Każdemu, chyba każdemu zdarzyło się w życiu choć raz zgubić portfel, pieniądze, czy dokumenty.
O rozterkach z tym związanych jest kolejny tekst (po swojomu). Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jest to sytuacja nieprzyjemna i zwykle jesteśmy źli na siebie za nieroztropność, a także na cały świat. Robimy się podejrzliwi i zaczynamy szukać winnych. Nie zawsze się też takie historie dobrze kończą, choć czasem tak, ale często niesmak i żal pozostają, aż nie zapomnimy, bo życie wszak toczy się dalej.
(ms)
Wy, szto skażete?
Wybrałaś do sklepu. Nakuplała jak buolsz towaru, kob sztoraz za czymś odnym ne biehati. I tak tiahnuła: plecak na pleczoch, w odnuoj ruczci torba, w druhuj toże. Maska twar zakrywaje, szto dychnu, okulary zamulaje. I tut prypomniła: pro herbatu zabyła. Nu, hodi, ne budu wże woroczatiś. Zajdu do toho maleńkoho sklepiku po dorozi, nedaleko domu.
Pani pytaje jakuju.
- Nu, jakujuś prostu. Earl Grey może byti.
Wytiahaju hroszy w torebci plastikowuj, kob to na wsiaki pożarny słuczaj ne zaraziti. Ne maju druobnych, daju 100 zł. Pani wydaje resztu, pereliczuje na oczach i toże wkładaje do woreczka. Machinalno wkładaju do kiszeni… Tak dumaju, szto do kiszeni, zdajećcia by tudy… A może to ne sowsiem tak wyszło. Dwa kroki do domu. Prychodżu, rukoju do kiszeni… i nema. Jołki pałki. Może odnakoż w kotorujś torbi. Peretresaju – i nic z toho. Hubiłoś w życiowi razny rzeczy i buolszy, ale wsio ż taki – szkodowato. Szcze woroczajuś do sklepiku, po dorozi rozhledajuczy woreczki i rukawici, szto walajućcia po tych, kotory derżaćcia przepisuw tuolko do pewnoho momentu. Ale hroszy w ich ne widno. Pani w sklepikowi każe, że nichto ne zgłosiw meji straty:
- Wie, pani, najszybciej podniósł ktoś, kto stał za panią i przywłaszczył sobie.
Aha, prypominaju, faktyczno, stojała za mnoju jakajaś baba. Nu szto ż, pochoże, że tak i było. Ale za ruku ne złapała. Bo mało prawdopodobne, że to wietior wywijaw z kiszeni.
Ha. Szkodowato. Ale zaczynaju dumati po chryścijańśku: znaczyt komuś buolsz byli potryebny tyji hroszy czym mnie… Wsio ż taki, pryznajuś, nedowho trymajećcia mene takaja dumka. Szcze analizuju, jak to mohło byti: może tak, może śmak. A może szcze znajdućcia w jakiś czarodiejśki sposub… Śmijeteś? A kuolko babuow obihaje puw horoda, bo „w Kauflandi tańsza karkuwka na 4zł, to kupju kilo, a w Arhelanowi kinuli udka po … zł, to zo try kilo woźmu”.
Zadzwoniła znakoma. A… roskażu, jakaja ja roździawa. Może bude lokszej.
- Ne pereżywaj – każe - nu, szto zrobisz. Chtoś uczciwy, jakby baczyw, że wyletili hroszy, to by oddaw. A neuczciwy to szcze i sam muoh wytiahnuti z kiszeni. Każu, ne pereżywaj, a to skoczyt ciśnienie i jak ty tohdy do dochtora dobjeszsia?
Bo i prawda. Zdorowia teper osobienno treba pilnowati.
I na takuom stwierdzeniowi mohłob i skonczytiś. Ale ja szcze stała peredumowati, szto by mnie mohli skazati druhi znakomy.
Waśka – bohatyr: „ takieju irundaju hołow zaworoczujesz, pieniondze - rzecz nabyta”.
Gienio, szto popiti lubit: „nu, kuolko tam, zo sztyry puwlitra by wyszło”.
Joli i Basi to nawet' ne pryznajuś, może by szcze tieszyliś, że tak mnie pryszłoś, a na szto toje.
Kasia, dumajuszcza praktyczno: „to chocz by kupiła jakujuś poradocznu Yerba Mate, mencz stratna byłab i popiła zo smakom”…
A Wy, szto skażete?
(tz)