Zgodnie z obietnicą poseł Stefan Krajewski umówił delegację dostawców mleka dla bielskiej mleczarni na posiedzenie Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Obietnicę taką podlaski poseł PSL złożył podczas ostatniego protestu przed siedzibą Bielmlek.
Więcej o tym piszemy w artykule: Rolnicy przez trzy godziny w deszczu protestowali przed siedzibą Bielmleku. Nawet im nie otworzono [FOTO, WIDEO]
O problemach rolników, którzy są udziałowcami mleczarni, mówiła Monika Łęczycka, która sama do niedawna była dostawcą mleka do Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek i ciągle jest jej udziałowcem. Przynajmniej część posłów zapoznała się z nimi po raz pierwszy. Opowiadała ona m.in. o tym, że gospodarze nie dostają pieniędzy za oddane mleko. Ostatnio zapłatę za grudzień otrzymali tylko ci, którzy ciągle oddają surowiec do Bielmleku. Przy mleczarni zostało już tylko ponad 100 rolników. W okresie normalnego funkcjonowania spółdzielni miała ona około 900 dostawców, a w latach świetności ponad 1000.
- Do dziś nie otrzymałam pieniędzy za mleko oddane we wrześniu i październiku - mówi nam pani Monika.
Rolnicy nie tylko niepokoją się brakiem zapłaty. Wielu z nich zastanawia się, czy spółdzielni, której są udziałowcami, nie czeka upadłość. W październiku ubiegłego roku wniosek o jej ogłoszenie złożył w sądzie jeden z wierzycieli. Tadeusz Romańczuk, prezes Bielmleku skierował wówczas wniosek o wprowadzenie programu restrukturyzacji. To automatycznie zawiesiło sprawę upadłości.
W momencie pisania tego artykułu dowiedzieliśmy się od Moniki Łęczyckiej, iż sąd kilka dni temu oddalił wniosek o restrukturyzację. Wnioskodawcy jednak przysługuje możliwość odwołania się, więc sprawa może jeszcze potrwać. A rolnicy ciągle są w zawieszeniu.
Po rozmowie z prawnikiem wiem, że Romańczuk ma miesiąc na złożenie zażalenia, więc wniosek o upadłość nadal jest zawieszony
- poinformowała.
Pani Monika podczas posiedzenia sejmowej komisji mówiła też o podniesieniu przez zarząd spółdzielni wysokości udziałów. Nastąpiło to w połowie 2018 roku, tuż przed tym jak prezes Romańczuk został wiceministrem. Gdy trafił on do resortu rolnictwa, fotel prezesa zajął jeden z pracowników spółdzielni, później jeden z lokalnych polityków, a po nim córka Romańczuka. Po niespełna roku Romańczuk stracił tekę wiceministra i ponownie przejął stery w mleczarni. Przejął je w momencie, kiedy Bielmlek zaczął tracić płynność finansową. Przestał płacić rolnikom za mleko, zaczął zalegać z płatnościami wobec załogi i kontrahentów.
A o co chodziło z udziałami? Wcześniej wynosiły one 50 tys. zł, później podniesiono je do 100 tys. zł. Dzięki temu mleczarni udało się pozyskać kredyty (wyższe udziały to większy majątek spółki i większe zabezpieczenie kredytu). Jednak udziały wpłacają rolnicy w ramach potrąceń od ceny mleka, w większości przypadków było to 20-30 tys. zł. Nieliczni zdążyli wpłacić pełne 50 tys. zł. Niestety, w razie upadłości spółdzielni każdy udziałowiec za jej długi odpowiada do wysokości swoich udziałów. Jeśli ich nie wpłacił, komornik może wejść na jego prywatny majątek. To - jak mówiła Monika Łęczycka - budzi największe obawy rolników. Dla nich 50 tys. zł to być albo nie być, a co dopiero 100 tys. zł.
- Oczywiście musimy nadal działać w kwestii unieważnienia statutu (to w nim jest zapisana jest wysokość udziałów - red.) itp., ale jest nadzieja, że organy państwowe pogonią inne organy państwowe do wyjaśniania tej sprawy, a nie zamiatania jej pod dywan - komentowała pani Monika po posiedzeniu komisji.
Ostatnio do rolników dotarły informację, iż wysokość udziałów przywrócono do 50 tys. zł, ale nie mają oni pewności, czy ta zmiana zabezpiecza ich interesy w razie upadłości spółdzielni.
Jak na sprawę Bielmleku zareagowali posłowie? Wywołała ona burzliwą dyskusję. I nie ma co się dziwić, spółdzielnia jest ściśle związana z osobą, która do niedawna była jednym z lokalnych liderów partii rządzącej - Tadeuszem Romańczukiem, byłym senatorem i wiceministrem rolnictwa z ramienia PiS.
- Posłowie PiS chcieli wrzucić problem Spółdzielni Bielmlek do jednego worka z innymi spółdzielniami, które mają kłopoty, ale pani poseł Dorota Niedziela nie pozwoliła na to - relacjonuje pani Monika.
W posiedzeniu komisji brał udział wiceminister rolnictwa, który stwierdził, że rozumie obawy rolników, ale dodał, że funkcjonowanie spółdzielni oraz wysokość udziałów określa statut. Mówił też o ogólnych problemach spółdzielni w radzeniu sobie na wolnym rynku.
Posłowie opozycji nie pozwolili jednak rozmyć problemu.
Jak stwierdziła posłanka Koalicji Obywatelskiej, Dorota Niedziela, nie można mieszać problemów na rynku ze zwykłym oszustwem i złodziejstwem. Jej słowa cytował m.in. portal farmer.pl zajmujący się tematyką rolnictwa. Wtórował jej Romuald Ajchler z Lewicy, podkreślając, że wiele problematycznych kwestii, m.in. wysokość udziałów, powinien rozstrzygnąć sąd, ale ta sprawa jest o tyle trudniejsza, że jest personalnie związana z osobą byłego wiceministra rolnictwa.
Posłanka Niedziela zaproponowała, by sytuacji w Bielmleku poświecić oddzielne posiedzenie komisji (na ostatniej poruszono ją w tzw. sprawach różnych). Zwrócono też uwagę, iż problem ten można postrzegać w szerszym kontekście związanym z wydatkowaniem publicznych pieniędzy.
Chodzi o to, że Bielmlek otrzymywał kredyt z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Z kolei gwarancji na kredyty udzielał Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, czyli instytucja podległa rządowi, a dokładniej resortowi rolnictwa. Posłowie już na poprzednim posiedzeniu komisji dopytywali, czy i ile KOWR musi z tego tytułu wydać. Niespłacone długi spadają bowiem na instytucję, która udzielała gwarancji.
Jak wypominali posłowie opozycji, Bielmlek nie jest jedynym takim przypadkiem. Drugim jest spółka Eskimos, która miała zająć się interwencyjnym skupem jabłek. Początkowo miała to robić bez finansowania rządowego, ale później wystąpiła o kredyt na działalność. Gwarancji na jego udzielenie także udzielał KOWR. A z racji tego, że Eskimos okazał się niewypłacalny, wezwanie do spłaty kredytu trafiło właśnie do KOWR. Co ciekawe - jak pisał „Puls Biznesu" - projekt interwencyjnego skupu jabłek jako wiceminister rolnictwa osobiście nadzorował Romańczuk. Skup ostatecznie nie wyszedł, zostały jedynie długi.
Podczas posiedzenia komisji posłanka Niedziela mówiła, iż Eskimos to koszt ok. 100 mln zł, upadek Bielmleku - to kolejne 30 mln. Obie te sprawy bada już CBA. Na razie jest to postępowanie w sprawie, a nie przeciw komukolwiek.
Po posiedzeniu komisji rolnicy wyszli w optymistycznych nastrojach.
Dostaliśmy obietnicę od wielu członków Komisji Rolnictwa, że zorganizują oddzielne posiedzenie dotyczące naszego problemu. Mam kontakt do pani poseł i ona wzięła mój numer, aby od razu jak tylko zwołają komisję zawiadomić nas i zaprosić na nią delegację rolników. To dobry znak
- komentuje Monika Łęczycka
(bisu)