Bywa, że ludzie zachowują się nieracjonalnie, bardzo nieodpowiedzialnie - mówi Bożena Grotowicz, dyrektor SP ZOZ w Bielsku Podlaskim. Szpital jest na pierwszej linii frontu w walce z epidemią koronawirusa.
W powiecie bielskim jest 31 przypadków zakażenia koronawirusem (na 114 w województwie podlaskim).
- Sytuacja jest poważna, mamy dużo pracy. Wytyczne, które otrzymaliśmy próbujemy wprowadzić w życie. Jesteśmy w nowej sytuacji. Działamy pod presją ogromnego stresu. Są problemy na każdym oddziale, próbujemy je na bieżąco rozwiązywać. Tych pacjentów, których możemy leczyć na miejscu, tych też leczymy. Tych, których możemy przekazać do innych szpitali, to przekazujemy - albo do jednoimiennych, jeśli są to zakażenia koronawirusem, albo do innych placówek medycznych, jeśli nie jesteśmy w stanie sami pomóc tym chorym. Pracuje tu sztab ludzi, lekarze i pielęgniarki, z ogromnym oddaniem - tłumaczy Bożena Grotowicz.
Jak podkreśla, personel szpitala przez kilka tygodni przygotowywał się do tej sytuacji, szkolił się, opracowywał procedury.
- Kryzys przyszedł do nas z miasta. Myśmy tego kryzysu nie wykluli tu, w szpitalu. Problem będzie narastał. Nie jesteśmy w stanie zapanować nad tym, co robią ludzie poza szpitalem. Od początku epidemii mówimy o tym, że kto nie musi osobiście, to niech do nas nie przychodzi. My jako jedyny POZ w mieście nie zamknęliśmy się na cztery spusty przed pacjentami. My ich obsługujemy cały czas. Do części mieszkańców dotarło to, że powinni zachowywać się zgodnie ze wskazówkami, do innych nie. Bywa, że ludzie zachowują się nieracjonalnie, bardzo nieodpowiedzialnie. Sytuacja epidemiczna toczy się też poza szpitalem. Prawdopodobnie po mieście chodzą ludzie zakażeni, którzy o tym nie wiedzą. Nie stanowimy tu zresztą jakiegoś wyjątku, taka jest rzeczywistość. Te zakażenia będą niestety narastały. Oprócz koronawirusa ludzie mają też zawały, udary, łamią sobie nogi, mają dolegliwości gastryczne. To, że pojawił się koronawirus nie znaczy, że mieszkańcy przestali chorować. To, co nam utrudnia pracę, to fakt, że w konkretnych sytuacjach bardzo ciężko podjąć jest decyzję, nie wiedząc tak do końca, jakie mogą być jej konsekwencje. Później po fakcie wszyscy są mądrzy i mówią, że należało zrobić tak, lub inaczej. Niestety, doświadczam tego na własnej skórze bardzo często - dodaje Bożena Grotowicz.
(pb)