W Knorydach pod Bielskiem na ścianie jednej z chat powstał mural, a właściwie drewnal, bowiem namalowano go na drewnie. Autorem pracy jest urodzony i mieszkający w Sanoku 35-letni Arkadiusz Andrejkow, absolwent Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego.
- W Knorydach miałem okazję na pięknym starym domu uchwycić w formie obrazu jedną z bardziej powszechnych podlaskich scen. Chodzi tu oczywiście o siedzenie na ławeczce - mówi artysta. - W tym rejonie Polski przy każdym obejściu domu była prosta ławka, na której w cieniu można było odpocząć, spotkać się z sąsiadami oraz innymi mieszkańcami wsi. Zdarzało się, że gromadziło się na niej nawet kilkanaście osób. Najczęściej przesiadywano tam po pracy, lub w niedzielę i święta. Wieczorami była to miejsce zgrupowań wiejskiej młodzieży, która śpiewała pieśni obrzędowe i miłosne - dodaje.
Nie jest to jego pierwsza praca związana z naszym regionem.
- Zaczęło się w Dubnie w gminie Boćki, gdzie właściciel, który widział moje prace zaproponował mi wykonanie muralu w tej wsi. Przy okazji poznałem Jerzego Rajeckiego i jego fotografie i jedną z nich postanowiłem zilustrować na muralu - tłumaczy Arkadiusz Andrejkow.
Z kolei w Knorydach zainspirował się zdjęciem właścicieli z koleżankami sprzed lat.
- Tu na Podlasiu mi się podoba. Zostały jeszcze całe zagłębia chat, które można pomalować - przyznaje artysta.
Arkadiusz Andrejkow starymi fotografiami zainteresował się jeszcze na studiach. Drugą pasją, która go pociągała było malowanie na nietypowych podłożach.
- Zaczynałem od typowego graffiti, później były sypiące się ściany, aż wreszcie odnalazłem drewno. Chciałem to połączyć, stare fotografie i ściany np. stodoły - opowiada.
Później zdobył stypendium ministerialne i zaczął realizować swoją pasję u siebie na Podkarpaciu.
- Jeszcze na wiosnę tego roku nie przypuszczałem, że od maja do końca listopada uda mi się wykonać aż 30 prac na stodołach. Tak właśnie tyle tego powstało. Każda praca, oprócz jednej, powstawała w jeden dzień. Swoje działania na stodołach nazywam projektem Cichy Memoriał, lecz ów projekt nie ma żadnego zewnętrznego finansowego wsparcia, oprócz półrocznego stypendium twórczego z MKiDN w 2017 roku. Realizacje na Podkarpaciu wykonuję z własnej kieszeni i maluję swoimi farbami. Od gospodarzy nie biorę żadnych pieniędzy za robotę. Dlaczego to robię? Przede wszystkim cały czas mi się chce malować. Mimo natłoku prac komercyjnych i obowiązków rodzinnych ciężko mi znieść dłuższą przerwę. Ściany stodół stały się dla mnie podłożem idealnym. Są obrazami, które natura i upływający czas zaczęły malować już znacznie wcześniej niż moje pierwsze pociągnięcie pędzla - tłumaczy Andrejkow.
(ms)