Alina Sobolewska, ustanowiona przez sąd zarządca Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek, poinformowała, iż nie ma jeszcze zatwierdzonego planu restrukturyzacji mleczarni.
Zarządca została ustanowiona, by przeprowadzić proces sanacji w spółdzielni. Zgodnie z prawem to ona ma decydować o wszystkich ważniejszych działaniach. Szefostwo Bielmleku wraz z prezesem Tadeuszem Romańczukiem ma uprawnienia jedynie do zwykłego zarządu. Proces sanacji to ostatnia deska ratunku przed upadłością Bielmleku.
Na początek głównym zadaniem zarządcy była wycena majątku spółdzielni i określenie szans na uniknięcie upadłości. Jako zarządca negocjowała też z wierzycielami możliwość umorzenia bądź odłożenia spłaty długów, jakie mleczarnia posiada.
Niedawno na sesji bielskiej rady miasta do radnych zwrócił się przedstawiciel zarządu Bielmleku Piotr Żukowski, prosząc o umorzenie podatku od nieruchomości za 2020 rok. Chodzi o prawie milion złotych. Przy okazji radni dopytali o zadłużenie spółdzielni. Sięga ono 160 mln zł.
Więcej o tym w artykule: Czy miasto umorzy podatek Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek? To prawie milion złotych
W dalszym etapie prac Sobolewska miała za zadanie opracowanie planu restrukturyzacji spółdzielni, który ma ją wyprowadzić na finansową prostą... I taki plan opracowała. Przedstawiła nawet radzie wierzycieli. Bez ich zgody plan nie może być wprowadzony. Wierzyciele jednak planu nie zaakceptowali.
Zarządca naniosła już poprawki zgodne z otrzymanymi uwagami. Nowy plan rada wierzycieli ma rozpatrzyć w drugiej dekadzie września. Po uzyskaniu akceptacji zostanie on złożony w sądzie. A później, po otrzymaniu zgody, wprowadzany w życie.
- Do tej pory nie ma sensu mówić o szczegółach tego planu - podkreśla Sobolewska.
Do naszej redakcji zgłosili się zaniepokojeni rolnicy, którzy obawiają się, że plan zakłada, iż będą oni musieli spłacić brakujące kwoty swoich udziałów, czyli to, czego najbardziej obawiają się w przypadku upadłości spółdzielni. Zgodnie z prawem udziałowcy - a są nimi właśnie rolnicy - odpowiadają za długi spółdzielni do wysokości swoich udziałów. Spać spokojnie mogą jedynie ci, którzy wpłacili całą kwotę - choć i to niekoniecznie. Kwota udziałów opiewała na 50 tys. zł. Rolnicy spłacali udziały, oddając na nie procent od kwoty otrzymywanej za zdawane mleko. Wielu w ten sposób spłaciło zaledwie 20-30 tys. zł. Tuż przed pojawieniem się problemów w spółdzielni zarząd podjął decyzję o podwyższeniu kwoty udziałów do 100 tys. zł. Dzięki temu otrzymał kredyt. Później zarząd informował, że tę decyzję unieważniono, ale dalej rolnicy nie mają pewności, że bank lub komornik nie upomni się o udziały w wysokości 100 tys. zł. Teraz nie dość, że wielu gospodarzom spółdzielnia zalega z zapłatą za mleko, czasem nawet 70 tys. zł, to jeszcze grozi im to, że będą musieli dopłacać do jej długów. A później walczyć o odzyskanie pieniędzy.
To jest jednak czarny scenariusz, którego na ten moment zarządca sądowy nie bierze pod uwagę. I uspokaja, że nie zamierza sięgać do kieszeni dostawców mleka, wręcz zależy jej na tym, by współpraca Bielmleku z gospodarzami układała się jak najlepiej. Bo, jak podkreśla, najważniejsze jest, by firma wznowiła pełną produkcję. Wówczas zacznie zarabiać i będzie miała fundusze na spłatę zadłużenia. A tego nie da się zrobić bez dostaw mleka.
(bisu)