże ciężkie obrażenia. W tym przypadku śmiertelne.
Sędzia dodał, że nietrzeźwość pokrzywdzonego była znaczna, bo badania zrobione kilka godzin po zdarzeniu wykazały 2,5 promila alkoholu.
- Zadając silny cios w głowę, oskarżony miał świadomość, że może wyrządzić znaczną szkodę - mówił w uzasadnieniu sędzia. - Uderzenie nie było jednokrotne. Najpierw oskarżony odepchnął poszkodowanego, później uderzył pięścią w twarz, po tym ciosie pokrzywdzony przysiadł. A później zadał jeszcze jeden cios, można rzec decydujący.
Kończąc ten wątek, zaznaczył, że nie ma wątpliwości, iż śmierć nastąpiła właśnie w wyniku tego ciosu. Zresztą potwierdzili to biegli.
Mimo to sąd postanowił zmniejszyć wymiar kary wymierzonej w pierwszej instancji i to do poziomu niższego niż przewiduje kodeks karny.
- Sąd uznał, że nawet najniższy wymiar kary za wskazane przestępstwo (spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym - red.), czyli 5 lat pozbawienia wolności, jest karą niewspółmiernie surową i w przypadku oskarżonego zachodzą przesłanki do jej nadzwyczajnego złagodzenia - kontynuował w uzasadnieniu sędzia.
Wyjaśnił, iż sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary ze względu na postawę sprawcy. Zwłaszcza gdy żałuje on popełnionego czynu i dąży do naprawienia wyrządzonej szkody. A taką postawę w ocenie sądu widać w przypadku oskarżonego.
Zresztą widać ją było już w procesie w pierwszej instancji, a nawet w czasie postępowania prokuratorskiego. Nie da się ukryć, że podczas procesu naturalnie współczucie i żal wzbudzała śmierć Dawida W. oraz sytuacja wdowy i małych dzieci, ale także sytuacja, w której znalazł się sam Tomasz I. On sam, jak ustalono, wcale nie dążył do konfrontacji i z pewnością nie chciał, by miała ona tak tragiczne skutki. Był niewłaściwą osobą, w niewłaściwym miejscu i czasie.
Nawet prokurator podczas pierwszej rozprawy i w akcie oskarżenia zwracał uwagę, iż Tomasz I. nie zasługuje na wysoki wymiar kary, bo widać w nim skruchę i żal. Sam oskarżony podczas procesu w pierwszej instancji z łzami w oczach przepraszał wdowę po Dawidzie W., mówił, że do końca życia będzie żałował tego, co się stało i zrobi wszystko, by finansowo wynagrodzić jej utratę męża, a dzieciom ojca.
- Postawa oskarżonego nie budzi zastrzeżeń, wyraził skruchę i szczery żal, od początku poczuwał się do swojej winy, nie zgadzał się jedynie z wymiarem kary - wymieniał sędzia.
Czytaj też: „To się źle skończyło”. Proces w sprawie śmierci Dawida, który zginął podczas szarpaniny przy ratuszu
Jeszcze przed procesem, Tomasz I. przystał na ugodę i zobowiązał się do wypłaty zadośćuczynienia. Nawet nie czekając na wyrok i jego uprawomocnienie zaczął spłacać te zobowiązania. Najpierw zapłacił 50 tys. zł wdowie, później koleje 20 tys. zł. Tomasz I. już na pierwszym procesie zapowiadał, że sprzeda odziedziczone działki, by jak najszybciej móc spłacić przynajmniej część zobowiązań i wesprzeć finansowo wdowę po Dawidzie W. Słowa dotrzymał.
Właśnie ze względu na tę postawę sąd nadzwyczajnie zmniejszył mu karę do 3 lat więzienia. Zgodnie z praktyką, po odbyciu połowy tej kary, będzie mógł starać się o przedwczesne zwolnienie z więzienia. Zaliczone mu będą także trzy miesiące, które spędził w areszcie.
Obrońcy Tomasza I. od początku podnosili, że skrócenie mu kary, będzie także z korzyścią dla wdowy po poszkodowanym. Umożliwi bowiem zarabianie pieniędzy i spłatę zobowiązań.
Sad Apelacyjny wyszedł także naprzeciw oczekiwaniom pełnomocnika wdowy. Uznał bowiem, że sąd pierwszej instancji niepotrzebnie w wyroku uwzględnił tylko część kwoty zadośćuczynienia, którą razem ustaliły obie strony. Jak stwierdził dziś sędzia, w przypadku, gdy oskarżony od początku nie kwestionował i nie kwestionuje warunków zawartej ugody, nie ma podstaw, by w wyroku sądu nie uwzględnić całej uzgodnionej kwoty. Ta opiewa na 300 tys. zł. Z tego spłacone jest 70 tys. zł.
Wyrok jest prawomocny.
(bisu)