Po raz pierwszy od czasów pandemii Bielski Dom Kultury zdecydował się szerzej otworzyć swoje podwoje - na imprezę kameralną, czyli spotkanie z podróżnikiem z cyklu „Kawa i herbata”. Ci, którzy się zdecydowali na wizytę w środę wieczorem w BDK-u, nie powinni żałować.
Jako że wciąż mamy koronawirusa, na spotkaniu zachowano pewne środki ostrożności, np, odpowiedni dystans między słuchaczami.
Natalka Boćkowska zdała swoją relację, zaprezentowała przeźrocza i pokazała film - okazała się również bystrym obserwatorem i stać ją było na podzielenie się szerszymi refleksjami na temat jej pobytu w Sydney i okolicach.
Pojechała tam do rodziny. Trafiła na okres świat Bożego Narodzenia i przywitała Nowy Rok w Sydney. Wtedy wypada w Australii lato i jest ono zazwyczaj wyjątkowo gorące, a na ulice czy na plażę lepiej nie wychodzić bez posmarowania się kremem z filtrem. Natalia Boćkowska miała okazję obejrzeć efektowne fajerwerki noworoczne dwukrotnie, bowiem w największym mieście Australii, najpierw pokaz sztucznych ogni organizuje się ok. 21 dla dzieci i najmłodszych - aby ci mogli się wcześniej pójść spać, a dopiero później dla dorosłych, czyli przed północą.
Kilkanaście osób, które słuchały podróżniczki, mogło dowiedzieć nie tylko tego, co akurat w Sydney - największym mieście Australii - jest warte obejrzenia, ale też praktycznych porad, np. jak dolecieć do Australii, czy też poruszać się po samym mieście.
- Generalnie Australia jest krajem stosunkowo drogim - zwłaszcza jeśli ceny przeliczamy na złotówki. Drogie jest jedzenie i mieszkanie, za to taniej niż w Polsce wychodzi kupno samochodu - przyznała Natalka. - Australijczycy są ludźmi pogodnymi i skorymi do pomocy. Z drugiej strony są trochę nieufni wobec globalizacji. Np. obrót bezgotówkowy wciąż jest stosunkowo mało popularny, podobnie jest z internetem. Australijczycy, mają możliwości, ale nieufnie podchodzą do WiFi, wolą płacić gotówką, a koszty połączeń internetowych, czy telefonicznych są stosunkowo wysokie. Abonamenty telefoniczne, czy darmowe minuty są rzadkością. Australijczycy są za to towarzyscy i pogaduszki w kolejce do sklepu są tam normą - podkreślała Boćkowska.
Po samym Sydney najlepiej poruszać się transportem publicznym: koleją naziemną lub też łodziami - wychodzi najtaniej. Samo miasto nie przytłacza. Jest w dużej mierze eklektyczne, nowoczesne budynki sąsiadują bez problemu ze starymi, które Australijczycy uważają za zabytki.
Kangur - jeden z symboli Australii, to także popularne mięso, które można dostać w większości sklepów czy restauracji. Można też zjeść mięso krokodyla, jak się ma na to ochotę. Dosyć częstym obrazem w Australii jest widok spadającego z drzewa Koali, jak też kangura, który wpada pod koła samochodu.
Stosunkowo trudno w Australii zrobić prawo jazdy, jest to proces wielostopniowy, najpierw człowieka uczy jeździć członek rodziny, czy znajomy, by później przejść kolejne etapy. Drogi buduje się przeważnie dwupasmowe, na czym zyskują kierowcy samochodów i motocykli. No i nie zapomnijmy, obowiązuje tam jak w Anglii ruch lewostronny.
W Australii na wysokim poziomie znajduje się służba zdrowia. W większości jest ona prywatna i prawie za każdy zabieg trzeba płacić.
- Policja australijska też się nie ceregieli - wspominała Natalia Boćkowska - i reaguje zdecydowanie, jak ktoś narusza zakazy. Np. pali w miejscu niedozwolonym. Taka osoba naraża się nie tylko na mandat, ale może być zwinięta od razu na komisariat. Za to Sydney jest miastem bardzo czystym. Widać to nie tylko na ulicach, ale również w licznych parkach w samym mieście, jak i otaczających Sydney. Australijczycy też dbają o porządek w miejscach publicznych oraz o przyrodę.
Sam lot do Australii trwa długo, bo 26 godzin, zwykle z jednym albo dwoma międzylądowaniami. Jak ktoś boi się, że się zgubi, albo straci bagaż, warto dopłacić dodatkowo za bilet dla osoby niepełnosprawnej i bez znaczenia, czy się nią jest, czy nie, dostaje się wtedy przewodnika, który pomaga w wielu sprawach.
Dosyć smutny jest za to obraz Aborygenów, tzn. rdzennej Ludności Australii. Mimo pewnej pomocy społecznej, mieszkań socjalnych, czy tez bezpłatnej opieki zdrowotnej nie odnajdują się oni do końca w cywilizacji białego człowieka.
- Australijczycy sami raczej nie nadużywają alkoholu, za dużo też nie oglądają telewizji. Oprócz pracy mają gdzie spędzać czas na świeżym powietrzu, w okolicach Sydney jest wiele atrakcyjnych plaż i parków - zaznaczyła Natalka Boćkowska.
(ms)
Opowieści podróżników w BDK: