Od rana na rynku lekkie zamieszanie i poruszenie, zapewne znów komuś wlepiono mandat za brak ostrożności, czy odpowiednich środków zabezpieczających przed wirusem, którego nie widać.
Zresztą, co za różnica, gdzie się człowiek zarazi - na rynku, czy też na zatłoczonej plaży, w kościele czy cerkwi. Najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Można nie pchać się tam, gdzie tłum. Z tymże na bielskim rynku zawsze jest, był i będzie problem.
Sprzedawca akordeonów, o którym pisaliśmy przed tygodniem, znalazł wreszcie wykonawcę, który zagrał na kilku instrumentach i okazało się, że są sprawne. Natomiast czy je kupił to nie wiadomo. Fakt, za taki akordeon trzeba zapłacić przynajmniej 800 zł.
Na innym stoisku, gdzie sprzedawane są jajka i płyty disco polo też można porozmawiać o muzyce i handlu. Sprzedawca mówi, że to już nie te czasy, kiedy ze sprzedaży płyt disco polo na bazarze można było żyć, ale wciąż są amatorzy tego gatunku muzyki, którzy wciąż kupują i pytają o nowości. Jak przyznał, przeważnie robią to właściciele samochodów, aby umilić sobie czas w podróży.
(ms)
Dzisiaj na rynku: