Coraz ostrzejsze ograniczenia związane z epidemią odbijają się na handlu. Zwykle o tej porze pełno było straganów z nasionami kwiatów i krzewów. Dzisiaj ta branża, typowo sezonowa, przeżywa podobnie jak inne poważny kryzys, a handlowcy liczą straty albo bankrutują.
Nie dziw, że skrzykują się w sieciach społecznościowych i odgrażają się, że przestaną płacić ZUS.
Tymczasem na rynku ruch niewielki, co w zaistniałej sytuacji wydaje się normalne. Mimo wszystko handelek się odbywa. Oprócz stoisk owocowo-warzywnych , które pracują cały czas, pojawiła się buda z mięsem oraz stoisko ze słodyczami. Jest też kilku rolników sprzedających np. jajka z własnego gospodarstwa. Wrócił sprzedawca miodu. Po rynku krąży radiowóz policyjny. Funkcjonariusze nawołują przez megafon mieszkańców, aby zachowywali wymagane odstępy i nie gromadzili się przy stoiskach.
Trzeba przyznać, że bielszczanie starają się stosować do graniczeń. Niektórzy noszą maski, spokojnie czekają w kolejkach przed sklepami zachowując odstęp. Pytanie tylko, jak długo jeszcze będą w stanie znieść ograniczenia.
(ms)
Czwartkowy rynek w Bielsku: