Nadkomisarz Leszek Krawiec ma 50 lat, od trzech lat kieruje Wydziałem Ruchu Drogowego bielskiej policji. Większość swojego życia spędził w mundurze. Pełnił różne funkcje. Jak to się mówi „z nie jednego pieca chleb jadł”. Pracę jednak zawsze traktował jak służbę i zawsze wyznawał zasadę, że do ludzi niezależnie od sytuacji należy podchodzić z szacunkiem. Traktować ich tak samo , jak samemu chciałoby się być potraktowanym na ich miejscu.
A jakie były początki jego przygody z mundurem?
Nie od razu został policjantem...
- Pierwszym mundurem, jaki założyłem, był ten wojskowy - wspomina Leszek Krawiec. - Po skończeniu technikum mechanicznego w Łapach rozpocząłem 18-miesięczną służbę zasadniczą. Odbywałem ją na lotnisku Zegrze Pomorskie. Byłem operatorem radiolatarni naprowadzającej samolot na lotnisko. Pamiętam, że mieliśmy do dyspozycji stare urządzenia nadające sygnał alfabetem Morse'a do pilotów.
Ciekawostką jest, że to właśnie m.in. załoga lotniska w Zegrzu obsługiwała samolot transportujący organy na jedną z pierwszych operacji przeszczepu serca przeprowadzoną przez profesora Religę.
- Pamiętam napięcie w trakcie tego przelotu – wspomina Krawiec. - Na szczęście lot odbył się bez większych problemów.
Choć przyznaje, że przy innych lotach zdarzało się, że sprzęt zawodził i sygnał trzeba było wystukiwać ręcznie.
Po opuszczeniu wojska, Leszek Krawiec założył inny mundur.
- W 1993 roku zostałem zatrudniony jako jeden z czterech strażników miejskich w Bielsku Podlaskim - wspomina. - Pracowałem tam przez cały okres istnienia tej instytucji w tym mieście, czyli przez sześć lat. Przez ten czas dobrze poznałem Bielsk i jego mieszkańców. Bielszczanie obdarzyli nas zaufaniem i zgłaszali się do nas z różnymi sprawami.
Po zlikwidowaniu straży miejskiej w 1999 roku Leszek Krawiec postanowił, że dalej chce pomagać ludziom i dbać o ich bezpieczeństwo. Obowiązki straży miejskiej powierzono policji, więc naturalnym było, że jako były strażnik miejski, znalazł sobie miejsce właśnie w jej szeregach. Nie było to jednak łatwe, jak każdy musiał przejść etap kwalifikacji. A chętnych do służby w policji nie brakowało, więc selekcja była ostra.
- Ale się dostałem - wspomina. - Po przeszkoleniu zacząłem służbę w bielskiej policji.
Jak większość początkujących policjantów, zaczął od patrolowania ulic.
- W ogniwie patrolowo-interwencyjnym, tak poprawnie nazywa się wydział, do którego trafiłem, służyłem stosunkowo krótko, tylko siedem miesięcy - opowiada Leszek Krawiec. - Później przełożeni powierzyli mi funkcję dzielnicowego.
To był dość szybki awans. Z pewnością na jego otrzymanie miały wpływ predyspozycje, ale też doświadczenie nabyte w straży miejskiej. W końcu to właśnie dzielnicowi, przejęli obowiązki strażników miejskich.
- Ale i na tej funkcji nie zostałem długo - opowiada naczelnik drogówki. - Po kolejnych siedmiu miesiącach zostałem skierowany na sześciomiesięczne szkolenie i powołany na stanowisko technika kryminalistyki. Przy okazji dokładnie poznałem jak od kuchni wygląda działanie policji na miejscach przestępstw i wypadków.
Technikiem kryminalistyki Krawiec był do 2003 roku. Później został skierowany na stanowisko zarządzania, czyli został dyżurnym, który przyjmuje wszystkie zgłoszenia i odbiera połączenia dzwoniących na numer alarmowy.
Był to kolejny awans, ale także wyzwanie.
Stawką czasem było ludzkie życie...
- To bardzo odpowiedzialna służba. Od dyżurnego bardzo dużo zależy. To on przyjmuje zgłoszenia i on decyduje o skierowaniu policjantów na interwencję - opisuje komisarz Krawiec.
Żeby zostać dyżurnym, również musiał przejść szkolenie i zdać egzamin. Ale prawdziwym sprawdzianem okazała się sama służba. Tu stawką nieraz bywa ludzkie życie. I Krawiec osobiście się o tym przekonał.
- Kiedyś podczas pełnionej służby przekierowano do mnie telefon od pana z miejscowości leżącej między Juchnowcem a Białymstokiem - wspomina nadkomisarz Leszek Krawiec. - Skarżył się on, że niedawno amputowano mu nogę. Mówił, że ma dość życia i chce je sobie odebrać. Sytuacja była poważna. Zacząłem z nim rozmawiać. Traf chciał, że członek mojej rodziny też miał podobną amputację, więc łatwiej mi było zrozumieć sytuację tego człowieka. Opowiedziałem mu o tym. Jednocześnie poinformowałem dyżurnego KMP w Białymstoku o sytuacji, a ten skierował na miejsce swój patrol.
Policjanci zastali mężczyznę trzymającego nóż i słuchawkę telefonu. Odebrali mu ostre narzędzie. Wszystko wskazywało na to, że gdyby nie empatia i doświadczenie życiowe dyżurnego, okaleczyłby się lub odebrał sobie życie. Krawiec otrzymał nawet nagrodę za swoją postawę.
- Ale to nie nagroda jest najważniejsza, lecz sama świadomość dobrze wykonanej pracy i tego, że udało się uratować komuś życie - podsumowuje Krawiec.
Na stanowisku dyżurnego Leszek Krawiec pracował około 4 lat. W trakcie służby dostał się do Wyższej Szkoły Policyjnej w Szczytnie. Łatwe to nie było, na 50 miejsc było 750 chętnych. Studiował zaocznie. Po trzech latach ukończył szkołę i zdał egzamin oficerski. Wkrótce później otrzymał nominację oficerską. Tę tradycyjnie podpisuje Prezydent RP.
Na służbie przydaje się doświadczenie, ale i ludzkie podejście do innego człowieka
W 2017 roku został powołany na naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego w Komendzie Powiatowej Policji w Bielsku Podlaskim.
- Jestem w nim do tej pory - mówi i widać, że jest zadowolony z tego, co robi. - W tej pracy przydaje się mi doświadczenie z poprzednich stanowisk.
Jako naczelnik drogówki komisarz Krawiec musi sprawnie zarządzać zespołem. W bielskiej drogówce służy 17 funkcjonariuszy.
Podwładnym zawsze powtarza: Niezależnie od sytuacji zawsze traktuj napotykanych ludzi tak, jakbyś sam chciał być potraktowany.
Tę zasadę sam stosuje od początku służby.
- Stosują ją także moi policjanci - mówi. - I to niezależnie od tego czy mają do czynienia z osobą kontrolowaną, kimś kto złamał prawo, czy nawet sprawcą wypadku. Oczywiście podstawą jest wykonanie swoich obowiązków służbowych, ale podczas kontroli lub w czasie interwencji związanej ze zdarzeniem drogowym, należy wszystkich uczestników traktować z szacunkiem i kulturalnie. Kiedyś nawet nasi policjanci otrzymali podziękowanie za właśnie takie zachowanie i to od sprawcy potrącenia. Dziękował w nim za profesjonalne, ale i ludzkie podejście funkcjonariuszy.
I wcale nie chodziło o brak kary, czy niski jej wymiar. Z listu wynikało, że ów sprawca był bardzo załamany tym, co się zdarzyło. Wypadek nie był śmiertelny, ale poszkodowany został ranny. Policjanci oczywiście wypełniając obowiązki, wskazali go jako winnego zdarzenia. Nie obyło się bez kary. Nie powiększali jednak jego poczucia winy. Widząc skruchę, wręcz podtrzymali go na duchu. W takich sytuacjach nadkomisarz Krawiec jest dumny ze swego wydziału.
- Mam bardzo dobrą ekipę - podkreśla. - Wszystkim życzę takiego zespołu. To są ambitne osoby, które są kompetentne i chcą rozwijać swoją wiedzę. Uczestniczą w kursach i szkoleniach, które podnoszą ich umiejętności, m.in. z szybkiej i bezpiecznej jazdy. Przekazują też wiedzę między sobą. Policjanci z dużym stażem, ciągle się rozwijają, ale też dzielą się doświadczeniem z młodszymi. Łączymy patrole tak, by współpracowali ze sobą doświadczony policjant i nowy. Nowy wykonuje czynności pod okiem starszego stażem. Chodzi o to, żeby nie tylko patrzył, ale, żeby sam uczył się w praktyce. Czasem jest tak, że starszy kolega po patrolu przychodzi do mnie i opowiada jak spisywał się młodszy stażem partner. Ostatnio usłyszałem, że „młody” jeździł dynamicznie, ale bezpiecznie, działał profesjonalnie. Bardzo mnie cieszy, kiedy starsi policjanci widzą potencjał w młodszych kolegach.
W kwestiach karania uczestników ruchu drogowego naczelnik również podkreśla, że czasem pouczenie może okazać się bardziej skuteczne niż mandat.
- Wszystko jednak ma swoje granice. Pobłażliwość również – dodaje. - Jakiś czas temu policjant opowiadał mi, że w tym samym tygodniu dwa razy zatrzymał kierowcę. Za każdym razem chodziło o to samo wykroczenie. O ile za pierwszym razem tylko go upomniał, to za drugim wiedział już, że ta forma jest nieskuteczna i wypisał stosowny mandat.
Naczelnik podkreśla, że najważniejszym celem służby policjantów jest troska o bezpieczeństwo.
- Temu podporządkowane są wszystkie nasze działania - mówi.
Na których drogach jest najbardziej niebezpiecznie?
- Najwięcej zdarzeń i to tych najtragiczniejszych w skutkach mieliśmy - tu nie będzie zaskoczenia - na krajowej 19 - mówi naczelnik. - Tu jest najwięcej kolizji i wypadków i też najwięcej ofiar śmiertelnych. W ubiegłym roku w powiecie mieliśmy kilkanaście śmiertelnych wypadków. Najtragiczniejsze, w których ginęły po dwie osoby, były właśnie na 19. Jeden taki wypadek miał miejsce w okolicach Bociek wiosną, drugi jesienią między Proniewiczami i Haćkami.
A co jest głównym powodem nieszczęść na drogach?
- Prędkość i brak wyobraźni u kierowców – mówi Krawiec, nie ukrywając, że nie jest to zaskakująca odpowiedź. - Dlatego robimy, co można, by eliminować z ruchu drogowego takie nieodpowiedzialne osoby. Współpracujemy z wydziałami ruchu drogowego policji w Siemiatyczach i Białymstoku oraz tzw. zespołem Speed, który powołany jest do ścigania tych najbardziej brawurowych kierowców. Średnio dwa razy w miesiącu wspólnie prowadzimy akcje. Dzięki temu w obrębie naszego powiatu w jednym momencie może być aż pięć radiowozów z wideorejestratorami. Głównie jeżdżą one po drogach krajowych, ale nie tylko. Dzięki temu z roku na rok zwiększa się liczba osób, którym odebraliśmy prawo jazdy. Tylko za tzw. 50 plus, czyli przekroczenie prędkości o 50 km/h w terenie zabudowanym w ubiegłym roku prawko straciło prawie 50 nieodpowiedzialnych kierowców. W 2018 roku było ich ponad 20. A tak prywatnie chciałbym uświadomić, że często taki pospiech nie ma sensu. Jeżdżąc do Białegostoku, wielokrotnie widziałem kierowców, którzy jechali agresywnie i wyprzedzali, kogo się da. A później auto, które mnie wyprzedzało zaraz za Bielskiem i tak widziałem na rogatkach Białegostoku, stojące dwa miejsca przede mną. Kierowca swoim pośpiechem nic nie zyskał. A w razie zderzenia z innym pojazdem lub potrącenia, prędkość z którą jechał miałaby tragiczne skutki.
Działania drogówki to nie tylko łapanie piratów drogowych.
- Prowadzimy też działania prewencyjne - wymienia nadkomisarz. - Spotykamy się z dziećmi i młodzieżą zwracając uwagę na bezpieczne zachowania na drodze. Rozdajemy odblaski, których używanie też jest bardzo istotne. Podczas takich akcji (a naczelnik często uczestniczy w nich osobiście - przypomina redakcja) zwracam uwagę, by odblasków nie trzymać w szufladzie, bo tam one nie uratują nam życia, a należy je przyczepić do torebki, kurtki, by służyły nam podczas wieczornych spacerów. Prawo nakłada obowiązek noszenia odblasków poza terenem zabudowanym, ale i chodząc w mieście warto je mieć przy sobie. Często zdarza się, że nawet wśród zabudowań drogi są słabo oświetlone, zgasła lampa, wtedy też musimy być widoczni dla kierowców.
Czasem trzeba zmienić oznakowanie na drogach
Jako naczelnik wydziału ruchu drogowego nadkomisarz konsultuje też wprowadzenie objazdów na drogach oraz monitoruje funkcjonalność oznakowań i regulację ruchu i ewentualnie wnioskuje ich zmianę.
- Dwa razy do roku kontrolujemy drogi krajowe w naszym powiecie, sprawdzamy oznakowanie poziome i pionowe oraz wprowadzona regulację ruchu - mówi Krawiec.- To samo regularnie robimy na drogach wojewódzkich, powiatowych i gminnych. Jeśli trzeba, składam wniosek o zmianę istniejących rozwiązań i znaków. Tak ostatnio było w Brańsku. Na mój wniosek zebrała się komisja złożona m.in. z przedstawiciela Powiatowego Zarządu Dróg (to była droga powiatowa) i burmistrza miasta. Wspólnie uznaliśmy, iż należy na tej drodze wprowadzić ruch jednokierunkowy. Prośbę o zainteresowanie się bezpieczeństwem w tym miejscu otrzymałem od samych mieszkańców. Szczególnie kłopotliwe było tam skrzyżowanie, przy którym znajdował się dodatkowo wjazd na posesję. Wprowadzenie ruchu w jednym kierunku powinno poprawić sytuację. Choć jestem świadom, że minie trochę czasu, zanim kierowcy się przyzwyczają.
Nie zawsze jednak zmiana oznakowania wystarczy.
- Najbardziej newralgicznym miejscem w Bielsku jest odcinek od ronda przy stacji paliw do skrzyżowania z ul. Wyszyńskiego - mówi Krawiec. - Wystarczy przejazd pociągu, jakieś nawet drobne zdarzenie, by zakorkowało się całe miasto i dwie drogi krajowe, które tu się łączą. Jedynym rozwiązaniem problemu jest budowa obwodnicy miasta, dlatego jak wszyscy czekam na budowę S19.
(bisu)